poniedziałek, 21 grudnia 2015

#29 | Szczęśliwe wieści

                Pognałam co sił do szkoły, a potem do wieży, gdzie znajdował się gabinet dyrektora. Wejścia strzegł gargulec. Trzeba było znać hasło... Co to może być? Co ona mogła wymyśleć... Zaczęłam myśleć na głos. Wymieniałam po kolei dysząc: kot, dyrektor, transmutacja, ale nic nie przynosiło rezultatu. W końcu jednak posąg sam się odsunął, a zza niego wyszła dyrektorka, zapłakana mama i otulający ją ramieniem tata. Gdy tylko rodzice mnie zobaczyli podbiegli do mnie i mocno przytulili. Mama nie chciała puścić, a ja nie mogłam złapać oddechu.
-Pa-ni prof-fesor - sapałam - niech panie wezwie... więcej aurorów.
-Co się stało? - spytała dyrektorka.
-Szybko! Błagam p-panią!
Weszliśmy z powrotem do jej gabinetu. Mama cały czas ściskała moją dłoń a tata trzymał rękę na moim ramieniu. Profesor McGonagall wysłała sowę do ministerstwa z prośbą o pomoc. Wytłumaczyłam jej gdzie śmierciożercy mnie przetrzymywali, aby mogła przekazać aurorom gdzie mają się udać. Powiedziała, że będzie na nich czekać na dole, a mi poleciła wrócić do pokoju wspólnego i nigdzie się stamtąd nie ruszać. Opowiedziałam rodzicom co się stało i uspokoiłam ich trochę. Poprosiłam, żeby wrócili już do domu, bo widać było, że są zmęczeni.  Postąpiłam zgodnie z prośbą pani dyrektor i wróciłam do lochów. Ledwie stanęłam w drzwiach, a już trzymał mnie w objęciach Score.
-Gdzieś ty znowu była? - zapytał nie wypuszczając mnie z ramion. Głos mu się łamał.
-Wiesz, tylko porwali mnie śmierciożercy i chcieli mnie zabić. Nic takiego... - zażartowałam a następnie powitałam wszystkich moich przyjaciół, którzy również drżeli z niepokoju.
-Jak to się stało? - zapytała Julie.
-Trafiłam na bardzo niesfornego Niuchacza, który jak sami widzieliście cały czas próbował mi nawiać. W końcu mu się udało, a ja go goniłam, no i zaprowadził mnie do Zakazanego Lasu, a oni tam na mnie czekali.
W odpowiedzi na pytanie Jake'a, opowiedziałam im wszystko czego się dowiedziałam i co się wydarzyło. Na koniec wszyscy zaniemówili.
-Co z moim ojcem? - zapytał Al.
-Da sobie radę, przecież jest najlepszym aurorem jakiego widziałam! Zresztą, już dwukrotnie uratował mi życie. Na pewno już z pomocą jego współpracowników złapali tych śmierciożerców. Wszystko będzie dobrze.
-Kate, wyglądasz okropnie, idź się trochę ogarnij, co? Jeśli chcesz to mogę spróbować nastawić ci nos... - powiedziała Alice, która razem z Ellie i Steph również z nami siedziała.
-Mam złamany nos? - zdziwiłam się.
Ellie podała mi lusterko. O kurcze. Wyglądałam gorzej niż siedem nieszczęść. Włosy miałam rozczochrane i pokołtunione, a pod złamanym nosem była zaschnięta krew. Szaty miałam podarte i cała byłam w kurzu i pyle.
-Idę pod prysznic - oznajmiłam i udałam się do dormitorium.
                Ubrana w inne ciuchy, z uczesanymi w kucyk włosami i czysta, po pół godzinie zeszłam do salonu. Al, Score, Zabini, Julie, Ellie, Steph i Alice wciąż tam siedzieli. Ledwie zdążyłam usiąść na kanapie, drzwi otworzyły się i wszedł do środka profesor Slughorn i zwrócił się do mnie.
-Kate, chodź ze mną..
Więc poszłam. Weszliśmy do sali wejściowej i zobaczyłam pana Pottera rozmawiającego z panią dyrektor. Cieszyłam się, że nic mu nie jest. Poinformował mnie, że złapano Traversa i Rowla i że już nikomu nie zagrażają. Oddał mi także moją różdżkę. Podziękowałam mu najlepiej jak umiałam i pożegnaliśmy się. Wróciłam do lochów.                                                                         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz