Więc tak to wszystko się kończy? Ja
już nie żyję? Przecież to niemożliwe... Czy gdybym umarła mogłabym teraz
myśleć? To wszystko wydaje się dziwne... Czuję jakbym mogła otworzyć oczy, a to
znaczy, że mam ciało. Po śmierci chyba się nie ma ciała... No nie?
Uchyliłam
powieki i zobaczyłam nad sobą kamienny sufit. Uff... Czyli jednak żyję...
Otworzyłam oczy szerzej i rozejrzałam się starając się nie poruszać głową.
Rozpoznałam, że znajduję się w skrzydle szpitalnym, w Hogwarcie.
-Kate!
Spostrzegłam obok siebie, po prawej
stronie łóżka, mojego brata Score'a. Nie sądziłam, że jego widok sprawi mi
kiedykolowiek taką radość i ulgę. Na jego twarzy malowała się radość i rosnący
spokój. Chyba nie spodziewał się, że się ocknę.
-Dobrze Cię widzieć Score.
Przytulił mnie, a z oczu popłynęły mu
łzy.
-Nigdy więcej tego nie rób! Tak się o
ciebie bałem, rodzice też się bali! Ty mogłaś tam umrzeć!
-Gdzie jest Al? - z tysiąca pytań,
jakie teraz przychodziły mi na myśl wybrałam to. Nie wiem dlaczego.
Pytanie to bardzo przygasiło wciąż
płaczącego Score'a. Nic nie powiedział. Co się dzieje?!
Postanowiłam
się podnieść, lecz gdy tylko się poruszyłam poczułam przeraźliwy, piekący ból
brzucha. Od razu opadłam z powrotem na poduszkę.
-Proszę się nie ruszać! Proszę leżeć!
To pani Pomfrey zawołała widząc, że
się obudziłam. Podeszła szybkim krokiem do mojego łóżka i podała mi jakiś płyn.
-Proszę to wypić. Gdy tu trafiłaś,
panno Malfoy, byłaś w bezpośrednim zagrożeniu życia. Teraz, przez co najmniej
tydzień, nie możesz nawet pomyśleć o wstaniu z tego łóżka. I radzę mnie
posłuchać, bo Cię przykuję.
-Dziękuję, nie będzie takiej potrzeby
- odpowiedziałam jej, a ona odeszła.
Wypiłam to świnstwo które mi dała i z
trudem powstrzymałam się od wyplucia tego obrzydliwego leku. Odłożyłam butelkę na szafkę po lewej stronie.
W tym momencie spostrzegłam widok po drugiej stronie sali, w rzędzie na
przeciwko mojego, który zmroził mi krew w żyłach. Leżał tam chłopak z
zabandażowaną głową, rękami i brzuchem. Nad nim siedział James Potter który
wpatrywał się we mnie swoimi szklanymi, podkrążonymi oczami . Nie mogłam na to
patrzeć. Odwróciłam wzrok w stronę mojego brata. Moje serce prawie się zatrzymało. Otworzyłam
usta, ale nie potrafiłam wydobyć z nich żadnego dźwięki.
-Żyje - powiedział Score.
Z powrotem mogłam oddychać.
-On się jeszcze nie obudził? Dlaczego?
-Jego stan jest dużo cięższy niż twój.
Kiedy ciebie tu przynieśli miałaś rozcięty brzuch, uszkodzone narządy
wewnętrzne, połamane 4 żebra i rękę, liczną ilość rozcięć i siniaków, straciłaś
bardzo dużo krwi - głos Score'a podczas wymieniania się łamał coraz bardziej z
każdym kolejnym obrażeniem - jednak on... miał jeszcze wstrząs mózgu, złamany
krąg szyjny i kręgosłup w dwóch miejscach. Krwi pozostało mu niecałe dwie
trzecie. Nie wiadomo było czy uda się go uratować. Nadal nie wiadomo, czy się
obudzi, a jeśli tak, to czy nie zostanie kaleką do końca życia. Tamtej nocy
przybyli tu najlepsi uzdrowiciele ze świętego Munga, zresztą codziennie
przychodzą... Po co wy tam poszliście...? Po co...-gdy skończył mówić schował twarz za
ramieniem i zalał się łzami.
Co
ja mu mam powiedzieć? Co mam powiedzieć rodzinie mojej i Ala? Że poszliśmy tam,
bo chcieliśmy pogadać? Że ich syn może umrzeć, bo oboje chcieliśmy się komuś
zwierzyć?
Nie potrafiłam się opanować. Płakałam
i wiedziałam, że nigdy sobie tego nie wybaczę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz