środa, 16 grudnia 2015

#24 | Czas wracać

                Święta u Potterów mijały spokojnie. Nie działo się nic niepokojącego. Z każdym dniem po wigilii rodziny ubywało, bo wracali do swoich domów. W końcu zostałam jedynym gościem. Było tu wtedy tak dziwnie cicho i pusto. Nie potrafiłam się przyzwyczaić do ogromnej różnicy, między głośnym, zatłoczonym domem Potterów, a tym samym miejscem, tylko bez tych wszystkich ludzi. Wysłałam też parę listów do rodziców i brata z podziękowaniami za świetne prezenty oraz zapewnieniami, że jest mi tu dobrze.  Razem z Alem pisaliśmy z przyjaciółmi, odrabialiśmy lekcje, staraliśmy się nadrobić to co straciliśmy przez pobyt w skrzydle szpitalnym, rozmawialiśmy oraz poświęcaliśmy czas jego rehabilitacji. Z Jamesem praktycznie nie rozmawialiśmy. Byliśmy sobie obojętni, jednak to i tak dużo lepsza relacja, niż wrogość, która dzieliła nas na początku roku szkolnego. Za to, Lily Luna Potter, młodsza siostra Ala okazała się strasznie słodka. Była bardzo miła, ale i roztrzepana, co tylko dodawało jej uroku. Widać było, że Potterowie to bardzo szczęśliwa rodzina.
                W końcu nadszedł wieczór sylwestrowy. Znowu była wielka impreza, ale tym razem tylko jednonocna. Zjechała się ponownie cała rodzina. Mama Ala miała mnóstwo roboty, więc zaoferowałam jej swoją pomoc. Musiałam jakoś podziękować jej za gościnę. Pani Potter była mi bardzo wdzięczna.  Gdy przygotowałyśmy już wszystkie posiłki wzięliśmy się z Alem za zmienianie dekoracji ze świątecznych na sylwestrowe. Oczywiście choinka jeszcze została, bo wciąż wyglądała prześlicznie. Na strychu znaleźliśmy zeszłoroczne ozdoby i zabraliśmy się za rozwieszanie ich po całym domu. Gdy był on już ich pełny, byliśmy dumni ze swojego dzieła. Około 17 zaczęli przybywać goście, a z radia leciała muzyka. W nocy piliśmy szampana i puszczaliśmy fajerwerki. Al wtedy postanowił pokazać mi rzecz, chyba najszczęśliwszą tego wieczora. Podniósł się z wózka i przez jakieś 10 sekund stał o własnych siłach.
                Dzień później, 2 stycznia nadszedł czas powrotu do Hogwartu. Spakowaliśmy ubrania i prezenty do kufrów. Było tego wszystkiego tyle, że ledwo się zmieściło. Napisałam w liście do Score'a prośbę, żeby zabrał ze sobą z domu Zoyę. Zeszliśmy w końcu na dół na śniadanie z bagażami, w pełni przygotowani do podróży. Zjedliśmy przepyszne naleśniki z czekoladą. Nadszedł moment pożegnań. Bardzo podziękowałam państwu Potterom za ugoszczenie mnie, na co oni odrzekli, że jestem tu zawsze mile widziana. Obiecałam Lily, że jeszcze się zobaczymy, ponieważ bardzo nie chciała żebyśmy wyjeżdżali. Tata Ala wytłumaczył, że z powrotem wrócimy świstoklikiem, ponieważ nie chce skazywać nas na kolejne niewygody podróży Błędnym Rycerzem. W sumie, to żaden z tych środków lokomocji nie jest ani trochę przyjemny, ale przynajmniej ten pierwszy jest dużo szybszy. Złapaliśmy w końcu z Alem i Jamesem  za jakiś stary dzbanek stojący na środku pokoju i znów poczułam to nieprzyjemne szarpnięcie w brzuchu. Wszystko wkoło wirowało i znowu myślałam, że zwymiotuję. Na szczęście tak się  nie stało i po chwili poczułam pod sobą zimną podłogę.
                Hogwart. Nareszcie w domu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i stwierdziłam, że razem z braćmi Potter znajdujemy się w sali wejściowej. Filch zapytał nas o nazwiska i zapisał je kiedy mu odpowiedzieliśmy. Al pożegnał się z Jamesem i udaliśmy się do pokoju wspólnego Slytherinu.
-Kate! Al! -zawołała radośnie od progu Julie gdy tylko weszliśmy. Na rękach trzymała moją kotkę.
-Cześć! - odpowiedzieliśmy chórem.
-Jake'a jeszcze nie ma, Score już wrócił i przywiózł Zoyę - poinformowała.
Odłożyłam kufer na bok i przywitałam się z moją przyjaciółką, a potem z kotką która wyrwała się z jej ramion gdy tylko mnie zobaczyła. Poszliśmy z Alem zostawić nasze rzeczy w dormitoriach.  W moim pokoju rozmawiały Alice i Steph. Wymieniłyśmy dwa zdania i wróciłam do salonu, gdzie stali razem już Al, Julie i Zabini, który najwyraźniej przed chwilą wrócił. Na szczęście tego dnia nie było jeszcze lekcji, więc cały czas poświęciliśmy na rozmowy i opowieści. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz