wtorek, 29 grudnia 2015

#40 | Ostatni dzień z przyjaciółmi

                Cały weekend minął świetnie. W niedzielę wieczorem odbyła się uroczysta uczta kończąca ten rok szkolny. Oczywiście musieliśmy ubrać czarne szaty, chodź było wyjątkowo ciepło. Na początku zgromadzenia pani dyrektor powiedziała kilka słów i ogłosiła, że ekspres Hogwart rusza ze stacji Hogsmeade jutro o 10 i mamy gotowi z kuframi czekać na dziedzińcu o 9:25. Następnie wręczyła puchar domów. W tym roku, zgodnie z moimi wcześniejszymi przewidywaniami wygrali Gryfoni. Wszystkie dekoracje w Wielkiej Sali zmieniły barwę na złotą i czerwoną.  Oczywiście był pewien żal, bo zawsze lepiej się czują wygrani niż przegrani, jednak mimo to nie przejęliśmy się tym za bardzo. Potem na stołach pojawiło się jedzenie, a to ogromne, magiczne pomieszczenie znów wypełniło się gwarem rozmów.  W dormitorium pojawiłam się dopiero około dwudziestej trzeciej.
-No to co dziewczyny? Ostatnia noc chyba zobowiązuje do piżama party? - wyszła z inicjatywą Ellie.
-Skoro nalegasz... - zażartowała Alice uderzając poduszką Ellie, tak że ta aż się przewróciła.
Wszystkie rzucałyśmy w siebie poduszkami, biłyśmy się nimi i skakałyśmy po łóżkach. Zachowywałyśmy się trochę, jak niepełnosprawne umysłowo dzieci... Ale przynajmniej była zabawa!
Do pierwszej w nocy cały pokój wypełnił się puchem i gęsimi piórami. Na szczęście mieszkamy z Alice, która posprzątała wszystko jednym zaklęciem. Gdy w końcu, prawie bez sił opadłyśmy na łóżka odczuwałam, że jest już bardzo późno. Weszłam pod kołdrę, pożyczyłam wszystkim dobrej nocy i zdążyłam tylko pomyśleć o tym jak bardzo będzie mi tego brakować. Usnęłam po chwili.
                Następnego dnia obudziłam się z przyjemnym uczuciem. O dziwo nie martwiłam się o najbliższe dwa miesiące. Bynajmniej! Byłam zupełnie spokojna i szczęśliwa. Wzięłam prysznic umyłam włosy. Różdżką wyprostowałam je i wysuszyłam. Ubrałam jasne, dżinsowe szorty i jedną z moich ulubionych koszulek. Pokrywały ją tropikalne kwiatki, a na plecach miała wygrawerowaną liczbę 92. Jak co dzień założyłam prześliczną, złotą bransoletkę ze zniczem, który często łaskotał moje palce, gdy ją zapinałam. Spakowałam wszystkie rzeczy, bo oczywiście wczoraj nie miałam do tego ani głowy, ani czasu.  Spostrzegłam na zegarku, że jest już 8:47, więc wybiegłam z dormitorium jak poparzona, bo nie zamierzałam wracać do domu głodna, a śniadanie właśnie się kończyło. W drzwiach do pokoju wspólnego minęłam się z moimi przyjaciółmi, którzy właśnie wracali. Prawie nigdy nie zdarzało się, bym jakikolwiek posiłek jadła sama. Ten brak możliwości porozmawiania z kimkolwiek nie pasował mi zupełnie, więc przesiadłam się do Score'a i jego kolegów. Nie był z tego zbyt zadowolony. Zawsze wolał nie gadać ze mną przy nich. Strasznie mnie denerwowało, że się mnie wstydzi... W każdym razie pogadałam trochę ze starszym bratem i jego znajomymi, a potem śniadanie się skończyło, więc pożegnałam się i odeszłam. Mam wrażenie, że oni mnie lubią, więc co to Score'owi przeszkadza, że czasem z nimi porozmawiam. Chyba nigdy nie zrozumiem chłopaków...

                Wróciłam do dormitorium i dokończyłam spakować resztę rzeczy. Zapakowałam w torbę szkolną wszystko, co wolę mieć pod ręką i powiedziałam "Wingardium Leviosa", a kufer uniósł się w powietrze. Zeszłam do pokoju wspólnego, a bagaż leciał za mną. Na szczęście Jake, Al, Julie, Ellie, Alice i Steph czekali na mnie. Gdy wychodziliśmy z salonu, na jednej z kanap przy kominku zauważyłam śpiącą Zoyę, a obok niej Coffie'ego. Delikatnie wzięłam ich na ręce i włożyłam do torby, gdzie jakimś cudem się zmieścili. Alice trzymała swoją Venus w rękach, a Jake i Julie mieli swoje sowy w klatkach. Steph swoje szczury schowała w bagażu podręcznym. Udaliśmy się na dziedziniec. Oddaliśmy kufry Filchowi i wsiedliśmy do powozu. Droga była niedługa, ale dosyć wyboista. Pogoda dopisywała - słońce grzało niemiłosiernie, a na błękicie nieba nie widniała żadna chmura. Po drodze obserwowaliśmy przepiękne widoki. Szczególnie podobało mi się jezioro, które mogliśmy podziwiać z każdej strony. Wszędzie dookoła panowała zieleń. W końcu dotarliśmy do Hogsmeade. Szkarłatny pociąg zaraz odjeżdżał, więc szybko do niego wsiedliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz