sobota, 5 grudnia 2015

#13 | Słyszę jego głos. Czy zwariowałam?

                Obudziłam się zlana potem. Znowu ten okropny koszmar... W skrzydle szpitalnym było pusto i ciemno. Spojrzałam na zegarek stojący na szafce przy łóżku. Było wpół do trzeciej. Na kalendarzu wiszącym obok łóżka zobaczyłam, że jest 15 listopada. Od kiedy się przebudziłam minęły już 3 długie, żmudne tygodnie. Stan Albusa nie poprawił się, a ja miałam już dzisiaj stąd wyjść. Bardzo tego chciałam. Nie mogłam już tutaj wytrzymać. Ciągle siedziałam sama, więc dużo myślałam. Nie były to pozytywne myśli... Ale za kilka godzin stąd wyjdę i będę mogła się uczyć, bawić się z Zoyą i gadać z przyjaciółmi. Tak, będzie dobrze. Ale nie będzie jego... Przez chwilę zdawało mi się, że gdy tak leżę na boku i usiłuję zasnąć, słyszę jego głos. Wydawało mi się, że słyszę Ala, jak szeptem wypowiada moje imię. Niestety były to tylko zdawania. Mój najlepszy przyjaciel leży teraz bez ruchu, bez świadomości, a to wszystko moja wina.
-Kate...
Nie, ten głos na pewno mi się nie zdawał. Był bardzo cichy i słaby, ale na pewno prawdziwy. Natychmiast wyskoczyłam z łóżka. Podeszłam po cichu do łóżka Albusa. Nie... On nadal ma zamknięte oczy. Wydawało mi się... Wpatrywałam się w niego jeszcze przez chwilę.  Tak bardzo chciałam, żeby się obudził, albo chociaż dał jakikolwiek znak, że żyje. Usiadłam na krześle stojącym obok jego łóżka.
-Jestem tu Al... - powiedziałam, choć wiedziałam, że nie słyszy.
Po chwili stało się coś w co z początku nie uwierzyłam. Al poruszył bezdźwięcznie ustami. Z ruchu jego warg odczytałam, że powiedział moje imię. On się budzi!
-Tak, to ja, jestem przy tobie Al... - z oczu płynęły mi łzy szczęścia.
Albus uchylił lekko oczy.
-Albus! Tak strasznie się cieszę!
-Co się dzieje? - zapytał powoli chłopak. Jego głos był ledwie słyszalny. Widać było, że odzywa się z wielkim trudem.
-Trzeba iść po panią Pomfrey - pomyślałam na głos. Zobaczyłam po chwili, że jedyne co Al robi, to mruga i rusza ustami. Złapałam jego dłoń.
-Ściśnij moją rękę najmocniej jak potrafisz - powiedziałam do niego.
-Nie mogę... - odpowiedział, wciąż z trudnością.
,,Jak mam ściągnąć pomoc, bez odchodzenia od jego łóżka? Przecież nie mogę go teraz zostawić..." - pomyślałam.
Podbiegłam do mojego łóżka, i wyciągnęłam z szafki stojącej obok niego kawałek pergaminu i pióro. Całe szczęście, że Julie ich zapomniała, kiedy poprzedniego dnia podawała mi lekcje. Zabrałam się za pisanie.

Albus się obudził. Potrzebna mi jest pilnie Pani pomoc.

Dobrze, że w porę sobie przypomniałam, że istnieje połączenie między gabinetem pani Pomfrey, a skrzydłem szpitalnym! Podeszłam do drzwi, a po ich lewej stronie znajdował się otwór w ścianie. Gdy tylko położyłam tam kartkę została ona wessana pod ogromnym ciśnieniem. Jak ja kocham magię!
                Wróciłam do Ala. Z oczu leciały mu łzy, a wzrok cały czas był zwrócony w stronę ręki którą wcześniej prosiłam aby poruszył. Cały czas próbował.
-Dlaczego nie mogę się ruszać? To jakieś zaklęcie?

-Nie Al... - jak miałam mu to powiedzieć? Jak miałam mu uświadomić, że jest sparaliżowany?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz