Nadeszły
moje urodziny. Był to 9 stycznia.
Obudziłam się rano i ujrzałam obok, na szafce nocnej roślinkę, którą dostałam od
Ala na święta. Podniosłam głowę i rozejrzałam się po pokoju. Nie było tutaj
nikogo. Czyżbym zaspała? Zerknęłam na
zegarek. Jest dopiero piętnaście po siódmej... Co one się tak wcześnie zerwały?
Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Spakowałam torbę i zeszłam do salonu.
Krzątało się tu parę osób. Przy stoliku w samym kącie zauważyłam Ala. Podeszłam
parę kroków w tamtą stronę i nagle, nie wiadomo skąd, otoczyli mnie Jake,
Alice, Steph, Julie i Ellie i krzyknęli "Niespodzianka!". Po kolei
składali mi życzenia. Nie spodziewałam się tego zupełnie. Zaraz potem
ruszyliśmy wspólnie na śniadanie. Ten dzień minął naprawdę wspaniale. Było
bardzo dużo śmiechu i rozmów. Po zajęciach Score również złożył mi życzenia.
Siedzieliśmy
właśnie w pokoju wspólnym i rozmawialiśmy. Ellie, Alice i Steph przed chwilą
wróciły do dormitorium, bo chciało im się spać. Julie też chciała iść, ale w
ostatniej chwili złapałam ją za rękę i mrugnęłam porozumiewawczo, więc została
z nami. Było około 22:00, więc pokój wspólny był prawie pusty. Uznałam to za
dobry moment, aby opowiedzieć Jake'owi i Julie, co się stało w trakcie przerwy
świątecznej. Wcześniej Albus i ja skutecznie milczeliśmy, na temat tego, że
spędziłam u niego święta, a tym bardziej, z jakiego powodu. Jednak oboje
zdecydowaliśmy, że oni powinni wiedzieć. W sumie, to im także może coś
zagrażać.
-Coś nam chciałaś powiedzieć? -
zapytała Julie, kiedy dziewczyny zniknęły na schodach.
-Tak, powinniście o czymś wiedzieć -
odparłam.
Opowiedziałam im całą historię.
-Dobrze rozumiem? Jakiś dwoje
nieznanych facetów zaatakowało Cię gdy szłaś do sklepu? Tak po prostu? -
podsumował Zabini z niedowierzaniem gdy skończyłam mówić.
-Dobrze, że jej nie zabili Jake. Nie
wiadomo jakby się to skończyło, gdyby nie tata Ala. Nie mów o tym tak
niewzruszenie. To poważna sprawa -
skarciła go Julie.
-Nie, to jeszcze nie wszystko. Jest
coś czego nawet ty Al nie wiesz - powiedziałam poważnie.
-Jak to, przecież tata i ty
opowiedzieliście mi wszystko - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
-Nie wszystko, nawet mi nie chcieli
powiedzieć wszystkiego. Przypadkowo podsłuchałam kawałek rozmowy naszych ojców.
Twój tata rozpoznał jednego z napastników. To śmierciożerca - dodałam.
-CO!? - spytała chórem cała trójka.
-Ciszej!
-Przecież śmierciożerców już dawno nie
ma, wszyscy są w Azkabanie albo zginęli - niedowierzała Julie. -Nie wszyscy,
chociażby Malfo... - powiedział Zabini i choć urwał kiedy zorientował się gdzie
popełnił błąd, to jednak było to o te kilka chwil za późno.
-Co powiedziałeś!? - wrzasnęłam.
-Wybacz, nie miałem na myśli niczego
złego...
-Jak mogłeś w ogóle o czymś takim
pomyśleć rozmawiając ze mną?!
-Chyba każdy czytał o drugiej
wojnie... Twój ojciec przecież był śmiercioże...
-Masz coś do mojego ojca?! - tego już
było za wiele. Wyciągnęłam różdżkę.
-Kate uspokój się! Jake nie miał nic
złego na myśli! - próbowała tłumaczyć go Julie - posłuchaj, sama wiesz, że
kiedyś twój tata, dziadek i babcia byli po stronie sama wiesz kogo. Nie patrz
na mnie wzrokiem, jakbyś chciała nas wszystkich pozabijać. To są fakty. Na
szczęście w porę przeszli na ta dobrą stronę. Przecież Narcyza uratowała
Harrego Pottera!
-On mi zasugerował, że zaatakował mnie
mój własny ojciec!
-Nie o
to mi chodziło. Myślałem o tym, że nie wszyscy śmierciożercy zostali skazani.
Niektórzy zeznali, że użyto na nich Imperiusa i uniknęli wyroku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz