czwartek, 10 grudnia 2015

#18 | Niespodziewany atak

                Ten dzień minął mi wyjątkowo dobrze. Piekłyśmy z mamą pierniczki i makowce. Nie zabrakło oczywiście rzucania się mąką. Kiedy Score i tata wrócili z dworu od razu dołączyli do wspólnej zabawy. Było bardzo wesoło. Wieczorem odwiedzili nas państwo Zabini. Mieszkali oni tylko cztery przecznice dalej. Porozmawialiśmy z Jake'iem i złożyliśmy sobie życzenia. Poszłam spać we wspaniałym nastroju.
                Następny dzień również był pełen świątecznych przygotowań. Już jutro wigilia i choć co prawda przychodzą do nas tylko dziadkowie Lucjusz i Narcyza oraz ciocia Dafne, to mama i tak musiała robić pełno potraw.  Chłopcy pojechali po choinkę, a my znowu zajęłyśmy się gotowaniem. Zrobiłyśmy faszerowanego indyka, dokończyłyśmy barszcz czerwony. Właśnie zabierałyśmy się, za przyrządzenie bożonarodzeniowego puddingu, lecz mama zorientowała się, że nie ma w domu czekolady. Zaproponowałam, że pójdę do sklepu - w końcu to tylko dwie przecznice, a ja muszę przypomnieć sobie okolice. Narzuciłam więc na siebie mój ciemnozielony, ciepły płaszcz i wyszłam z domu. Przeszłam przez przednią część ogrodu, a gdy byłam już za ogrodzeniem odwróciłam się i z czułością spojrzałam na mój dom.
                Był to budynek zbudowany z białej i szarej kostki z czarnym dachem. Dom stał na obrzeżach Londynu, w spokojnej dzielnicy. Posiadał on dwa piętra, w tym trzy sypialnie i cztery łazienki, salon, kuchnię, jadalnie i gabinet ojca. Otaczał go sporych rozmiarów ogród.
                Zwróciłam się z powrotem w stronę, gdzie znajdował się sklep. Był on tylko dwie przecznice dalej. Ruszyłam przed siebie oblodzonym chodnikiem. Wiał silny wiatr, padał śnieg i było bardzo zimno. Szłam mijając kolejne, pięknie przystrojone domy. Przypomniałam sobie, jak jeszcze w te wakacje włóczyliśmy się tutaj całymi dniami z Zabinim. Nim się obejrzałam znalazłam się obok działek. Rozpoznałam, że tutaj znajduje się skrót do sklepu. Pomiędzy dwoma działkami biegła wąska ścieżka z obu stron zarośnięta drzewami. Był tylko jeden skręt w prawo w połowie, a jeżeli poszłoby się prosto, to wychodzi się zaraz obok celu. Stwierdziłam, że pójdę właśnie tędy. Przeszłam kilkanaście kroków, około jedną czwartą dróżki, kiedy na jej końcu zobaczyłam dziwnego mężczyznę, w czarnym płaszczu sięgającym prawie do ziemi i kapeluszu równie ciemnym. Wszedł on tylko pomiędzy drzewa i zatrzymał się naprzeciwko mnie wpatrując się, jakby za moje plecy. Odwróciłam lekko głowę za siebie i ujrzałam drugiego mężczyznę o podobnej budowie do pierwszego i takim samym ubraniu. To nie mógł być przypadek. To nie było normalne. Zauważyłam w dłoniach obu postaci różdżki. W ułamku sekundy skierowali je w moją stronę, a z ich końców błysnęło czerwone światło. Odruchowo kucnęłam i usłyszałam jak oba zaklęcia rozbijają się o siebie nad moją głową. Sięgnęłam do kieszeni dżinsów po różdżkę i rzuciłam się do ucieczki. Ledwie dotarłam do skrętu w prawo, a obok mojego ucha świsnęło kolejne zaklęcie. Skręciłam w boczną alejkę biegnąc co sił w nogach. Jak mam się obronić przed dwoma dorosłymi, uzbrojonymi czarodziejami? Próbowałam przypomnieć sobie jakąkolwiek lekcje z profesor Bell, ale w głowie miałam zupełną pustkę. Wpadłam tylko na to, by unieść do góry różdżkę i krzyknąć periculum, więc tak też zrobiłam, a z jej końca wydobyły się czerwone iskry i w powietrze wystrzeliły fajerwerki tego samego koloru. Byłam już przy samym końcu dróżki, zaraz znalazłabym się wśród ludzi, lecz nagle, tuż przede mną aportował się jeden z czarnoksiężników. Akurat w tym momencie się potknęłam i upadłam na plecy. Zobaczyłam, że owy czarodziej skierował różdżkę w moją stronę. Kiedy się przewróciłam moja jedyna broń wypadła mi z ręki i teraz byłam zupełnie bezbronna. Zobaczyłam przed sobą białe światło i usłyszałam świst, a następnie głośny ryk:

-Protego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz