wtorek, 19 stycznia 2016

Rozdział szósty

                Wróciliśmy do pokoju wspólnego i zdziwiło mnie coś, na co nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi. W salonie było pełno Ślizgońow, jednak poza śmiechami i rozmowami naszej grupy, panowała tu zupełna cisza.  W kącie na fotelu jakaś dziewczyna siedziało chłopakowi na kolanach i szeptali coś do siebie, przy stoliku obok nas troje drugoklasistów odrabiało lekcje, a na kanapach przy kominku dwie czwartoklasistki czytały książki. Dlaczego takie zwyczajne czynności wykonywane przez niczym nie wyróżniających się uczniów przykuły moją uwagę? Bo oprócz tych wyjątków, prawie nikt ze sobą nie rozmawiał! Zawsze tak było? W tamtej chwili wydało mi się to bardzo dziwne. Wszyscy siedzieli pojedynczo, a nawet jeśli już dobrali się w większe zespoły, to albo w milczeniu się uczyli lub robili zadania domowe, albo dyskutowali prawie niedosłyszalnie.
                Przez głowę przebiegła mi myśl, co by robili na przykład tacy Gryfoni po wygranym meczu... Na pewno urządziliby imprezę, a Potter z kolegami odwaliliby jakiś kawał... Zresztą oni imprezą świętują nawet przegrany mecz... A Potter nie potrzebuje okazji, żeby coś... W ogóle dlaczego ja o nim myślę?! Dlaczego porównuję nas, uczniów domu węża, do jakichś tam Gryfonów z Potterem i jego koleżkami na czele?!
                Po raz pierwszy, odkąd znalazłam się w Slytherinie, poczułam się dziwnie obco i nieswojo.
                – Idę do biblioteki. Muszę coś sprawdzić  –  oznajmiłam przyjaciołom wstając od stolika.
                – Przejdę się z tobą. Od dawna miałam tam zajrzeć a jakoś nie było okazji  –  powiedziała Ellie również się podnosząc.
                Nie byłam ani trochę zadowolona, że zaproponowała mi swoje towarzystwo, bo nawet przez chwile nie zamierzałam pójść do biblioteki. Chciałam spotkać się z Teddy'm. Musiałam z kimś porozmawiać, a on obecnie wydał mi się najlepszą do tego osobą.
                Wyszłyśmy z pokoju wspólnego i w milczeniu pokonałyśmy schody. Gdy znalazłyśmy się już na trzecim piętrze Eliie zagadnęła mnie, lecz byłam na tyle zamyślona, że nawet nie zarejestrowałam, co jej odpowiedziałam.
                Niespodziewanie moja towarzyszka wepchnęła mnie do niewielkiego schowka na miotły, obok którego właśnie przechodziłyśmy. Z początku myślałam, że zdenerwowała się na mnie, bo coś źle powiedziałam i już miałam ją przepraszać, lecz blondynka po chwili wyprowadziła mnie z błędu.
                – Kate, posłuchaj... Ja rozumiem, że podoba Ci się James, ale on w tym roku jest mój, więc odpuść sobie  –  oświadczyła po cichu starając się być delikatną, lecz nie potrafiła ukryć złości.
                Zamurowało mnie. Przecież jeszcze kilka godzin temu sama widziała, jak ten idiota się do mnie przystawia!
                – Słucham?! Ty ślepa jesteś?! To on się mnie uczepił jak korniczak ogona psidwaka!  –  syknęłam szeptem.
                – Nie rozśmieszaj mnie! On miałby się tobą bez przyczyny interesować?! Od razu widać, że podajesz mu jakąś amortencję albo inne świństwo!
                Tego już było za wiele! Ja miałabym poić Pottera eliksirem miłosnym?! Przecież to szczyt absurdu!
                – Nie mam zamiaru się przed tobą tłuma...
                – Czyli jednak coś mu dałaś!  –  weszła mi w słowo Ellie.
                – Bierz go sobie i idźcie w cholerę! Czasami bywasz bardziej irytująca niż ten twój cały Potter!
                Ostatniego zdania nie wypowiedziałam już szeptem, lecz wykrzyczałam jej to prosto w twarz, po czym zostawiłam dziewczynę wybiegając na pusty korytarz. Co jak co, ale nie spodziewałam się, że moja przyjaciółka może być tak ślepa i głupia. To znaczy Ellie nigdy nie odznaczała się jakąś szczególną inteligencją ale... Ehhh... Nie ważne... Jeżeli ona chce zostać kolejną zabawką Potterka, który wymieni ją na inną gdy tylko mu się znudzi to ja jej bronić nie będę... Tylko niech się potem żali komuś innemu, jaka to ona biedna i skrzywdzona!
                Rozmyślając o tym, co zarzuciła mi Ellie dotarłam do wieży, w której znajdował się pokój wspólny Ravenclawu. Na szczęście na schodach spotkałam jakichś Krukonów z pierwszego roku, a oni zgodzili się zawołać do mnie Teddy'ego.
                Usiadłam na jednym ze stopni, a po niedługim czasie pojawił się chłopak, którego końcówki włosów przybrały pomarańczową barwę. Pomógł mi wstać i ruszyliśmy korytarzem. Opowiedziałam mu nie tylko o uczuciach, które towarzyszyły mi w pokoju wspólnym, ale także o rozmowie z Ellie. Czułam, że jemu mogę zaufać.

*
                 
                W następny czwartek, naszła nas ochota, by razem pójść na śniadanie. Rozmawialiśmy właśnie o zbliżającym się wyjściu do Hogsmeade, pierwszym w tym roku szkolnym, gdy nadleciała sowia poczta. Nikt nic nie dostał, poza Alem który jako jedyny z nas ma wykupioną prenumeratę Proroka Codziennego. Po chwili jednak, mój przyjaciel siedzący obok mnie i obecnie zaczytujący się w pierwszej stronie gazety szturchnął mnie lekko łokciem i podał mi ową publikację wskazując artykuł o krzykliwym tytule.
Aurorzy bezsilni!
                Wczoraj w godzinach wieczornych uprowadzono kolejną dziewczynkę! Aurorzy prowadzą śledztwo, jednak to już czwarte takie porwanie od początku wakacji.
                Tym razem ofiarą napaści, stała się dziesięcioletnia czarownica Olivia Stanley. Zniknęła w czasie powrotu od koleżanki, około 19:00 w Londynie. Przypominamy o zachowaniu szczególnej ostrożności!
                Ktokolwiek ma jakieś informację, istotne w sprawie którejś z zaatakowanych, proszony jest o jak najszybszy kontakt z biurem aurorów.
Więcej informacji o ofiarach oraz o sposobach obrony na stronie 13.
                Zauważyłam, że przez moje lewe ramię, zagląda w tekst także Alice, a siedzący na przeciwko Jake, Julie, Ellie i Steph patrzą na nas z niepokojem. Gdy znajdująca się obok mnie przyjaciółka oderwała wzrok od kartki podałam Proroka na drugą stronę stołu i teraz cała zasiadająca tam czwórka wertowała tekst. Wymieniliśmy z Alem i Alice przerażone spojrzenia.
                – Myślicie, że to nie są przypadkowe zniknięcia? Że to jakaś zorganizowana grupa przestępcza, albo coś takiego?  –  zapytał Jake, dając do zrozumienia, że i oni już skończyli czytać.
                – Raczej jednoznacznie informują o tym w artykule  –  stwierdziła Alice i wyciągnęła rękę, prosząc tym samym, aby podać jej gazetę. Gdy ją otrzymała, otworzyła (jak można było się domyślić) na stronie 13 i zagłębiła się w lekturze.
                – Ale o co tyle hałasu? Przecież my w Hogwarcie i tak jesteśmy bezpieczni...  –  zdziwiła się Ellie.
                – A o to, że zostały porwane dwie dziesięciolatki, dwunastolatka i czternastolatka, a nikt nie ma pojęcia gdzie są i czy jeszcze żyją, ty nieczuła małpo!  –  warknęłam na blondynkę zdenerwowana jej egoizmem.
                Miałam wrażenie, że reszta spojrzała na mnie, najwyraźniej zaskoczona, że mam uczucia i wiem, co to empatia.
                – No bo pomyślcie, co muszą czuć rodzice tych dzieci! Przecież połowa tych dziewczynek była całkowicie bezbronna, bo nie miały nawet różdżek! Merlin jeden wie, co się z nimi teraz dzieje...  –  ciągnęłam ku coraz większemu zdziwieniu przyjaciół.
                – Nie piszą dalej nic ciekawego. Podają tylko dokładniejsze dane ofiar i informację na temat zniknięć...  –  oznajmiła Alice, gdy nareszcie oderwała się od tekstu.
                – Dobra, ale kończmy to śniadanie, bo spóźnimy się na lekcje...  –  pośpieszyła nas Steph zmieniając temat i dobrze zrobiła, bo za 10 minut musieliśmy być w klasie.

*

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za taki krótki rozdział, jednak ostatnio trochę brakuje mi czasu :/ Jeżeli możecie, to napiszcie jakikolwiek komentarz, może on nawet brzmieć ,,Czytam'', albo coś takiego, bo zaczynam się zastanawiać, czy ktokolwiek czeka na te moje wypociny :P

2 komentarze: