niedziela, 27 grudnia 2015

#37 | Najszczęśliwszy dzień w życiu?

                Od rozpoczęcia spotkania minęły jakieś 2 godziny, a ja przed chwilą zdobyłam pętlę, która dała wynik 110:260 dla nas. Zabini właśnie dostał piłkę od Amy i pędził w stronę obręczy. Spostrzegłam, że Steph coś goni. Tak, to znicz. Jeżeli  Jake teraz trafi, a ona złapie tę złotą kulkę ze skrzydełkami to wygrają. Nie mogę do tego dopuścić. Najszybciej jak umiałam przeleciałam całe boisko i złapałam kafla, którego Zabini prawie przerzucił przez pętle. O mały włos nie wpadłam na Grettę i już pędziłam w stronę przeciwnej bramki. Tłuczek leciał w moją stronę, jednak wtedy czułam, że  nic mnie nie powstrzyma. Ominęłam przeszkadzającą piłkę wykonując jeden zwód i zostałam sam na sam z obrońcą. Cały czas patrzyłam na lewą pętle i tam też zamierzałam rzucić, jednak widząc podlatującego w tamtą stronę Kevina wybrałam środkową obręcz i tam oddałam strzał. Odprowadziłam kafla wzrokiem i usłyszałam gwizdek pani Hooch kończący grę. Steph złapała znicz.
                Zlecieliśmy się w stronę nauczycielki spierając się co zdarzyło się najpierwszy: czy kafel przeleciała przez obręcz, czy złoty znicz został złapany. Pani Hooch założyła jakieś dziwne okulary, wsiadła na miotłę i przeleciała się po boisku obserwując je dokładnie.
-Co ta wariatka robi? - dalej emocjonował się Jake.
Chyba wymyśliłam co się dzieje. Przyjrzałam się jej okularom. Tak, widziałam je już kiedyś, a nawet miałam na sobie. Na Mistrzostwach Świata! Można w nich dowolnie odtwarzać obejrzany mecz: pauzować, cofać, puszczać w zwolnionym tempie... Normalnie wszystko!
Po jakichś pięciu minutach nauczycielka wróciła do nas i oznajmiła:
-Pragnę przypomnieć, że nie wynik spotkania wpływa na ocenę, a umiejętności i zaangażowanie w grę.
"Owijanie w bawełne... Podawaj kto wygrał!" - pomyślałam.
-Otóż informuję, że drużyną zwycięską zostaje zespół Kate Malfoy z wynikiem 270:260. Egzamin zakończony.
                Euforia. Radość. Szczęście. Poczucie osiągnięcia sukcesu. Takie i miliony innych emocji mi wtedy towarzyszyły. Udało się! Wygraliśmy! Śpiewaliśmy, tańczyliśmy, przytulaliśmy się! Cieszyliśmy się jak dzieci! Gdzieś w tle Jake nadal wykłócał się z panią Hooch, ale to nie miało ani znaczenia, ani sensu. Nawet nie zauważyłam, kiedy wskoczyłam na miotłę i uniosłam się prawie pionowo do góry, a potem wykonywałam zwody, uniki, nurkowałam! Czułam się taka wolna i nie zwracałam najmniejszej uwagi na krzyki i zakazy pani Hooch. To było wspaniałe!
 Miałam rację - to najlepszy dzień mojego życia!
                Po tak spektakularnym zwycięstwie nie mogłam normalnie funkcjonować. Cały czas się śmiałam, cieszyłam, tańczyłam! To bardzo dołowało Jake'a i Steph. Nie chciałam, żeby byli smutni, ale nie mogłam zapanować nad swoim entuzjazmem. Kto by się nie cieszył z tak osobistego sukcesu?!
Al mi tylko pogratulował, a Julie i Ellie miały ten cały mecz totalnie gdzieś. No tak... przecież one prawie nie brały w nim udziału... Ej Kate, nie bądź wredna! No i znowu to samo - gadam ze sobą...
                W ogóle nie czułam głodu, a lunch się już kończył, więc nie poszłam na niego i stwierdziłam, że zjem dopiero kolację. Wpadłam do pustego dormitorium i zaczęłam skakać po łóżku, krzyczeć i śpiewać jak jakaś wariatka. Zoya patrzyła na mnie wzrokiem jakby chciała mnie zabić, ponieważ najprawdopodobniej wyrwałam ją ze snu, ale ja tylko wzięłam ja w objęcia i zaczęłam tańczyć z nią tango. Gdy miałam już na rękach mnóstwo zadrapań i śladów pazurów wypuściłam kotkę nie przestając świętować, a ta uciekła do pokoju wspólnego. Podbiegłam do kalendarza i wokół dzisiejszej daty magicznym piórem, które sprawiało, że stworzone przez nie obrazki się ruszały narysowałam siebie na miotle wrzucającą do pętli kafla, a potem pojawiały się gwiazdki itd.. Cały obrazek się zapętlił, a ja wpatrywałam się w niego długi czas. Czułam, że zachowuję się jak kretynka, ale nie przeszkadzało mi to. Ja już chyba totalnie zwariowałam...                                  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz