Nie mogłam się uspokoić, nie
potrafiłam w tym momencie być zimną, nieczułą ślizgonką. Czułam, jak razem z
jego łzami wypływa to brzemię, które tak długo samotnie dźwigał. Czułam, jak
ulatnia się ból.
Kiedy się trochę uspokoiliśmy
postanowiłam opowiedzieć mu, jak to wyglądało z mojej perspektywy.
-Wiesz, nie podeszłam wtedy do Ciebie
dla tego, że byłeś sławny, przystojny, czy z jakiegokolwiek innego podobnie
płytkiego powodu.
-Przecież to, chyba dla nas obojgu,
jest oczywiste!
-Ja Ci nie przerywałam!
-No dobra, sory, już przepraszam.
-W każdym razie, podeszłam wtedy do
Ciebie, bo widziałam w Tobie siebie. Jakkolwiek to głupio nie brzmi, zobaczyłam
swoją przyszłość, jeżeli tiara zdecydowałaby inaczej, tylko to przydarzyło się
innej osobie. Gdy szedłeś do tego stołka, byłam pewna, że trafisz do
Gryffindoru. W końcu, jakby mogło być inaczej. Ojciec - jeden z
najsłynniejszych i najpotężniejszych gryfonów wszechczasów. Cała rodzina -
gryfoni. Byłam totalnie zaskoczona, kiedy tiara podała wynik. Jednak, od razu
porównałam tą sytuację do swojej, tylko, że u mnie tak jest ze Slytherinem.
Wtedy, gdy nie wiedziałeś gdzie usiąść zobaczyłam samą siebie, przy stole
Gryffindoru, z takim samym problemem. Jak pewnie wiesz, empatia nie jest
podstawową cechą każdego ślizgona - wręcz przeciwnie. Ja też wtedy, w Wielkiej
Sali się bałam. Bałam się rozczarować wszystkich. I jak tak się nad tym
zastanawiam, dlaczego ja miałam wątpliwości, a tiara żadnych, to mam dziwne
poczucie, że zrobiła to dlatego, że wiedziała, że mam cechy ślizgonki i
gryfonki, to w Slytherinie będę bardziej potrzebna.
-Yhm... Sam uważam, że faktycznie coś
w tym jest... Ale w każdym razie - dosyć tego tematu. Ja czuję już tę wolność,
której nie zaznałem od ponad miesiąca. Ale myślę, że pora przestać
rozpamiętywać to co było tyle czasu temu, a zacząć analizować to, co wydarzyło
się kilka godzin temu.
-Wiesz, ja... Sama nie potrafię
wytłumaczyć co to było... Po prostu coś pękło, nie wytrzymałam, widać nie
jestem tak silna, jak na ślizgonkę przystało...
-Nie, nie musisz nic tłumaczyć. James
przesadził. Nie patrz tak na mnie... Nie możesz bać się wymawiać jego imię...
-To nie strach! To nienawiść i
obrzydzenie. Po prostu mdli mnie jak słyszę to słowo.
-To musi przestać Cię mdlić, bo w
trakcie kolejnych siedmiu lat nauki usłyszysz to imię jeszcze bardzo dużo razy,
tym bardziej, że ten cymbał to brat twojego przyjaciela. Wracając do sprawy -
pewnie chciałabyś się dowiedzieć co się stało po tym, kiedy zakryłaś twarz.
Otóż: Score w tłumie gapiów przysłuchiwał się kłótni. Kiedy James powiedział to
co powiedział, Score rzucił się na niego, sprowadził do parteru i zaczął bić
pięściami po twarzy.
-Co?!
-W końcu James mu oddał i zaczęła się
prawdziwa, mugolska bójka. Obojgu z ust ciekła krew, mieli połamane nosy i nie
wiadomo co jeszcze. Zarówno koledzy mojego brata, jak i ja z Zabinim
próbowaliśmy ich rozdzielić, co niestety nie dawało rezultatów. W końcu, ktoś z
tłumu przyprowadził Slughorna, McGonagall i Longbottoma. Im również nie udało
się ich uspokoić słowem i siłą, więc wkurzona dyrektorka rzuciła na obu petrificus totalus, a zaraz potem
cofnęła zaklęcie. Uspokoili się wtedy i opiekunowie obu domów zabrali tą dwójkę
pojedynczo do swoich gabinetów, a nas McGonagall wypędziła do sal lekcyjnych,
bo skończyła się przerwa. Oczywiście do końca, dnia informacja o tym, że Malfoy
i Potter się pobili i że widocznie wzięli przykład z ojców, rozeszła się po
całej szkole.
-Czyli mój brat też dał się
sprowokować? To nie tylko moja słabość?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz