-Od dawna myśleliśmy nad zemstą. I tak
się złożyło, że na początku wakacji w proroku codziennym ukazał się artykuł, że
najmłodszy syn Pottera wybiera się w tym roku do Hogwartu. Skojarzyliśmy, że
urodziłaś się mniej więcej w tym samym czasie co on. I tak oto nareszcie
nadarzyła się okazja. Jeszcze zanim znalazłaś się w zamku obserwowaliśmy Cię,
jednak nigdy nie byłaś sama. W końcu pojechałaś do szkoły, a my nie mogliśmy ryzykować
wchodząc na jej teren - mówił Rowle.
-I wysłaliście Gryfa...
-Tak. Chociaż teraz sami uważamy, że
posłanie jakiegoś głupiego zwierzaka na tak ważną dla nas misję było olbrzymim
błędem - stwierdził Travers - Postanowiliśmy więc, zająć się tym sami.
-I prawie nam się udało... Trav już
wtedy by cię wykończył, gdyby nie Potter - opowiadał zawzięcie Rowle -Nie było
sensu z nim walczyć, nie o niego chodziło...
-Po dwóch nieudanych próbach
przyłożyliśmy się bardziej. Stworzyliśmy tę kryjówkę i obmyśliliśmy szczegółowy
plan. Jedynym problem było wyciągnięcie cię z zamku. W trakcie obserwacji
zauważyliśmy, że przechadzasz się z przyjaciółmi nad jezioro. Uznaliśmy to za dobry moment.
Przygotowywaliśmy się w lesie, kiedy ty niespodziewanie sama do nas przyszłaś -
tu Rowle roześmiał się - Ułatwiłaś nam wszystko! Niestety krzyknęłaś, więc
musieliśmy się stamtąd zbierać i przenieśliśmy cię tu.
-Ale dosyć gadania, pora zrobić to, o
co od samego początku chodziło - skończył Travers.
Oboje mieli uśmieszki na twarzach i
uniesione różdżki, skierowane w moją stronę. Tyle razy mi się udało, ale to już
musiał być koniec. Sama nie wiem właściwie gdzie jestem, a tym bardziej inni
nie wiedzą gdzie mnie szukać. Siedzę przywiązana do krzesła, bez broni.
Naprzeciwko stoi dwóch śmierciożerców zmotywowanych, żeby mnie zabić. Po
policzkach popłynęły mi łzy przerażenia i bezsilności. Spojrzałam w oczy moich
porywaczy. Ich wzrok był zimny, obłąkany i mrożący krew w żyłach. Żegnaj wspaniały
świecie...
Nagle,
przez drzwi wpadły do środka trzy postacie. Harry Potter rzucił się w moją
stronę i jednym ruchem różdżki rozciął liny którymi byłam przywiązana do
krzesła. W tym samym czasie dwoje pozostałych mężczyzn zaczęło pojedynkować się
ze śmierciożercami. Ojciec Ala wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
Bardzo chciałam uciekać i biec, ale nogi miałam zupełnie zdrętwiałe. W końcu
dotarliśmy do drzwi, potem do kolejnych i ujrzałam światło dzienne. Zaczęliśmy uciekać w dół. Zobaczyłam bowiem,
że owe miejsce mojego przetrzymania znajduje się w jaskini, w jednym z pagórków
nad jeziorem. Na horyzoncie, dosyć daleko widać było Hogwart. Podczas zbiegania
z górki potknęłam się. Gdy wstawałam zobaczyłam, że przez drzwi którym przed
chwilą wyszliśmy wybiega Travers. Z jego różdżki wystrzeliło zielone światło.
Na szczęście w porę pan Potter również go zauważył i rzucił w niego czerwonym
zaklęciem. Oba czary spotkały się w połowie i roztrzaskały o siebie.
-Uciekaj! Na dole są trzy miotły,
wsiądź na jedną i leć do zamku. Niech przyślą tutaj więcej aurorów! - polecił
mi mój obrońca walczący ze śmierciożercą. Zaklęcia latały to w jedną, to w
drugą stronę. Zrobiłam jak polecił mi ojciec Albusa. Kilka chwil później byłam
już przy brzegu jeziora i wskoczyłam na Błyskawicę Doskonałą, której
właścicielem był zapewne pan Potter. Była to miotła klasą zbliżona do mojego
Pioruna VII. Również używano jej na mistrzostwach. Lot był wspaniały, widok
przepiękny, a poranne niebo bezchmurne. Na chwilę mogłam zapomnieć, że przed
chwilą omal nie zginęłam z rąk śmierciożerców. Z każdą chwilą zbliżałam się do
zamku. Spojrzałam się za siebie i w ostatniej chwili zrobiłam unik. Tuż obok
mnie przeleciała ogromna kula zielonego światła. Za mną leciał Rowle. Miał dużo
wolniejszą miotłę, ale w ręce trzymał różdżkę, a ja swojej zostałam pozbawiona.
Dzięki nabytej zdolności latania unikałam każdego kolejnego zaklęcia .Gdy byłam
już na błoniach, na terenie zamku, a Rowle został w tyle nareszcie odpuścił.
Wylądowałam na dziedzińcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz