Cały
weekend minął świetnie. W niedzielę wieczorem odbyła się uroczysta uczta kończąca
ten rok szkolny. Oczywiście musieliśmy ubrać czarne szaty, chodź było wyjątkowo
ciepło. Na początku zgromadzenia pani dyrektor powiedziała kilka słów i
ogłosiła, że ekspres Hogwart rusza ze stacji Hogsmeade jutro o 10 i mamy gotowi
z kuframi czekać na dziedzińcu o 9:25. Następnie wręczyła puchar domów. W tym
roku, zgodnie z moimi wcześniejszymi przewidywaniami wygrali Gryfoni. Wszystkie
dekoracje w Wielkiej Sali zmieniły barwę na złotą i czerwoną. Oczywiście był pewien żal, bo zawsze lepiej
się czują wygrani niż przegrani, jednak mimo to nie przejęliśmy się tym za
bardzo. Potem na stołach pojawiło się jedzenie, a to ogromne, magiczne
pomieszczenie znów wypełniło się gwarem rozmów.
W dormitorium pojawiłam się dopiero około dwudziestej trzeciej.
-No to co dziewczyny? Ostatnia noc
chyba zobowiązuje do piżama party? - wyszła z inicjatywą Ellie.
-Skoro nalegasz... - zażartowała Alice
uderzając poduszką Ellie, tak że ta aż się przewróciła.
Wszystkie rzucałyśmy w siebie
poduszkami, biłyśmy się nimi i skakałyśmy po łóżkach. Zachowywałyśmy się
trochę, jak niepełnosprawne umysłowo dzieci... Ale przynajmniej była zabawa!
Do pierwszej w nocy cały pokój
wypełnił się puchem i gęsimi piórami. Na szczęście mieszkamy z Alice, która
posprzątała wszystko jednym zaklęciem. Gdy w końcu, prawie bez sił opadłyśmy na
łóżka odczuwałam, że jest już bardzo późno. Weszłam pod kołdrę, pożyczyłam
wszystkim dobrej nocy i zdążyłam tylko pomyśleć o tym jak bardzo będzie mi tego
brakować. Usnęłam po chwili.
Następnego
dnia obudziłam się z przyjemnym uczuciem. O dziwo nie martwiłam się o
najbliższe dwa miesiące. Bynajmniej! Byłam zupełnie spokojna i szczęśliwa.
Wzięłam prysznic umyłam włosy. Różdżką wyprostowałam je i wysuszyłam. Ubrałam
jasne, dżinsowe szorty i jedną z moich ulubionych koszulek. Pokrywały ją
tropikalne kwiatki, a na plecach miała wygrawerowaną liczbę 92. Jak co dzień
założyłam prześliczną, złotą bransoletkę ze zniczem, który często łaskotał moje
palce, gdy ją zapinałam. Spakowałam wszystkie rzeczy, bo oczywiście wczoraj nie
miałam do tego ani głowy, ani czasu.
Spostrzegłam na zegarku, że jest już 8:47, więc wybiegłam z dormitorium
jak poparzona, bo nie zamierzałam wracać do domu głodna, a śniadanie właśnie
się kończyło. W drzwiach do pokoju wspólnego minęłam się z moimi przyjaciółmi,
którzy właśnie wracali. Prawie nigdy nie zdarzało się, bym jakikolwiek posiłek
jadła sama. Ten brak możliwości porozmawiania z kimkolwiek nie pasował mi
zupełnie, więc przesiadłam się do Score'a i jego kolegów. Nie był z tego zbyt
zadowolony. Zawsze wolał nie gadać ze mną przy nich. Strasznie mnie
denerwowało, że się mnie wstydzi... W każdym razie pogadałam trochę ze starszym
bratem i jego znajomymi, a potem śniadanie się skończyło, więc pożegnałam się i
odeszłam. Mam wrażenie, że oni mnie lubią, więc co to Score'owi przeszkadza, że
czasem z nimi porozmawiam. Chyba nigdy nie zrozumiem chłopaków...
Wróciłam
do dormitorium i dokończyłam spakować resztę rzeczy. Zapakowałam w torbę
szkolną wszystko, co wolę mieć pod ręką i powiedziałam "Wingardium Leviosa", a kufer uniósł
się w powietrze. Zeszłam do pokoju wspólnego, a bagaż leciał za mną. Na
szczęście Jake, Al, Julie, Ellie, Alice i Steph czekali na mnie. Gdy
wychodziliśmy z salonu, na jednej z kanap przy kominku zauważyłam śpiącą Zoyę,
a obok niej Coffie'ego. Delikatnie wzięłam ich na ręce i włożyłam do torby, gdzie
jakimś cudem się zmieścili. Alice trzymała swoją Venus w rękach, a Jake i Julie
mieli swoje sowy w klatkach. Steph swoje szczury schowała w bagażu podręcznym.
Udaliśmy się na dziedziniec. Oddaliśmy kufry Filchowi i wsiedliśmy do powozu.
Droga była niedługa, ale dosyć wyboista. Pogoda dopisywała - słońce grzało
niemiłosiernie, a na błękicie nieba nie widniała żadna chmura. Po drodze
obserwowaliśmy przepiękne widoki. Szczególnie podobało mi się jezioro, które
mogliśmy podziwiać z każdej strony. Wszędzie dookoła panowała zieleń. W końcu
dotarliśmy do Hogsmeade. Szkarłatny pociąg zaraz odjeżdżał, więc szybko do
niego wsiedliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz