czwartek, 21 stycznia 2016

Rozdział siódmy

                Po kolejnym, przerażającym koszmarze, który jak zwykle wyglądał dokładnie identycznie jak poprzednie, obudziłam się zlana potem. Zerknęłam na kalendarz i zdałam sobie sprawę, że jutro jest Święto Duchów, a dzisiaj ma odbyć się pierwsze wyjście do Hogsmeade w tym roku szkolnym. Następnie skierowałam wzrok na zegarek. Wskazywał on 5:32. Wstałam z łóżka, ponieważ wiedziałam, że i tak już nie zasnę i weszłam do toalety.
                Wzięłam długi, odprężający prysznic, starając się nie myśleć za wiele. Następnie zajęłam się tym co zawsze, czyli prostowaniem i suszeniem włosów, ubraniem się i zrobieniem prawie niezauważalnego makijażu. Ponownie stwierdziłam, że pomaluje paznokcie, bo choć nie lubię tego robić, zawsze mnie to odrobinę uspokaja, po tym jak nie mogę spać.
                Z ogromnej nudy, w końcu sięgnęłam po książkę z szafki nocnej Alice i o dziwo zaintrygowała mnie ona. Nawet nie zauważyłam, kiedy reszta dziewczyn się obudziła i miałyśmy schodzić na śniadanie. Powoli zaczynam rozumieć, dlaczego Alice tak uwielbia czytać...

*

                Pół godziny po pierwszym posiłku siedzieliśmy już w powozie i zmierzaliśmy w stronę Hogsmeade. Dzień ten, był dużo cieplejszy od poprzednich, więc na ubranie włożyłam tylko jesienną parkę i bordowy komin. Jak zwykle podziwiałam widoki. Jesień rozkwitła na dobre, co doskonale można było zaobserwować, kiedy przejeżdżaliśmy alejką, otoczoną z dwóch stron starymi klonami. Jezioro obok Hogwartu także prezentowało się zupełnie inaczej. Woda wydawała się zmienić kolor, a nad taflą unosiła się delikatna mgiełka. Mimo, że nie przepadam za tą porą roku, to trzeba przyznać, że jest ona jedną z najbardziej melancholijnych.

*

                Po dosyć długiej drodze nareszcie wysiedliśmy w Hogsmeade. To urocze miasteczko, jak zawsze prezentowało się przepięknie. Między budynkami zasadzono stare drzewa, o rozłożystych, majestatycznych koronach. Lśniące liście w ciepłych barwach, wzbogacały tutejszy krajobraz, a pomiędzy sklepami i domami wyglądały naprawdę wspaniale.
                Naszym pierwszym celem stał się sklep Zonka. Od lat cieszy się największym zainteresowaniem w wiosce. Mimo, że chyba nigdy nic tam nie kupiliśmy, bo nie kręci nas robienie psikusów, to zawsze lubimy się przejść po tym miejscu i obejrzeć łajnobomby, cukierki wywołujące czkawkę, cukrowe pióra itd. Najczęstszym gościem jest tu pewnie Potter i jego koledzy, lecz młodsi Gryfoni zafascynowani jego popularnością, pewnie też tu przychodzą wzorując się na nim.
                Następnie udaliśmy się do Miodowego Królestwa, w którym zrobiliśmy małe, słodkie zakupy. W owej cukierni, tłum był nie mniejszy niż u Zonka, więc musieliśmy chwilę postać w kolejce. Postanowiłam wyposażyć się w trzy czekoladowe żaby, trochę dyniowych pasztecików i musu, a także pudełko fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta. Postawiłam na klasyki, w przeciwieństwie do Jake'a, który najwyraźniej za punkt honoru uznał zakupienie wszystkiego, czego jeszcze nie jadł. W sumie to wyszło na to, że jak zwykle kupiłam najmniej...
                Czekałam właśnie na Ellie i Ala, którzy stali w kolejce jako ostatni z naszej paczki, gdy do lokalu weszła ostatnia osoba, którą chciałabym tu zobaczyć. James Potter. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale chyba po prostu chciałam uniknąć jego głupich pytań (,,Umówisz się ze mną, Malfoy?), więc jednym ruchem przyciągnęłam do siebie pierwszego chłopaka, którego miałam pod ręką i mocno przytuliłam tak, by całkowicie się nim zasłonić. Na szczęście trafiłam na Jake'a. Szczerze mówiąc, to nie uśmiechałoby mi się ściskać z jakimś zupełnie nieznajomym facetem, ale na szczęście Zabini to mój przyjaciel, więc zrozumie.
                Zaskoczyło mnie, kiedy chłopak także mnie objął, ale nie protestowałam, bo pomyślałam, że domyślił się o co chodzi i zgodził się tym samym grać wraz ze mną.
                – Pospiesz się Fred, bo kończą nam się zapasy i powinniśmy jak najszybciej iść do Zonka, zanim Longbottom się dowie, że mimo szlabanu wybraliśmy się na małą wycieczkę  –  usłyszałam bardzo blisko głos Pottera.
                Oderwałam głowę od torsu Zabiniego i rozejrzałam sie po sklepie. Napotkałam zaskoczone spojrzenie Ala, który najwyraźniej pomyślał, że ja i Jake tak na serio, więc posłałam mu zabójcze spojrzenie, zdążyłam zauważyć jak Alice teatralnie wywraca oczami, a następnie nareszcie dojrzałam to, co pragnęłam zobaczyć. Plecy Pottera znikały za jednym z regałów.
                Jednym ruchem odskoczyłam od przyjaciela, dotarłam do drzwi, chwyciłam za klamkę i czym prędzej opuściłam cukiernie. Dopiero kiedy znalazłam, się na tyle daleko, że nie dało się mnie dojrzeć przez okna lokalu, zdałam sobie sprawę, że zachowuję się jak jakaś wariatka. Co jak co, ale uciekać przed Potterem? Przecież to żałosne...
                Niedługo doszli do mnie Jake, Al, Julie i Alice.
                – Przepraszam Cię za to. Ten debilny Potter wszedł i... Nie wiem co mnie napadło  –  rzuciłam do tego pierwszego.
                – Nie przepraszaj. Swoją drogą to było całkiem przyjemne...  –  odrzekł chłopak z uśmiechem.
Potraktowałam to jako żart i krótko się zaśmiałam.
                – A ty, Al, następnym razem nie gap się jak sroka w gnat, tylko spróbuj zrozumieć!  – prychnęłam do Albusa  –  Zresztą ty też Alice nie musia... Ehhh... Nie ważne... Możemy już stąd iść? Proszę?
                – Ellie ma jakąś ważną sprawę do załatwienia, ale postara się potem do nas dołączyć  –  włączyła się do rozmowy Steph.
                Albus zaklął pod nosem.
                – Eeee... Wiecie co, ja też zapomniałem o czymś bardzo, bardzo ważnym i... Muszę lecieć!  –  wyjaśnił pospiesznie i ruszył w górę ulicy.
                Nie tylko ja zdziwiłam się tajemniczością przyjaciela, więc wymieniłam z Alice zaskoczone spojrzenia.  
                – To gdzie teraz idziemy?  –  spytała w wreszcie Julie.
                – Przejdźmy się i jak coś nam wpadnie w oko, to po prostu wejdziemy  –  zadecydowała Alice i zaraz potem ruszyliśmy w dół głównej ulicy.
                Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się i przyglądaliśmy się sklepowym wystawom. Po jakichś 30 minutach, w końcu dotarliśmy do końca drogi, gdzie ujrzeliśmy nowo otwarty lokal.
                Wśród szarych budynków wykończonych w starym stylu, wystawa Magicznych Dowcipów Weasleyów biła w oczy mieniąc się w słońcu pomarańczą i fioletem. Wiele szyb pozaklejanych było jaskrawymi plakatami, których litery przemieszczały się po kartkach. Przez liczne okna można było obserwować ogromne tłumy uczniów, oglądających najróżniejsze obracające się, brzdąkające, strzelające i skaczące przedmioty.
                Z uwagi na to, że przeszliśmy prawie całe Hogsmeade, zdecydowaliśmy wejść do sklepu. Był on dużo większy, niż ten na Pokątnej, jednak mimo to, pod ścianami i tak piętrzyły się całe stosy kolorowych pudełek. W dziale Cud-Miód Czarownica, stało pełno nastolatek, zafascynowanych fiolkami z wściekle różowym płynem i innymi eliksirami i balsamami. Niektórzy bawili się z malutkimi, uroczymi Pufkami Pigmejskimi. Kiedyś miałam jednego o imieniu Coffie, ale zdechł w zeszłym roku. Szkoda, że tak krótko żyją...
                Przeszliśmy się po sklepie, przechodząc przez ten ''dziewczęcy dział'', część ze słodyczami oraz tak zwane Wybuchowe Przedsięwzięcia, w których roiło się od fajerwerków i innej pirotechniki. W sumie, to mnie zainteresował jedynie Zmywacz Siniaków i Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności. Kupiłam te dwie rzeczy, choć byłam pewna, że mi się nie przydadzą.
                Obejrzałam się za przyjaciółmi i ujrzałam, że Alice w najlepsze rozmawia z Brownem. Przez głowę przemknęła mi niedorzeczna myśl, jednak po chwili poczułam jak jakiś niedojrzały jedenastolatek na siłę próbuję przecisnąć się miedzy mną, a regałem. Cofnęłam się i chłopcu udało się to co zamierzał, lecz za nim pomiędzy półki biegiem wleciał drugi, nieco masywniejszy dzieciak. Gdy już prawie dogonił swojego kolegę, nieoczekiwanie potknął się i przewrócił na sąsiadujący regał.
                Spostrzegłam, że mebel niebezpiecznie się chwieje i najprawdopodobniej zaraz się wywróci na stojące po drugiej stronie osoby, więc instynktownie sięgnęłam po różdżkę. Intuicja mnie nie zawiodła i po chwili ta ponad trzymetrowa półka przechyliła się tak, że dosłownie sekundy dzieliły ją, od bliskiego spotkania z parkietem.
                – Wingardium Leviosa  –  szepnęłam pod nosem.
                Regał wrócił do pionu, ale kilka stojących na nim kartonów mimo wszystko z hukiem wylądowało na podłodze. Poczułam na sobie spojrzenia chyba wszystkich gości sklepu. Zdałam sobie sprawę, że to z boku mogło wyglądać tak, jakbym nieudolnie próbowała wywrócić tą głupią meblościankę.
                Spostrzegłam, że z lewej strony kieruję się do mnie rudy właściciel sklepu. Choć na jego twarzy królował szeroki uśmiech, trochę się zdenerwowałam, że przez to, że głupio chciałam pomóc teraz będę miała nieprzyjemności. Już teraz, ani trochę przyjemne nie było zostanie głównym źródłem zainteresowania wszystkich gości lokalu.
                Ledwie rudowłosy mężczyzna dotarł do mnie, mali chłopcy, których chwilę wcześniej szczerze nienawidziłam, odezwali się.
                – To nasza wina, proszę pana. Graliśmy w berka i ten regał zaczął się chybotać i...  – tłumaczył grubszy, nieco zdenerwowany.
                – Spokojnie, wszystko widziałem. Naprawdę nic się nie stało  –  uspokoił ich właściciel, bez śladów złości  –  A wam chciałbym serdecznie podziękować  –  zwrócił się w moją stronę.
                  ,,Jak to wam? On czasem nie zbzikował? Przecież ja stoję tu sama!'' –  zdziwiłam się w myślach.
                – Nie ma za co  –  odparł znajomy, męski głos tuż przy moim uchu.
                 Odwróciłam się i spostrzegłam za sobą chłopaka, o obecnie bordowej czuprynie, który trzymał w ręku różdżkę dokładnie tak jak ja i puścił mi oko. Pocieszająca okazała się myśl, że tłum który jeszcze przed momentem wpatrywał się w moją stronę, mógł równie dobrze gapić się na stojącego obok Teddy'ego.
                Rudowłosy mężczyzna jeszcze raz obdarzył nas szczerym uśmiechem i odszedł by pozbierać z podłogi pudła.
                – Spotkamy się w zamku. Pa!  –  powiedziałam z entuzjazmem do Julie stojącej niedaleko. Chwyciłam Teddy'ego za rękę i dotarłam do drzwi. Po chwili byliśmy już na powietrzu  i oboje rozładowaliśmy emocje śmiejąc się.

