Egzamin
z obrony przed czarną magią również dzielił się na dwie części: teoretyczną i
praktyczną. Teoria polegała na pisaniu testu, natomiast praktyka na rzucaniu
odpowiednich zaklęć. Teraz, kiedy byłam najedzona i pobudzona nic nie sprawiało
mi problemu. Z łatwością napisałam esej
na dwie kartki pergaminu o różnicach pomiędzy wampirem a zjawą i odpowiedziałam
wyczerpująco na wszystkie inne pytania. Następnie profesor Katie Bell dobrała
nas w pary. Akurat tak się złożyło, że ja miałam być z Alem. Nauczycielka
wydawała polecenia i obserwowała po kolei każdego ucznia. Moim zadaniem było
użycie zaklęcia protego przeciwko
czarowi Albusa (z czym poradziłam sobie bezbłędnie), wystrzelenie z różdżki
czerwonych iskier (co za ironia...), czyli wystarczyło zwykłe periculum. Następnie musiałam rozbroić
przeciwnika (Expelliarmus... "Naprawdę Katie... Nie mogła nam pani dać
czegoś trudniejszego?" - pomyślałam). Pani profesor pochwaliła mnie i
poprosiła mnie, o rzucenie jeszcze kilku konkretnych zaklęć, przed którymi miał
obronić się Al, a następnie przeszła do kolejnej pary. Gdy wychodziłam z sali
po zakończeniu testu byłam pewna, że poszło mi świetnie, jednak na pewno by tak
nie było, gdyby nie moi przyjaciele, dzięki którym nie zagłodziłam się na
śmierć.
Było
lekko przed czternastą, więc wzięliśmy tylko z dormitorium książki i poszliśmy
na lunch. Następnie wyszliśmy na błonia aby powtarzać transmutację i eliksiry.
Gdy tak siedzieliśmy pod drzewem podeszła do mnie Zoya.
-Skąd ona się tu wzięła? - zapytałam
przyjaciół wskazując na kotkę.
-Przecież zwierzęta mają tajne wyjście
z każdego pokoju wspólnego na błonia... Nie wiedziałaś? - oznajmiła Julie
niedowierzając, że mogę nie zdawać sobie sprawy z tak banalnej dla niej rzeczy.
-Nie... - odparłam.
-A nie zastanawiało Cię to, dlaczego w
całym zamku nie ma ani jednej kuwety?
-Nigdy nie zwróciłam na to uwagi.
I
tak siedząc z Jake'iem, Julie'ą, Alem i Zoyką, która przyjemnie mruczała,
czytałam ,,Wprowadzenie do transmutacji dla początkujących" Emerika
Switcha, aż nie nadeszła pora kolacji.
Wtedy znów powędrowaliśmy do Wielkiej
Sali i zjedliśmy posiłek. Wieczorem postanowiłam zagłębić się ,,Magicznych
wzorach i napojach" Arseniusa Jiggera. Tym razem robiłam to jednak w swoim
dormitorium, na wypadek gdybym znowu niespodziewanie usnęła. W nocy jeszcze
trochę pożartowałyśmy z dziewczynami, przebrałyśmy się w piżamy i poszłyśmy
spać.
Tego
ranka obudziłam się na szczęście o normalnej godzinie. Około ósmej ubrane,
uczesane, spakowane i gotowe całą piątką
zeszłyśmy do Wielkiej Sali. Dzisiaj postanowiłam zjeść miodowo-kukurydziane
płatki z mlekiem. W trakcie śniadania dołączyli do nas jeszcze Al i Zabinini.
Po posiłku udaliśmy się do sali transmutacji. Byliśmy tak jakieś pół godziny za
wcześnie, ale bardzo przyjemnie spędziliśmy ten czas. Bardzo się stresowałam. Z
transmutacji nigdy nie byłam orłem...
Wreszcie
profesor Corner otworzył klasę i weszliśmy do środka aby rozpocząć egzamin. On
również był podzielony na dwie części, podobnie jak testy z innych przedmiotów.
Jak to już wcześniej się zdarzyło, po raz kolejny praktyka poszła mi dużo
lepiej od teorii... Przecież znajomość zaklęć i umiejętność ich wykonania, jest
dużo ważniejsza od jakichś pierdół o które pytają nas na kartkach! Czy naprawdę
to, czym się różni transformacja od transfiguracji będzie nam takie potrzebne w
życiu?!
No
dobra, w końcu egzamin dobiegł końca. Nie poszedł mi najlepiej na świecie, ale
wydaje mi się, że jest całkiem okej. Pora na eliskiry... Zawsze szły mi dobrze.
Slughorn mówi, że gdybym nie była dopiero na pierwszym roku, to na pewno już
dawno znalazło by się dla mnie miejsce w Klubie Ślimaka. Niestety, można na
jego spotkania można uczęszczać dopiero od trzeciej klasy, więc muszę jeszcze
trochę poczekać...
Udaliśmy się do lochów i zaraz zaczął
się egzamin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz