piątek, 25 grudnia 2015

#33 | Obrona przed czarną magią i transmutacja

                Egzamin z obrony przed czarną magią również dzielił się na dwie części: teoretyczną i praktyczną. Teoria polegała na pisaniu testu, natomiast praktyka na rzucaniu odpowiednich zaklęć. Teraz, kiedy byłam najedzona i pobudzona nic nie sprawiało mi problemu. Z  łatwością napisałam esej na dwie kartki pergaminu o różnicach pomiędzy wampirem a zjawą i odpowiedziałam wyczerpująco na wszystkie inne pytania. Następnie profesor Katie Bell dobrała nas w pary. Akurat tak się złożyło, że ja miałam być z Alem. Nauczycielka wydawała polecenia i obserwowała po kolei każdego ucznia. Moim zadaniem było użycie zaklęcia protego przeciwko czarowi Albusa (z czym poradziłam sobie bezbłędnie), wystrzelenie z różdżki czerwonych iskier (co za ironia...), czyli wystarczyło zwykłe periculum. Następnie musiałam rozbroić przeciwnika (Expelliarmus... "Naprawdę Katie... Nie mogła nam pani dać czegoś trudniejszego?" - pomyślałam). Pani profesor pochwaliła mnie i poprosiła mnie, o rzucenie jeszcze kilku konkretnych zaklęć, przed którymi miał obronić się Al, a następnie przeszła do kolejnej pary. Gdy wychodziłam z sali po zakończeniu testu byłam pewna, że poszło mi świetnie, jednak na pewno by tak nie było, gdyby nie moi przyjaciele, dzięki którym nie zagłodziłam się na śmierć.
                Było lekko przed czternastą, więc wzięliśmy tylko z dormitorium książki i poszliśmy na lunch. Następnie wyszliśmy na błonia aby powtarzać transmutację i eliksiry. Gdy tak siedzieliśmy pod drzewem podeszła do mnie Zoya.
-Skąd ona się tu wzięła? - zapytałam przyjaciół wskazując na kotkę.
-Przecież zwierzęta mają tajne wyjście z każdego pokoju wspólnego na błonia... Nie wiedziałaś? - oznajmiła Julie niedowierzając, że mogę nie zdawać sobie sprawy z tak banalnej dla niej rzeczy.
-Nie... - odparłam.
-A nie zastanawiało Cię to, dlaczego w całym zamku nie ma ani jednej kuwety?
-Nigdy nie zwróciłam na to uwagi.
                I tak siedząc z Jake'iem, Julie'ą, Alem i Zoyką, która przyjemnie mruczała, czytałam ,,Wprowadzenie do transmutacji dla początkujących" Emerika Switcha, aż nie nadeszła pora kolacji.
Wtedy znów powędrowaliśmy do Wielkiej Sali i zjedliśmy posiłek. Wieczorem postanowiłam zagłębić się ,,Magicznych wzorach i napojach" Arseniusa Jiggera. Tym razem robiłam to jednak w swoim dormitorium, na wypadek gdybym znowu niespodziewanie usnęła. W nocy jeszcze trochę pożartowałyśmy z dziewczynami, przebrałyśmy się w piżamy i poszłyśmy spać.
                Tego ranka obudziłam się na szczęście o normalnej godzinie. Około ósmej ubrane, uczesane, spakowane i  gotowe całą piątką zeszłyśmy do Wielkiej Sali. Dzisiaj postanowiłam zjeść miodowo-kukurydziane płatki z mlekiem. W trakcie śniadania dołączyli do nas jeszcze Al i Zabinini. Po posiłku udaliśmy się do sali transmutacji. Byliśmy tak jakieś pół godziny za wcześnie, ale bardzo przyjemnie spędziliśmy ten czas. Bardzo się stresowałam. Z transmutacji nigdy nie byłam orłem...
                Wreszcie profesor Corner otworzył klasę i weszliśmy do środka aby rozpocząć egzamin. On również był podzielony na dwie części, podobnie jak testy z innych przedmiotów. Jak to już wcześniej się zdarzyło, po raz kolejny praktyka poszła mi dużo lepiej od teorii... Przecież znajomość zaklęć i umiejętność ich wykonania, jest dużo ważniejsza od jakichś pierdół o które pytają nas na kartkach! Czy naprawdę to, czym się różni transformacja od transfiguracji będzie nam takie potrzebne w życiu?!
                No dobra, w końcu egzamin dobiegł końca. Nie poszedł mi najlepiej na świecie, ale wydaje mi się, że jest całkiem okej. Pora na eliskiry... Zawsze szły mi dobrze. Slughorn mówi, że gdybym nie była dopiero na pierwszym roku, to na pewno już dawno znalazło by się dla mnie miejsce w Klubie Ślimaka. Niestety, można na jego spotkania można uczęszczać dopiero od trzeciej klasy, więc muszę jeszcze trochę poczekać...
Udaliśmy się do lochów i zaraz zaczął się egzamin.                                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz