Przez
następny miesiąc razem z Zabinim i Julie'ą każdego dnia po zajęciach
odwiedzaliśmy Ala. Kiedy my mieliśmy lekcje on miał rehabilitację. Przychodził
do niego codziennie uzdrowiciel ze świętego Munga. Po trzech tygodniach chłopak
odzyskał sprawność w dłoniach. Podziwiałam jego zacięcie, wytrwałość i
cierpliwość. Widać było, że mimo tego co go spotkało cieszy się każdym dniem i
nie zamierza się poddać. Imponował mi swoją postawą.
Zbliżały
się święta. Było już zaplanowane, że Score i ja wracamy do domu. Juliet, Zabini
również chcieli się spotkać ze swoimi rodzinami. Rodzice Albusa zabierali jego
i Jamesa do domu. Hogwart
w tym okresie był przepiękny. We wszystkich korytarzach w zamku stały choinki
pełne bombek i innych ozdób. Na ścianach i drzwiach wisiały girlandy, a gdzie
niegdzie można było zauważyć jemiołę. Z sufitu Wielkiej Sali spadały malutkie
śnieżynki którę rozpływały się w
powietrzu tuż nad naszymi głowami. Podczas posiłków na stołach coraz częściej
pojawiały się pierniki, makowce oraz inne świąteczne ciasta i potrawy. Nawet
nauczyciele już tak nas nie cisnęli o prace domowe i naukę. Panowała naprawdę
miła, przyjemna, świąteczna atmosfera. Jedyny minusem było latanie na miotle.
Uwielbiałam to, lecz stroje do Quidditcha nie były zbyt ciepłe i bardzo szybko przemakały.
Lecący z nieba śnieg utrudniał także widoczność. Zgodnie z prośbą pana Pottera
nie rozpamiętywałam już tamtych, nieszczęsnych zdarzeń i zajęłam się sprawami
bierzącymi.
Nadszedł
w końcu 21 grudnia - dzień wyjazdu do domu. Pożegnałam się z Julie'ą, Jake'iem,
Alice, Ellie, Steph i Albusem. Mógł już ruszać ramionami, więc uściskaliśmy się
czule. Wzięliśmy ze Score'm nasze kufry i Zoyę i poszliśmy do sali wejściowej.
Już od rana można było się przeteleportować tam świstoklikiem do domu. Dla
każdej rodziny przypisany był jeden przedmiot. Nad wszystkim piecze sprawował
profesor Longbottom. Wskazał nam on na stojący w kącie garnek i polecił go
mocno złapać. Zrobiliśmy to a w brzuchu poczułam mocne szarpnięcie. Wszystko
wkoło zaczęło wirować i kręciło mi się w głowie. Myślałam, że zaraz puszczę
pawia. Było to okropne uczucie. Nagle poczułam, że w coś uderzyłam. Rozejrzałam
się. Znajdowałam się na podłodze w kuchni mojego domu. Obok mnie siedział
Score. Podnieśliśmy się i podeszli do nas nasi rodzice, których obecności
wcześniej nie zarejestrowałam. Najpierw przytuliła mnie moja mama, Astoria.
Jest to wysoka, brązowowłosa kobieta o zielonych oczach, podobnych do tych
Albusa. Potem powitał mnie mój tata Draco. Ma on bardzo jasne blond włosy i
platynowo-szare oczy, które wyglądają bardzo magicznie. Z rodzicami
siedzieliśmy w salonie i cały dzień rozmawialiśmy i żartowaliśmy. W końcu
nadeszła pora spania. Pożegnałam się ze wszystkimi, znalazłam Zoyę i zaniosłam
kufer i ją do swojej sypialni.
Kocham
ten pokój. Jest on bardzo jasny, ponieważ ma on dużo okien. Ściany są
bladoniebieskie, a wszystkie meble wykonane w jasnym drewnie. Na środku podłogi
leży niebiesko-biały dywan w pasy. Po lewo od drzwi znajduje się moje łóżko, z
baldachimem. Na ścianach wiszą obrazy
przedstawiające morze i palmy - lubię czasami takie ciepłe klimaty. Okna
przysłaniają turkusowe zasłony. Na suficie znajduje się magiczny żyrandol,
który pamiętam od dziecka. Na jego środku znajduje się kryształ, a dookoła
niego latają trzy śnieżnobiałe, świecące sowy. Lampa jak lampa, ale zawsze mi
się miło na nią patrzyło. Po prawo od wejścia są drzwi do łazienki. Bardzo
podoba mi się moja sypialnia.
Umyłam
się i przebrałam w pidżamę. Z regału zdjęłam książkę o Quidditchu, którą
dostałam od brata na moje ostatnie urodziny. Właśnie! Przecież 9 stycznia są
moje urodziny! Zupełnie zapomniałam. Weszłam pod kołdrę i pogrążyłam się w
lekturze, a po kilku chwilach Zoya usadowiła się na moich nogach ogrzewając je.
Nawet nie zauważyłam kiedy usnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz