Około
dwudziestej trzeciej, kiedy rozpoczął się egzamin z astronomii, mimo mojej
wcześniejszej drzemki byłam zupełnie nieprzytomna. Tym razem, sprawdzian ku
mojemu zaskoczeniu nie został podzielony na części, tylko równocześnie
musieliśmy oglądać gwiazdy przez teleskopy i zapisywać wyniki na kartce.
Pytanie 48: Jaka w tym wieku występuje asocjacja gwiazd pomiędzy Marsem a
Syriuszem? Asocja-co? W końcu, to coś
tam napisałam, ale nie sądzę, że dobrze. Po egzaminie zeszliśmy z wieży
astronomicznej do lochów i gdy tylko dotarłam do dormitorium wyczerpana padłam
na łóżko i nie minęła chwila, a już spałam jak kamień.
Obudziłam
się i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 9:03. Stwierdziłam, że śniadanie
się już skończyło, a sprawdzian z ONMS zaczyna się dopiero za półtorej godziny,
więc znowu pogrążyłam się we śnie. Poczułam jakby coś niespodziewanie wskoczyło
na mój brzuch. Otworzyłam oczy i podniosłam głowę. Stała na mnie Zoya, która
nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi, cały czas zapatrzona w Venus, z którą
najwyraźniej znowu się droczyła. Zrzuciłam z siebie kota i ponownie spojrzałam
na zegarek. 9:46. No dobra, pora się zbierać. Wyskoczyłam z łóżka i poszłam do
łazienki. Kiedy wróciłam do dormitorium na swoim łóżku czesała włosy Steph,
której wcześniej nie zauważyłam. Dopiero teraz zobaczyłam, jak bardzo jej włosy
urosły przez ten rok. Miała je już do ramion, a na początku pierwszego semestru
ledwo zasłaniały jej uszy. Wyglądała dzięki temu dużo lepiej. Zapytałam co z
resztą dziewczyn na co usłyszałam, że ostatni raz widziała je jak wychodziły na
śniadanie. Świetnie, czyli wszyscy wstali bladym świtem, tylko ja musiałam jak
zwykle sobie pospać... Super... Jak ja nienawidzę tego swojego lenistwa...
Chociaż, czy to można nazwać lenistwem? Po prostu lubię spać... Kate, przestań!
Znowu gadasz ze sobą i to jeszcze w myślach! Tego też nie znoszę.
W
końcu razem ze Steph, która również była głodna bo nie wybrała się na śniadanie
poszłyśmy do kuchni. Jak dobrze, że już wiedziałam gdzie ona się znajduje i nie
musiałam cały dzień głodować. Poprosiłyśmy skrzaty o rogaliki francuskie z
dżemem wiśniowym oraz dwie szklanki soku dyniowego na wynos i po chwili
wchodziłyśmy już z powrotem na górę z torbą pełną zamówionych przez nas
pyszności. Na dworze powietrze było rześkie i bardzo przyjemne. Zajęłyśmy
miejsce pod drzewem nad jeziorem, gdzie siedzieli już nasi przyjaciele. My
zajęłyśmy się jedzeniem, a reszta miała już pełne żołądki po śniadaniu. W końcu
zebraliśmy się i poszliśmy w stronę chatki Hagrida, obok której zwykle odbywały
się lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami. Niedługo potem zjawił się gajowy
i rozpoczął egzamin. Jak można było się spodziewać po tym przedmiocie i
nauczycielu, nie było żadnego pisania i wypełniania testu, a jedynie zajmowanie
się Niuchaczami, Gumochłonami i kilkoma innymi stworzonkami. Tym razem,
przynajmniej żadne z nich nie próbowało mi nawiać... Wydaję mi się, że poszło
mi dobrze...
Dzień
powoli mijał. Chciałam się jak najbardziej nacieszyć czasem spędzonym z
przyjaciółmi, bo cały czas gdzieś z tyłu głowy miałam myśl, że po zakończeniu
roku nie zobaczę ich przez najbliższe dwa miesiące. Na szczęście okoliczności
sprzyjały, bo jutro było już tylko zaliczenie z latania, na które przecież nie
trzeba się uczyć. W końcu pewne jest, że nie będzie żadnego durnego testu do
wypełniania, tylko czysty sport, który zresztą uwielbiam. Niestety, rzadko
zdarza się, żeby pierwszoroczny został przyjęty do drużyny, a poza tym w
reprezentacji naszego domu i tak nie ma
wolnych miejsc... W naszej paczce tylko ja i Zabini tak bardzo jaramy się
Quidditchem, chociaż Steph też sobie świetnie w nim radzi. Nawet nie wiecie,
jak bardzo Jake mi zazdrościł, kiedy zobaczył moją nową miotłę po świętach.
Sama nadal jestem pod ogromnym wrażeniem jej możliwości.
W
końcu, po kolacji i wieczornych rozmowach, około 22:30 poszłyśmy spać w
dormitorium.
Obudziłam
się o 7:23. Egzamin z latania zaczynał się dopiero o 13:00, a mi zupełnie nie
chciało się wstawać. Miałam dylemat, czy znowu nie iść na śniadanie, czy jednak
mimo trudności wyjść z pod miłej, cieplutkiej kołdry. W końcu postanowiłam
walczyć ze sobą i zwlokłam się z łóżka.
Jak ja kocham Twojego bloga!
OdpowiedzUsuńKate jest taka zabawna i w ogóle...tak ładnie to wszystko piszesz...
Jeśli można. to chciałabym więcej śmierciożerców, którzy się chcą zemścić na Malfoyach za "zdradę".
Kocham<3
Dzięki! ❤ Niestety, ale śmierciożerców więcej nie będzie, bo staram się ściśle trzymać kanonu (no, może poza główną bohaterką), a cała reszta popleczników Voldemorta skończyła w Azkabanie lub zginęła. Nie mniej jednak, już nie długo szykuję dla Was (moich czytelników) wielką zmianę, której sama nie mogę się doczekać :D Mam nadzieję, że wam również się spodoba ❤
OdpowiedzUsuń