Gdy
zeszłyśmy na dół na śniadanie, przy drzwiach do wielkiej sali zobaczyłyśmy
zawieszoną kartkę pergaminu.
Drodzy
Uczniowie!
Wasze
zwierzęta przywiezione do szkoły są dostępne do odebrania pomiędzy 7.30 a 9.00
na korytarzu na trzecim piętrze. Prosimy o odebranie ich, w innym przypadku
zostaną odesłane do waszych domów. Mówimy o kotach, szczurach i ropuchach. Sowy
są już w sowiarni.
Z
poważaniem
Dyrektor
Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie
Minerwa
McGonagall
No tak, zupełnie
zapomniałam o Zoyce! Zoya to moja szara kotka w prążki. Rodzice kupili mi ją na
pokątnej na początku wakacji. Mała ma teraz niecałe 6 miesięcy i bardzo lubi
bawić się i psocić. Muszę coś zjeść, a później pójść i ją odebrać. Ostatni raz
widziałam ją, kiedy oddawałam ją do przedziału zwierzęcego w Expresie Hogwart.
Mam nadzieję, że nie zestresowała się za bardzo...
W
wielkiej sali usiadłyśmy przy stole ślizgonów. Mój brat już tam był, ale
rozmawiał z kolegami, więc nie chciałam mu zawracać głowy swoją osobą. Było tam
wiele pyszności. Nalałam sobie kakao i posmarowałam dwa tosty dżemem. W trakcie
śniadania rozmawiałyśmy z dziewczynami jakie zwierzęta przywiozły ze sobą.
Dowiedziałam się, że Alice, podobnie jak ja, również wzięła kotkę, jednak jej Venus
ma już 3 lata. Julie ma kremową sówkę Płomykówkę - Dalię. Steph ma dwa szczury - ognistorudego
Screena i śnieżnobiałą Virginię w czarne łatki. Ellie ma w domu rodzinnym psa,
ale ich do Hogwartu niestety nie można zabierać. W między czasie doszli do nas
Zabini, który pochwalił się swoją czarną sową - Devilem, a także Albus który
wytłumaczył, że nie ma zwierzęcia.
Tak
więc po zjedzeniu pierwszego posiłku, około godziny 8.30 popędziłyśmy z Alice i
Steph na trzecie piętro w celu odebrania
swoich pupili. Aby odebrać zwierzę, wystarczyło zapisać się piórem leżącym na
ustawionym tam stoliku, na wiszącej tam kartce. Gdy to zrobiłam, otworzyła się
jedna ze stojących tam transporterów i wyszła z niego Zoya, która od razu do
mnie pobiegła i zaczęła się łasić. Pogłaskałam ją za uszkiem i podniosłam.
Zaczekałam na dziewczyny i razem odniosłyśmy zwierzaki do naszego dormitorium.
Była już prawie dziewiąta, więc ledwo zdążyłyśmy na lekcję. Zaczynałyśmy od
obrony przed czarną magią.
Pierwszy
dzień upłynął spokojnie. Wszystkie lekcje mi się bardzo podobały.... No, może
poza historią magii, na której, w przeciwieństwie do Ellie, cudem udało mi się
nie usnąć z nudów. Była to lekcja z profesorem Binnsem, jedynym duchem w radzie
pedagogicznej. Między lekcjami był
lunch, a potem dwie godziny opieki nad magicznymi stworzeniami, które mieliśmy z
gryfonami. Pogadałam chwilkę wtedy z Rose. Hagrid uczył nas opieki nad
Trzminorkami. Są to duże, szare, włochate owady latające. Wytwarza się z nich
syrop wywołujący melancholię. Nie są to zbyt wdzięczne zwierzęta, ale
cóż... W końcu lekcje się skończyły i
odrabialiśmy lekcje w pokoju wspólnym. Był to pierwszy dzień, więc nauczyciele
nie zadawali za wiele pracy domowej. Kiedy skończyliśmy rozmowom nie było
końca, aż musieliśmy iść na kolację. Zdążyłam nawet, w między czasie pobawić
się z Zoyą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz