niedziela, 20 grudnia 2015

#28 | Żegnaj wspaniały świecie...

-Od dawna myśleliśmy nad zemstą. I tak się złożyło, że na początku wakacji w proroku codziennym ukazał się artykuł, że najmłodszy syn Pottera wybiera się w tym roku do Hogwartu. Skojarzyliśmy, że urodziłaś się mniej więcej w tym samym czasie co on. I tak oto nareszcie nadarzyła się okazja. Jeszcze zanim znalazłaś się w zamku obserwowaliśmy Cię, jednak nigdy nie byłaś sama. W końcu pojechałaś do szkoły, a my nie mogliśmy ryzykować wchodząc na jej teren - mówił Rowle.
-I wysłaliście Gryfa...
-Tak. Chociaż teraz sami uważamy, że posłanie jakiegoś głupiego zwierzaka na tak ważną dla nas misję było olbrzymim błędem - stwierdził Travers - Postanowiliśmy więc, zająć się tym sami.
-I prawie nam się udało... Trav już wtedy by cię wykończył, gdyby nie Potter - opowiadał zawzięcie Rowle -Nie było sensu z nim walczyć, nie o niego chodziło...
-Po dwóch nieudanych próbach przyłożyliśmy się bardziej. Stworzyliśmy tę kryjówkę i obmyśliliśmy szczegółowy plan. Jedynym problem było wyciągnięcie cię z zamku. W trakcie obserwacji zauważyliśmy, że przechadzasz się z przyjaciółmi nad jezioro.  Uznaliśmy to za dobry moment. Przygotowywaliśmy się w lesie, kiedy ty niespodziewanie sama do nas przyszłaś - tu Rowle roześmiał się - Ułatwiłaś nam wszystko! Niestety krzyknęłaś, więc musieliśmy się stamtąd zbierać i przenieśliśmy cię tu.
-Ale dosyć gadania, pora zrobić to, o co od samego początku chodziło - skończył Travers.
Oboje mieli uśmieszki na twarzach i uniesione różdżki, skierowane w moją stronę. Tyle razy mi się udało, ale to już musiał być koniec. Sama nie wiem właściwie gdzie jestem, a tym bardziej inni nie wiedzą gdzie mnie szukać. Siedzę przywiązana do krzesła, bez broni. Naprzeciwko stoi dwóch śmierciożerców zmotywowanych, żeby mnie zabić. Po policzkach popłynęły mi łzy przerażenia i bezsilności. Spojrzałam w oczy moich porywaczy. Ich wzrok był zimny, obłąkany i mrożący krew w żyłach. Żegnaj wspaniały świecie...
                Nagle, przez drzwi wpadły do środka trzy postacie. Harry Potter rzucił się w moją stronę i jednym ruchem różdżki rozciął liny którymi byłam przywiązana do krzesła. W tym samym czasie dwoje pozostałych mężczyzn zaczęło pojedynkować się ze śmierciożercami. Ojciec Ala wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Bardzo chciałam uciekać i biec, ale nogi miałam zupełnie zdrętwiałe. W końcu dotarliśmy do drzwi, potem do kolejnych i ujrzałam światło dzienne.  Zaczęliśmy uciekać w dół. Zobaczyłam bowiem, że owe miejsce mojego przetrzymania znajduje się w jaskini, w jednym z pagórków nad jeziorem. Na horyzoncie, dosyć daleko widać było Hogwart. Podczas zbiegania z górki potknęłam się. Gdy wstawałam zobaczyłam, że przez drzwi którym przed chwilą wyszliśmy wybiega Travers. Z jego różdżki wystrzeliło zielone światło. Na szczęście w porę pan Potter również go zauważył i rzucił w niego czerwonym zaklęciem. Oba czary spotkały się w połowie i roztrzaskały o siebie.

-Uciekaj! Na dole są trzy miotły, wsiądź na jedną i leć do zamku. Niech przyślą tutaj więcej aurorów! - polecił mi mój obrońca walczący ze śmierciożercą. Zaklęcia latały to w jedną, to w drugą stronę. Zrobiłam jak polecił mi ojciec Albusa. Kilka chwil później byłam już przy brzegu jeziora i wskoczyłam na Błyskawicę Doskonałą, której właścicielem był zapewne pan Potter. Była to miotła klasą zbliżona do mojego Pioruna VII. Również używano jej na mistrzostwach. Lot był wspaniały, widok przepiękny, a poranne niebo bezchmurne. Na chwilę mogłam zapomnieć, że przed chwilą omal nie zginęłam z rąk śmierciożerców. Z każdą chwilą zbliżałam się do zamku. Spojrzałam się za siebie i w ostatniej chwili zrobiłam unik. Tuż obok mnie przeleciała ogromna kula zielonego światła. Za mną leciał Rowle. Miał dużo wolniejszą miotłę, ale w ręce trzymał różdżkę, a ja swojej zostałam pozbawiona. Dzięki nabytej zdolności latania unikałam każdego kolejnego zaklęcia .Gdy byłam już na błoniach, na terenie zamku, a Rowle został w tyle nareszcie odpuścił. Wylądowałam na dziedzińcu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz