czwartek, 3 grudnia 2015

#11 | Czy to już koniec?

                Więc tak to wszystko się kończy? Ja już nie żyję? Przecież to niemożliwe... Czy gdybym umarła mogłabym teraz myśleć? To wszystko wydaje się dziwne... Czuję jakbym mogła otworzyć oczy, a to znaczy, że mam ciało. Po śmierci chyba się nie ma ciała... No nie?
                Uchyliłam powieki i zobaczyłam nad sobą kamienny sufit. Uff... Czyli jednak żyję... Otworzyłam oczy szerzej i rozejrzałam się starając się nie poruszać głową. Rozpoznałam, że znajduję się w skrzydle szpitalnym, w Hogwarcie.
-Kate!
Spostrzegłam obok siebie, po prawej stronie łóżka, mojego brata Score'a. Nie sądziłam, że jego widok sprawi mi kiedykolowiek taką radość i ulgę. Na jego twarzy malowała się radość i rosnący spokój. Chyba nie spodziewał się, że się ocknę.
-Dobrze Cię widzieć Score.
Przytulił mnie, a z oczu popłynęły mu łzy.
-Nigdy więcej tego nie rób! Tak się o ciebie bałem, rodzice też się bali! Ty mogłaś tam umrzeć!
-Gdzie jest Al? - z tysiąca pytań, jakie teraz przychodziły mi na myśl wybrałam to. Nie wiem dlaczego.
Pytanie to bardzo przygasiło wciąż płaczącego Score'a. Nic nie powiedział. Co się dzieje?!
                Postanowiłam się podnieść, lecz gdy tylko się poruszyłam poczułam przeraźliwy, piekący ból brzucha. Od razu opadłam z powrotem na poduszkę.
-Proszę się nie ruszać! Proszę leżeć!
To pani Pomfrey zawołała widząc, że się obudziłam. Podeszła szybkim krokiem do mojego łóżka i podała mi jakiś płyn.
-Proszę to wypić. Gdy tu trafiłaś, panno Malfoy, byłaś w bezpośrednim zagrożeniu życia. Teraz, przez co najmniej tydzień, nie możesz nawet pomyśleć o wstaniu z tego łóżka. I radzę mnie posłuchać, bo Cię przykuję.
-Dziękuję, nie będzie takiej potrzeby - odpowiedziałam jej, a ona odeszła.
Wypiłam to świnstwo które mi dała i z trudem powstrzymałam się od wyplucia tego obrzydliwego leku.  Odłożyłam butelkę na szafkę po lewej stronie. W tym momencie spostrzegłam widok po drugiej stronie sali, w rzędzie na przeciwko mojego, który zmroził mi krew w żyłach. Leżał tam chłopak z zabandażowaną głową, rękami i brzuchem. Nad nim siedział James Potter który wpatrywał się we mnie swoimi szklanymi, podkrążonymi oczami . Nie mogłam na to patrzeć. Odwróciłam wzrok w stronę mojego brata.  Moje serce prawie się zatrzymało. Otworzyłam usta, ale nie potrafiłam wydobyć z nich żadnego dźwięki.
-Żyje - powiedział Score.
Z powrotem mogłam oddychać.
-On się jeszcze nie obudził? Dlaczego?
-Jego stan jest dużo cięższy niż twój. Kiedy ciebie tu przynieśli miałaś rozcięty brzuch, uszkodzone narządy wewnętrzne, połamane 4 żebra i rękę, liczną ilość rozcięć i siniaków, straciłaś bardzo dużo krwi - głos Score'a podczas wymieniania się łamał coraz bardziej z każdym kolejnym obrażeniem - jednak on... miał jeszcze wstrząs mózgu, złamany krąg szyjny i kręgosłup w dwóch miejscach. Krwi pozostało mu niecałe dwie trzecie. Nie wiadomo było czy uda się go uratować. Nadal nie wiadomo, czy się obudzi, a jeśli tak, to czy nie zostanie kaleką do końca życia. Tamtej nocy przybyli tu najlepsi uzdrowiciele ze świętego Munga, zresztą codziennie przychodzą... Po co wy tam poszliście...? Po co...-gdy skończył mówić schował twarz za ramieniem i zalał się łzami.
                Co ja mu mam powiedzieć? Co mam powiedzieć rodzinie mojej i Ala? Że poszliśmy tam, bo chcieliśmy pogadać? Że ich syn może umrzeć, bo oboje chcieliśmy się komuś zwierzyć?

Nie potrafiłam się opanować. Płakałam i wiedziałam, że nigdy sobie tego nie wybaczę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz