Tradycyjnie,
znowu musieliśmy pisać test, a potem była część praktyczna, w której musieliśmy
uwarzyć eliksir pieprzowy i wiggenowy. Ze wszystkimi zadaniami poradziłam sobie
świetnie. A przynajmniej tak myślałam...
Po
sprawdzianie ponownie wzięliśmy podręczniki do przedmiotów które czekały nas
jutro i poszliśmy pod nasze ulubione drzewo. Nawet nie chciałam myśleć o
następnym dniu. Astronomia i historia magii jednego dnia... Jak się nad tym
dłużej zastanowić, to można się załamać. Przecież ja muszę ze wszystkiego mieć
co najmniej zadowalający! Tego dnia kułam naprawdę mocno. Starałam się wszystko
zapamiętać. Książki ,,Podstawowa księga zaklęć - stopień I" nawet nie
otworzyłam, bo wiedziałam, że to tylko strata czasu - i tak pójdzie mi
świetnie! Po kolacji z powrotem wróciłam do nauki. Usnęłam w dormitorium,
rozmyślając wcześniej o jutrzejszym dniu.
Obudziłam
się około ósmej. W pokoju były jeszcze Ellie i Steph więc po porannej rutynie
udałyśmy się na śniadanie. Tym razem stwierdziłam, że postawię na klasyk -
naleśniki z czekoladą i syropem klonowym, a do tego mleko truskawkowe. Po
całkowitym zasłodzeniu się udaliśmy się na egzamin z zaklęć.
Pewnym krokiem weszłam do klasy i... Szok i
niedowierzanie! NIE MA TEORII, SAME
ZAKLĘCIA! Byłam szczęśliwa jak nie wiem co! Wyszło na to, że Flitwick to jedyny
profesor, dla którego najważniejsze są umiejętności i praktyka, a nie jakieś
durne daty, nazwiska i inne pierdoły. Oczywiście, zgodnie z moimi oczekiwaniami
egzamin poszedł mi wybitnie dobrze! Naprawdę dał nam na egzaminie czar
Wingardium Leviosa? My się tego uczyliśmy na pierwszej lekcji! Banalniejszej
rzeczy nie było panie profesorze? Oczywiście pojawiły się też bardziej
skomplikowane zaklęcia, ale i z nimi poradziłam sobie wybornie. Z naszej paczki
profesor oceniał mnie jako pierwszą, dlatego gdy skończyłam dokładnie i bez
stresu obserwowałam jak radzą sobie moi przyjaciele. Julie zawaliła po całości,
Alice jak zwykle bezbłędnie, Ellie i Alowi poszło całkiem nieźle, a Jake i Steph jakoś tam dali radę. Wyszłam z
sali równie zadowolona, jak do niej wchodziłam, jednak uśmiech niedługo mi
zrzedł, kiedy przypomniałam sobie jaki przedmiot czeka mnie teraz. Tak -
historia magii. Największa zmora tej szkoły... Ale cóż, trzeba po prostu dać
radę i tyle.
Poszliśmy więc do odpowiedniej
klasy, pogadaliśmy chwilę i zaczął się egzamin. Było dokładnie odwrotnie do
poprzedniego przedmiotu. S-A-M-A
T-E-O-R-I-A! Żadnych czarów i różdżek, tylko pióra i niekończące się pytania
na pergaminie. Tragedia. Jednak najwyraźniej, moje wczorajsze zakuwanie dało
jakieś efekty, bo na większość zagadnień znałam odpowiedź... A może tak mi się
tylko wydawało? Na szczęście jednak, po najdłuższych i najnudniejszych dwóch
godzinach w moim życiu test się skończył i byliśmy wolni, aż do dwudziestej
trzeciej. Uznaliśmy, że przed prawie
bezsenną nocą trzeba się trochę kimnąć, więc wróciliśmy do dormitoriów. Bo tak
wykańczającym egzaminie padłam jak zabita. Z głębokiego snu wyrwała mnie
dopiero Julie informując, że zaraz zaczyna się kolacja. Udałyśmy się do
Wielkiej Sali, gdzie siedzieli już Al i Zabini. Po posiłku wróciłam do
dormitorium, by powtarzać astronomię. Całe szczęście, że jutro już tylko opieka
nad magicznymi stworzeniami (która wyjątkowo odbywa się później - można się
wyspać!), w piątek latanie i koniec tego całego egzaminowego zamieszania. Co
prawda, w następnym tygodniu są jeszcze lekcje, ale Score mówił, że na początku
jest kompletny luz, a jak sprawdzą testy, to zaczynamy je omawiać. Trochę posmutniałam, gdy zdałam
sobie sprawę, że za niecałe trzy tygodnie już mnie tu nie będzie. Będę w domu,
z rodziną ale... bez nich wszystkich - bez moich przyjaciół. Tak, jasne - kilka
przecznic dalej mieszka Jake i w ogóle, ale... to nie to samo. Wakacje... czy one nie powinny być bardziej
pozytywne? Albo inaczej - czy kiedyś bardziej się z nich nie cieszyłam? Ma się
czas na odpoczynek i, ale co mi po tym jak minął one nudno? Czekaj, ja miałam
się uczyć astronomii, a nie rozmyślać o wakacjach! Kate, ogarnij się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz