sobota, 19 grudnia 2015

#27 | ,,Uprowadzenie i morderstwo jest bardziej efektowne niż zwykłe zabójstwo, nie sądzisz?''

                Otworzyłam oczy. Rozejrzałam się, jednak nie było nic widać bo panowała tu zupełna ciemność. Siedziałam na jakimś drewnianym krześle. Ręce przywiązane miałam do oparcia sznurem, podobnie jak nogi. Pod stopami czułam zimną, kamienną posadzkę. Myślałam tylko o jednym - jak mam się stąd do cholery wydostać? Próbowałam poluźnić trochę więzy, lecz były one bardzo mocne, najprawdopodobniej zaczarowane, a nie zwyczajne zawiązane. Potem próbowałam jakoś sięgnąć do kieszeni po różdżkę, jednak i to nie dawało efektów. Poza tym i tak mnie pewnie rozbroili... 
                Miałam wrażenie, że siedzę tak w nieskończoność. Czas wydawał się nie płynąć. Dookoła panowała niczym nie zmącona cisza i ciemność. W końcu drzwi naprzeciwko mnie się otworzyły i oślepiło mnie dobiegające z nich światło. Dopiero teraz ujrzałam pomieszczenie. Było one szerokie, lecz sufit był dosyć nisko. Nie było tu niczego, oprócz krzesła na którym siedziałam. Sufit, ściany i podłoga były z kamienia. Do pomieszczenia wtargnęło dwóch mężczyzn trzymających w dłoniach różdżki z których dobiegało światło.
-Nasza śpiąca królewna nareszcie się obudziła! - zadrwił jeden ze śmierciożerców.
-Jak się spało? Wygodnie tu u nas? - śmiał się drugi.
Nic nie powiedziałam.
-Co nic nam nie powiesz Malfoy? - spytał pierwszy z chorym spojrzeniem.
-Czego chcecie? - burknęłam nie patrząc na nich.
-Ona nas chyba nie poznaje Trav....  -mruknął barczysty mężczyzna o blond włosach.
-Może jej się przedstawimy, co Rowle? - zaśmiała się druga z postaci o siwych włosach.
-Nie musicie, wiem, że jesteście śmierciożercami... - warknęłam patrząc tej dwójce prosto w oczy.
-O, proszę jakie bystre dziecko... Coś jeszcze o nas wiesz? - zapytał z udawaną uprzejmością mężczyzna nazwany Travem. Domyśliłam się, że to skrót od Traversa o którym mówił pan Potter.
-Czego ode mnie chcecie?! - ponowiłam pytanie dużo głośniej.
-Nie tym tonem kochana. Nikt się tu ciebie nie boi - powiedział spokojnie Rowle i nachylił się nade mną przystawiając różdżkę do mojego gardła. Jego wielkie, zimne, brązowe oczy znalazły się na wysokości moich. To było przerażające.
-Cóż... Pytasz czego my od ciebie chcemy... - udawał zamyślenie Travers  - otóż odpowiedź brzmi: sprawiedliwości  i zemsty.
-Tak, rodzinie Malfoyów należy się kara... A co będzie gorsze od śmierci małej, niewinnej, najmłodszej w rodzie dziewczynki? - powiedział Rowle z powrotem przechadzając się po pokoju.
-Skoro mam umrzeć, to dlaczego nie zabiłeś mnie od razu? Wtedy, niedaleko mojego domu, albo w lesie? - zwróciłam się do Traversa.
-Uprowadzenie i morderstwo jest bardziej efektowne niż zwykłe zabójstwo, nie sądzisz? - odrzekł z zuchwałym uśmiechem.
Przerażenie we mnie narastało. Oni o tym wiedzieli i cieszyli się z tego powodu.
-Cóż, chcielibyśmy żebyś wiedziała dlaczego umrzesz. Otóż dziewiętnaście lat temu w trakcie bitwy o Hogwart twoi dziadkowie i ojciec uciekli. Zwyczajnie nawiali jak plugawi tchórze. Po wojnie, dzięki temu uniknęli Azkabanu bez procesu - tłumaczył Rowle.
-Żadnego innego śmierciożerce nie spotkał taki los... A żebyś ty wiedziała, ile osób zabił twój kochany dziadziuś Lucjusz - rzucił prześmiewczo Travers.
-My powołaliśmy się na zaklęcie Imperius, sprawdzony sposób. Jednak wszyscy inni zginęli lub skończyli w Azkabanie - kontynuował wywód Rowle - Ale nie, nie twoja cholerna rodzina, bo oni uciekli z podkulonym ogonem do Potterka i błagali o wybaczenie, jak śmiecie bez honoru. Słyszeliśmy nawet, że twój ojciec był na jego ślubie...  Czego to się nie zrobi ze strachu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz