Po kolejnym, przerażającym koszmarze,
który jak zwykle wyglądał dokładnie identycznie jak poprzednie, obudziłam się
zlana potem. Zerknęłam na kalendarz i zdałam sobie sprawę, że jutro jest Święto
Duchów, a dzisiaj ma odbyć się pierwsze wyjście do Hogsmeade w tym roku
szkolnym. Następnie skierowałam wzrok na zegarek. Wskazywał on 5:32. Wstałam z
łóżka, ponieważ wiedziałam, że i tak już nie zasnę i weszłam do toalety.
Wzięłam długi, odprężający
prysznic, starając się nie myśleć za wiele. Następnie zajęłam się tym co
zawsze, czyli prostowaniem i suszeniem włosów, ubraniem się i zrobieniem prawie
niezauważalnego makijażu. Ponownie stwierdziłam, że pomaluje paznokcie, bo choć
nie lubię tego robić, zawsze mnie to odrobinę uspokaja, po tym jak nie mogę
spać.
Z ogromnej nudy, w końcu sięgnęłam
po książkę z szafki nocnej Alice i o dziwo zaintrygowała mnie ona. Nawet nie
zauważyłam, kiedy reszta dziewczyn się obudziła i miałyśmy schodzić na
śniadanie. Powoli zaczynam rozumieć, dlaczego Alice tak uwielbia czytać...
*
Pół godziny po pierwszym posiłku
siedzieliśmy już w powozie i zmierzaliśmy w stronę Hogsmeade. Dzień ten, był
dużo cieplejszy od poprzednich, więc na ubranie włożyłam tylko jesienną parkę i
bordowy komin. Jak zwykle podziwiałam widoki. Jesień rozkwitła na dobre, co
doskonale można było zaobserwować, kiedy przejeżdżaliśmy alejką, otoczoną z
dwóch stron starymi klonami. Jezioro obok Hogwartu także prezentowało się
zupełnie inaczej. Woda wydawała się zmienić kolor, a nad taflą unosiła się
delikatna mgiełka. Mimo, że nie przepadam za tą porą roku, to trzeba przyznać,
że jest ona jedną z najbardziej melancholijnych.
*
Po dosyć długiej drodze nareszcie
wysiedliśmy w Hogsmeade. To urocze miasteczko, jak zawsze prezentowało się
przepięknie. Między budynkami zasadzono stare drzewa, o rozłożystych,
majestatycznych koronach. Lśniące liście w ciepłych barwach, wzbogacały
tutejszy krajobraz, a pomiędzy sklepami i domami wyglądały naprawdę wspaniale.
Naszym pierwszym celem stał się
sklep Zonka. Od lat cieszy się największym zainteresowaniem w wiosce. Mimo, że
chyba nigdy nic tam nie kupiliśmy, bo nie kręci nas robienie psikusów, to
zawsze lubimy się przejść po tym miejscu i obejrzeć łajnobomby, cukierki
wywołujące czkawkę, cukrowe pióra itd. Najczęstszym gościem jest tu pewnie
Potter i jego koledzy, lecz młodsi Gryfoni zafascynowani jego popularnością,
pewnie też tu przychodzą wzorując się na nim.
Następnie udaliśmy się do
Miodowego Królestwa, w którym zrobiliśmy małe, słodkie zakupy. W owej cukierni,
tłum był nie mniejszy niż u Zonka, więc musieliśmy chwilę postać w kolejce.
Postanowiłam wyposażyć się w trzy czekoladowe żaby, trochę dyniowych
pasztecików i musu, a także pudełko fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta.
Postawiłam na klasyki, w przeciwieństwie do Jake'a, który najwyraźniej za punkt
honoru uznał zakupienie wszystkiego, czego jeszcze nie jadł. W sumie to wyszło
na to, że jak zwykle kupiłam najmniej...
Czekałam właśnie na Ellie i Ala,
którzy stali w kolejce jako ostatni z naszej paczki, gdy do lokalu weszła
ostatnia osoba, którą chciałabym tu zobaczyć. James Potter. Nie wiem co we mnie
wstąpiło, ale chyba po prostu chciałam uniknąć jego głupich pytań (,,Umówisz
się ze mną, Malfoy?), więc jednym ruchem przyciągnęłam do siebie pierwszego
chłopaka, którego miałam pod ręką i mocno przytuliłam tak, by całkowicie się
nim zasłonić. Na szczęście trafiłam na Jake'a. Szczerze mówiąc, to nie
uśmiechałoby mi się ściskać z jakimś zupełnie nieznajomym facetem, ale na
szczęście Zabini to mój przyjaciel, więc zrozumie.
Zaskoczyło mnie, kiedy chłopak
także mnie objął, ale nie protestowałam, bo pomyślałam, że domyślił się o co
chodzi i zgodził się tym samym grać wraz ze mną.
– Pospiesz się Fred, bo kończą
nam się zapasy i powinniśmy jak najszybciej iść do Zonka, zanim Longbottom się
dowie, że mimo szlabanu wybraliśmy się na małą wycieczkę –
usłyszałam bardzo blisko głos Pottera.
Oderwałam głowę od torsu
Zabiniego i rozejrzałam sie po sklepie. Napotkałam zaskoczone spojrzenie Ala,
który najwyraźniej pomyślał, że ja i Jake tak na serio, więc posłałam mu
zabójcze spojrzenie, zdążyłam zauważyć jak Alice teatralnie wywraca oczami, a
następnie nareszcie dojrzałam to, co pragnęłam zobaczyć. Plecy Pottera znikały
za jednym z regałów.
Jednym ruchem odskoczyłam od
przyjaciela, dotarłam do drzwi, chwyciłam za klamkę i czym prędzej opuściłam
cukiernie. Dopiero kiedy znalazłam, się na tyle daleko, że nie dało się mnie
dojrzeć przez okna lokalu, zdałam sobie sprawę, że zachowuję się jak jakaś
wariatka. Co jak co, ale uciekać przed Potterem? Przecież to żałosne...
Niedługo doszli do mnie Jake,
Al, Julie i Alice.
– Przepraszam Cię za to. Ten
debilny Potter wszedł i... Nie wiem co mnie napadło –
rzuciłam do tego pierwszego.
– Nie przepraszaj. Swoją drogą
to było całkiem przyjemne... – odrzekł chłopak z uśmiechem.
Potraktowałam to
jako żart i krótko się zaśmiałam.
– A ty, Al, następnym razem nie
gap się jak sroka w gnat, tylko spróbuj zrozumieć! – prychnęłam do Albusa –
Zresztą ty też Alice nie musia... Ehhh... Nie ważne... Możemy już stąd
iść? Proszę?
– Ellie ma jakąś ważną sprawę do
załatwienia, ale postara się potem do nas dołączyć –
włączyła się do rozmowy Steph.
Albus zaklął pod nosem.
– Eeee... Wiecie co, ja też
zapomniałem o czymś bardzo, bardzo ważnym i... Muszę lecieć! –
wyjaśnił pospiesznie i ruszył w górę ulicy.
Nie tylko ja zdziwiłam się
tajemniczością przyjaciela, więc wymieniłam z Alice zaskoczone spojrzenia.
– To gdzie teraz idziemy? –
spytała w wreszcie Julie.
– Przejdźmy się i jak coś nam
wpadnie w oko, to po prostu wejdziemy
– zadecydowała Alice i zaraz
potem ruszyliśmy w dół głównej ulicy.
Co jakiś czas zatrzymywaliśmy
się i przyglądaliśmy się sklepowym wystawom. Po jakichś 30 minutach, w końcu
dotarliśmy do końca drogi, gdzie ujrzeliśmy nowo otwarty lokal.
Wśród szarych budynków
wykończonych w starym stylu, wystawa Magicznych Dowcipów Weasleyów biła w oczy
mieniąc się w słońcu pomarańczą i fioletem. Wiele szyb pozaklejanych było
jaskrawymi plakatami, których litery przemieszczały się po kartkach. Przez
liczne okna można było obserwować ogromne tłumy uczniów, oglądających
najróżniejsze obracające się, brzdąkające, strzelające i skaczące przedmioty.
Z uwagi na to, że przeszliśmy
prawie całe Hogsmeade, zdecydowaliśmy wejść do sklepu. Był on dużo większy, niż
ten na Pokątnej, jednak mimo to, pod ścianami i tak piętrzyły się całe stosy
kolorowych pudełek. W dziale Cud-Miód Czarownica, stało pełno nastolatek,
zafascynowanych fiolkami z wściekle różowym płynem i innymi eliksirami i
balsamami. Niektórzy bawili się z malutkimi, uroczymi Pufkami Pigmejskimi.
Kiedyś miałam jednego o imieniu Coffie, ale zdechł w zeszłym roku. Szkoda, że
tak krótko żyją...
Przeszliśmy się po sklepie,
przechodząc przez ten ''dziewczęcy dział'', część ze słodyczami oraz tak zwane
Wybuchowe Przedsięwzięcia, w których roiło się od fajerwerków i innej
pirotechniki. W sumie, to mnie zainteresował jedynie Zmywacz Siniaków i
Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności. Kupiłam te dwie rzeczy, choć
byłam pewna, że mi się nie przydadzą.
Obejrzałam się za przyjaciółmi i
ujrzałam, że Alice w najlepsze rozmawia z Brownem. Przez głowę przemknęła mi
niedorzeczna myśl, jednak po chwili poczułam jak jakiś niedojrzały
jedenastolatek na siłę próbuję przecisnąć się miedzy mną, a regałem. Cofnęłam
się i chłopcu udało się to co zamierzał, lecz za nim pomiędzy półki biegiem
wleciał drugi, nieco masywniejszy dzieciak. Gdy już prawie dogonił swojego
kolegę, nieoczekiwanie potknął się i przewrócił na sąsiadujący regał.
