Święta
u Potterów mijały spokojnie. Nie działo się nic niepokojącego. Z każdym dniem
po wigilii rodziny ubywało, bo wracali do swoich domów. W końcu zostałam
jedynym gościem. Było tu wtedy tak dziwnie cicho i pusto. Nie potrafiłam się
przyzwyczaić do ogromnej różnicy, między głośnym, zatłoczonym domem Potterów, a
tym samym miejscem, tylko bez tych wszystkich ludzi. Wysłałam też parę listów
do rodziców i brata z podziękowaniami za świetne prezenty oraz zapewnieniami,
że jest mi tu dobrze. Razem z Alem
pisaliśmy z przyjaciółmi, odrabialiśmy lekcje, staraliśmy się nadrobić to co
straciliśmy przez pobyt w skrzydle szpitalnym, rozmawialiśmy oraz poświęcaliśmy
czas jego rehabilitacji. Z Jamesem praktycznie nie rozmawialiśmy. Byliśmy sobie
obojętni, jednak to i tak dużo lepsza relacja, niż wrogość, która dzieliła nas
na początku roku szkolnego. Za to, Lily Luna Potter, młodsza siostra Ala
okazała się strasznie słodka. Była bardzo miła, ale i roztrzepana, co tylko
dodawało jej uroku. Widać było, że Potterowie to bardzo szczęśliwa rodzina.
W
końcu nadszedł wieczór sylwestrowy. Znowu była wielka impreza, ale tym razem
tylko jednonocna. Zjechała się ponownie cała rodzina. Mama Ala miała mnóstwo
roboty, więc zaoferowałam jej swoją pomoc. Musiałam jakoś podziękować jej za
gościnę. Pani Potter była mi bardzo wdzięczna.
Gdy przygotowałyśmy już wszystkie posiłki wzięliśmy się z Alem za
zmienianie dekoracji ze świątecznych na sylwestrowe. Oczywiście choinka jeszcze
została, bo wciąż wyglądała prześlicznie. Na strychu znaleźliśmy zeszłoroczne
ozdoby i zabraliśmy się za rozwieszanie ich po całym domu. Gdy był on już ich
pełny, byliśmy dumni ze swojego dzieła. Około 17 zaczęli przybywać goście, a z
radia leciała muzyka. W nocy piliśmy szampana i puszczaliśmy fajerwerki. Al
wtedy postanowił pokazać mi rzecz, chyba najszczęśliwszą tego wieczora.
Podniósł się z wózka i przez jakieś 10 sekund stał o własnych siłach.
Dzień
później, 2 stycznia nadszedł czas powrotu do Hogwartu. Spakowaliśmy ubrania i
prezenty do kufrów. Było tego wszystkiego tyle, że ledwo się zmieściło.
Napisałam w liście do Score'a prośbę, żeby zabrał ze sobą z domu Zoyę.
Zeszliśmy w końcu na dół na śniadanie z bagażami, w pełni przygotowani do
podróży. Zjedliśmy przepyszne naleśniki z czekoladą. Nadszedł moment pożegnań.
Bardzo podziękowałam państwu Potterom za ugoszczenie mnie, na co oni odrzekli,
że jestem tu zawsze mile widziana. Obiecałam Lily, że jeszcze się zobaczymy,
ponieważ bardzo nie chciała żebyśmy wyjeżdżali. Tata Ala wytłumaczył, że z
powrotem wrócimy świstoklikiem, ponieważ nie chce skazywać nas na kolejne
niewygody podróży Błędnym Rycerzem. W sumie, to żaden z tych środków lokomocji
nie jest ani trochę przyjemny, ale przynajmniej ten pierwszy jest dużo szybszy.
Złapaliśmy w końcu z Alem i Jamesem za
jakiś stary dzbanek stojący na środku pokoju i znów poczułam to nieprzyjemne
szarpnięcie w brzuchu. Wszystko wkoło wirowało i znowu myślałam, że zwymiotuję.
Na szczęście tak się nie stało i po
chwili poczułam pod sobą zimną podłogę.
Hogwart.
Nareszcie w domu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i stwierdziłam, że razem z
braćmi Potter znajdujemy się w sali wejściowej. Filch zapytał nas o nazwiska i
zapisał je kiedy mu odpowiedzieliśmy. Al pożegnał się z Jamesem i udaliśmy się
do pokoju wspólnego Slytherinu.
-Kate! Al! -zawołała radośnie od progu
Julie gdy tylko weszliśmy. Na rękach trzymała moją kotkę.
-Cześć! - odpowiedzieliśmy chórem.
-Jake'a jeszcze nie ma, Score już
wrócił i przywiózł Zoyę - poinformowała.
Odłożyłam
kufer na bok i przywitałam się z moją przyjaciółką, a potem z kotką która
wyrwała się z jej ramion gdy tylko mnie zobaczyła. Poszliśmy z Alem zostawić
nasze rzeczy w dormitoriach. W moim
pokoju rozmawiały Alice i Steph. Wymieniłyśmy dwa zdania i wróciłam do salonu,
gdzie stali razem już Al, Julie i Zabini, który najwyraźniej przed chwilą
wrócił. Na szczęście tego dnia nie było jeszcze lekcji, więc cały czas
poświęciliśmy na rozmowy i opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz