Pierwszy
miesiąc minął bardzo szybko. Było dużo nauki i oczywiście nie brakowało kłótni
z Jamesem Potterem. W końcu wydawało się, że dał sobie spokój. Uwielbianym przeze mnie przedmiotem, już od
pierwszej lekcji stało się latanie. Kiedy pierwszy raz uniosłam się na miotle
poczułam się cudownie. Pani Hooch, może nie jest najwspanialszą nauczycielką,
ale jednak uczucie towarzyszące unoszeniu się w powietrzu jest nieporównywalne
z czymkolwiek innym. Bardzo podoba mi się również obrona przed czarną magią i
zaklęcia. Katie Bell jest z kolei młoda, wyrozumiała i taka... luzacka. Jej
lekcje są najciekawsze. Na trzecim miejscu w mojej klasyfikacji znajdują się
eliksiry. Slughorn mówi, że świetnie mi wychodzą.
Był
17 października, czwartek. Dzień mijał spokojnie. Było około 14.00, więc
czekaliśmy na zaklęcia na korytarzu na drugim piętrze. Do sali obok czekała 3 klasa. Pech chciał, że
byli to akurat Gryfoni, a to oznaczało tylko jedno - James Potter. Ostatnio nie
starał się wywoływać na siłę kłótni - może teraz też się obejdzie bez tego.
Siedzieliśmy i gadaliśmy z Zabinim i Alem .
-Patrzcie, jakich fajnych,
ślizgońskich kumpli znalazł sobie mój brat - zadrwił Potter ironicznie.
Żadne z nas się nie odezwało.
-Mój brat nie fatyguje się nawet, by
się do mnie odezwać - komentował dalej głośno ku uciesze kolegów.
-Przestań, myślałem, że już dorosłeś.
Daj mi wreszcie spokój! - odpowiedział w końcu Albus.
-Oj, nie braciszku, nie pozwolę, żebyś
stał się taki jak oni... - ciągnął dalej Potter.
-Czyli jaki?! - mimo usilnych prób
wytrzymania, zachowania spokoju, nie dałam rady i się odezwałam.
-Co ty właściwie do nas masz Potter?!
No, dalej! Wyrzuć do z siebie i zakończmy tą idiotyczną kłótnie! -wykrzyczałam
mu w twarz. W jego oczach widziałam rosnącą furię. Mam wrażenie, że wszystkie
twarze na korytarzu były zwrócone w naszą stronę.
-No cóż... Chodzi o to, że miejsce
mojego brata jest wśród rodziny, tutaj, w Gryffindorze, a miejsce wasze i
waszych rodzin, a szczególnie twojej Malfoy, jest w... AZKABANIE! Wszyscy
jesteście śmierciożercami i powinniście dożywocie spędzić tam, gdzie wasze
miejsce - w AZKABANIE! - zaczął spokojnie, a skończył krzycząc.
Po
tych słowach coś we mnie pękło. Serce strasznie zapiekło. Poczułam ból, który
zdawał się wychodzić ze mnie. Moje oczy stały się wilgotne. Zakryłam twarz dłońmi.
Nie chciałam płakać, a szczególnie nie na środku korytarza, kiedy wszyscy się
na mnie gapili. Zaczęłam uciekać. Pomyślałam, że pobiegnę do pokoju wspólnego.
Nie miałam pojęcia, co wywołało u mnie, aż taką reakcję, ale te słowa tak
strasznie bolały i piekły. I jeszcze wypowiedział je syn wielkiego bohatera,
brat mojego przyjaciela. Nie mogłam tego pojąć. Po prostu nie potrafiłam. Kiedy
dotarłam do pokoju odsłoniłam twarz, lecz było tam multum osób. Pobiegłam po
schodach do dormitorium. Otworzyłam drzwi. Na szczęście było puste. Na moim
łóżku leżała tylko Zoya, która próbowała zachęcić do zabawy Venus, jednak oba
koty zerwały się kiedy trzasnęłam drzwiami. Wbiegłam do łazienki, machnęłam różdżką
na drzwi i wypowiedziałam zaklęcie:
-Colloportus
Tego zaklęcia nie dało się otworzyć
alohomorą, więc mogłam sobie tu spokojnie siedzieć i płakać, bez obaw, że
ktokolwiek mnie zobaczy. Obok siebie zobaczyłam Zoykę, musiała wbiec tu za mną
zanim zamknęłam drzwi. Cieszyłam się, że jest ze mną. Osunęłam się na nogach i
usiadłam. Wzięłam do siebie moją kotkę i pogrążyłam się w rozpaczy.
Kiedy
tak sobie płakałam, słyszałam co jakiś czas pukanie i prośby dziewczyn, żebym
wyszła. Kochane są. Próbowały mnie pocieszać, tłumaczyć co się stało kiedy
poszłam. Jednak po pierwsze prawie nic nie słyszałam, a po drugie co one mogły
wiedzieć? Nie było ich wtedy.
za krótke ;/
OdpowiedzUsuńPostanowiłam wrzucać posty codziennie, lecz przez to rozdziały są krótsze. Mogłabym wrzucać jeden rozdział dwa razy dłuższy, ale raz na 2/3 dni. Ale dziękuję za komentarz i twoją opinię :D
Usuń