Spostrzegłam, że mebel
niebezpiecznie się chwieje i najprawdopodobniej zaraz się wywróci na stojące po
drugiej stronie osoby, więc instynktownie sięgnęłam po różdżkę. Intuicja mnie
nie zawiodła i po chwili ta ponad trzymetrowa półka przechyliła się tak, że
dosłownie sekundy dzieliły ją, od bliskiego spotkania z parkietem.
– Wingardium Leviosa –
szepnęłam pod nosem.
Regał wrócił do pionu, ale kilka
stojących na nim kartonów mimo wszystko z hukiem wylądowało na podłodze.
Poczułam na sobie spojrzenia chyba wszystkich gości sklepu. Zdałam sobie
sprawę, że to z boku mogło wyglądać tak, jakbym nieudolnie próbowała wywrócić
tą głupią meblościankę.
Spostrzegłam, że z lewej strony
kieruję się do mnie rudy właściciel sklepu. Choć na jego twarzy królował
szeroki uśmiech, trochę się zdenerwowałam, że przez to, że głupio chciałam
pomóc teraz będę miała nieprzyjemności. Już teraz, ani trochę przyjemne nie
było zostanie głównym źródłem zainteresowania wszystkich gości lokalu.
Ledwie rudowłosy mężczyzna
dotarł do mnie, mali chłopcy, których chwilę wcześniej szczerze nienawidziłam,
odezwali się.
– To nasza wina, proszę pana.
Graliśmy w berka i ten regał zaczął się chybotać i... – tłumaczył grubszy, nieco zdenerwowany.
– Spokojnie, wszystko widziałem.
Naprawdę nic się nie stało – uspokoił ich właściciel, bez śladów złości – A
wam chciałbym serdecznie podziękować
– zwrócił się w moją stronę.
,,Jak to wam? On czasem nie zbzikował? Przecież ja stoję tu sama!''
– zdziwiłam się w myślach.
– Nie ma za co –
odparł znajomy, męski głos tuż przy moim uchu.
Odwróciłam się i spostrzegłam za sobą
chłopaka, o obecnie bordowej czuprynie, który trzymał w ręku różdżkę dokładnie
tak jak ja i puścił mi oko. Pocieszająca okazała się myśl, że tłum który
jeszcze przed momentem wpatrywał się w moją stronę, mógł równie dobrze gapić
się na stojącego obok Teddy'ego.
Rudowłosy mężczyzna jeszcze raz
obdarzył nas szczerym uśmiechem i odszedł by pozbierać z podłogi pudła.
– Spotkamy się w zamku. Pa! –
powiedziałam z entuzjazmem do Julie stojącej niedaleko. Chwyciłam
Teddy'ego za rękę i dotarłam do drzwi. Po chwili byliśmy już na powietrzu i oboje rozładowaliśmy emocje śmiejąc się.
*
– Muszę powiedzieć ci o czymś
bardzo ważnym – oznajmił chłopak, gdy spacerowaliśmy boczną
ścieżką w stronę Gospody pod Świńskim Łbem.
– Coś się stało? –
spytałam ze szczerym zaciekawieniem, ponieważ od początku Teddy wydawał
się czymś zadręczać. Niby ze mną rozmawiał, ale myślami pozostawał nieobecny.
Chłopak głęboko odetchnął,
zatrzymał się, po czym pośpieszył z wyjaśnieniami:
– No dobra, jeżeli teraz ci tego
nie powiem, to już chyba nigdy – zaczął, a ja coraz bardziej nie mogłam się
doczekać jego słów, bo niezwykle pragnęłam, usłyszeć z jego ust to, czego od
dawna się spodziewałam i czego cierpliwie wyczekiwałam.
Wpatrywałam się w jego oczy,
czekając na te dwa, najbardziej magiczne ze słów , gdy moją uwagę, przykuło
zdarzenie za jego plecami. W lekko zaciemnionej alejce pomiędzy kamieniczkami,
gorąco całowali się Eliie i James Potter.
Nie wiem co mnie tak zdziwiło w
tym widoku. Przecież zarówno on, jak i ona non stop się z kimś obściskiwali.
Niejednokrotnie słyszałam opinie, że dziewczyna uważana za najładniejszą w
szkole, i chłopak cieszący się mianem najprzystojniejszego (z czym się
oczywiście absolutnie nie zgadzam), idealnie do siebie pasują, a mimo to coś
mnie zaskoczyło i nie miałam pojęcia co... Czy ja się może łudziłam, że Potter
choć trochę się zmienił? Albo, czy byłam tak naiwna, by myśleć, że moje słowa
dotrą kiedykolwiek do Ellie?
Wróciłam wzrokiem na Teddy'ego,
jednak i on wpatrywał się teraz na ową parę. Po chwili jednak, ponownie
pociągnęłam go za rękę i odeszliśmy jak najdalej od tego miejsca.
*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDzięki :D Co do Jamesa to niedługo stanie się on jedną z najważniejszych postaci, więc tak - niebawem się pojawi ;) No i wtedy też będzie wiadomo, co Teddy chciał powiedzieć Kate. Cieszę się, że Ci się podoba :D
OdpowiedzUsuń