*

                – Muszę powiedzieć ci o czymś bardzo ważnym  –  oznajmił chłopak, gdy spacerowaliśmy boczną ścieżką w stronę Gospody pod Świńskim Łbem.
                – Coś się stało?   –  spytałam ze szczerym zaciekawieniem, ponieważ od początku Teddy wydawał się czymś zadręczać. Niby ze mną rozmawiał, ale myślami pozostawał nieobecny.
                Chłopak głęboko odetchnął, zatrzymał się, po czym pośpieszył z wyjaśnieniami:
                – No dobra, jeżeli teraz ci tego nie powiem, to już chyba nigdy  –  zaczął, a ja coraz bardziej nie mogłam się doczekać jego słów, bo niezwykle pragnęłam, usłyszeć z jego ust to, czego od dawna się spodziewałam i czego cierpliwie wyczekiwałam.
                Wpatrywałam się w jego oczy, czekając na te dwa, najbardziej magiczne ze słów , gdy moją uwagę, przykuło zdarzenie za jego plecami. W lekko zaciemnionej alejce pomiędzy kamieniczkami, gorąco całowali się Eliie i James Potter.
                Nie wiem co mnie tak zdziwiło w tym widoku. Przecież zarówno on, jak i ona non stop się z kimś obściskiwali. Niejednokrotnie słyszałam opinie, że dziewczyna uważana za najładniejszą w szkole, i chłopak cieszący się mianem najprzystojniejszego (z czym się oczywiście absolutnie nie zgadzam), idealnie do siebie pasują, a mimo to coś mnie zaskoczyło i nie miałam pojęcia co... Czy ja się może łudziłam, że Potter choć trochę się zmienił? Albo, czy byłam tak naiwna, by myśleć, że moje słowa dotrą kiedykolwiek do Ellie?
                Wróciłam wzrokiem na Teddy'ego, jednak i on wpatrywał się teraz na ową parę. Po chwili jednak, ponownie pociągnęłam go za rękę i odeszliśmy jak najdalej od tego miejsca.

*


2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki :D Co do Jamesa to niedługo stanie się on jedną z najważniejszych postaci, więc tak - niebawem się pojawi ;) No i wtedy też będzie wiadomo, co Teddy chciał powiedzieć Kate. Cieszę się, że Ci się podoba :D

    OdpowiedzUsuń