Kilka
minut później staliśmy już przed drzwiami. James otworzył je przede mną i
weszłam. Pokój był dużo jaśniejszy. Za oknami już świtało, a wszystkie świece
były pozapalane. Nie było tam już ani uzdrowicieli, ani profesor McGonagall.
Pani Pomfrey robiła coś w kącie. Obok łóżka na którym leżał Albus siedzieli
jego rodzice. Oboje byli uśmiechnięci, lecz widać było, że jego matka miała
zapuchnięte oczy od łez. Albus był radosny. Spostrzegłam, że może on już ruszać
głową. Ucieszyłam się na jego widok.
-Dzień dobry Państwu - przywitałam się
najbardziej uprzejmie jak potrafiłam, starając się nie okazywać strachu.
-Witaj Kate, nasz syn dużo nam o tobie
mówił - odpowiedział mi z uśmiechem pan Potter - usiądź z nami, proszę.
Podsunęłam sobie krzesło i ustawiłam
je po drugiej stronie łóżka Albusa, naprzeciwko jego rodziców. Podobnie uczynił
to James, lecz on usiadł obok ojca. Pani Potter gładziła młodszego syna po
włosach.
Spojrzałam na Ala i złapałam go za
rękę. On od razu wyczuł moje przerażenie.
-Chcielibyśmy zacząć od pytania -
oznajmił ojciec Albusa - czy nasz syn Cię przeprosił?
-Słucham? - zdziwiłam się.
-Czy James przeprosił Cię za to co
powiedział o tobie i twojej rodzinie?
-Ohh... Taaak... - odpowiedziałam
zgodnie z prawdą wciąż zaskoczona.
-Rozumiem... Mimo wszystko chciałbym,
żeby to zrobił ponownie, przy nas - kiedy to powiedział szturchnął swojego
starszego syna łokciem, a ten wstał, podszedł do mnie i powiedział:
-Wszystko co powiedziałem było
kłamstwem. Nie powinienem był tego powiedzieć, ba, nie miałem prawa. Chcę,
żebyś wiedziała, że wcale tak nie myślę. No i... Teraz wiem, że mój brat nie
mógł sobie znaleźć lepszych przyjaciół. Kiedy było mu źle zwrócił się do ciebie,
ty jesteś dla niego tutaj najbliższą osobą, a nie jego starszy brat który
powinien być dla niego największym oparciem. Przepraszam, spieprzyłem sprawę po
całości. Dziękuję Ci, że kiedy on na moment stracił mnie, miał Ciebie.
-Każdy czasem popełnia błędy,
przyjmuję przeprosiny - wstałam i podaliśmy sobie ręce.
-Dobrze, skoro już mamy załatwione...
- powiedział pan Potter, a serce mi zadrżało - to my również chcielibyśmy Ci
podziękować.
-C-co? Wy... Znaczy państw-wo m-mi? -
zapytałam z niedowierzaniem jąkając się.
-Tak, nasz syn ma w Tobie oparcie. Ty
zawiadomiłaś wszystkich gdy się obudził. Ty byłaś z nim wtedy... Pomyśl, co by
się stało, gdyby Al musiał walczyć z tym stworzeniem sam... - wytłumaczyła mi
Pani Potter w końcu się odzywając.
-Ale gdyby nie ja, to wcale nie
musielibyśmy się bronić... Mogłam się nie zgodzić na wycieczkę w środku nocy do
Zakazanego Lasu...
-Nie myśl o tym w ten sposób. Nie
mogłaś przewidzieć przyszłości. Choć po mnie tego nie widać, sam też byłem
kiedyś młody i robiłem naprawdę różne rzeczy... - powiedział pan Potter.
Spojrzałam na Albusa. On uśmiechał się
do mnie.
-Czyli... Państwo mi wybaczają?
-Słucham? - odezwali się oboje
jednocześnie. Spojrzałam z powrotem na nich.
-Czy wybaczają mi państwo, że prawie
spowodowałam śmierć państwa syna?
-Po pierwsze - ustaliliśmy już, że to
nie była twoja wina, a po drugie - tak i prosimy żeby zakończyć rozpamiętywanie
przeszłości i zająć się teraźniejszością. Al będzie Cię teraz potrzebował -
zakończył pan Potter.
Spojrzałam na Albusa pytającym
wzrokiem, lecz po chwili już wiedziałam o co chodzi.
-Jestem sparaliżowany. Uzdrowiciele
robią co mogą, ale czeka mnie naprawdę długa i żmudna rehabilitacja. Nawet po
niej nie wiem czy odzyskam sprawność w kończynach - wyjaśnił Al.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz