*
Pokój
dzielę z Alice, Julie, Steph i Ellie. To właśnie głos tej ostatniej obudził
mnie następnego dnia rano.
– Gdzie
moja spódnica?! – krzyczała krzątając się po pokoju.
–
Oddałam potrzebującym – mruknęłam podnosząc się z łóżka i pocierając
oczy.
– Co
zrobiłaś?! – ona naprawdę w to uwierzyła? Naprawdę?
Włożyłam
swoje ulubione, czarne kapcie i podeszłam do fotela, obecnie całkowicie
zawalonego rzeczami Ellie i wygrzebałam stamtąd szarą spódnicę, po czym rzuciłam
nią w jej właścicielkę. Dziewczyna zdjęła ją sobie z twarzy, założyła i
pospiesznie opuściła pomieszczenie, wyraźnie naburmuszona.
Wróciłam
do swojego łóżka i ledwie na nim usiadłam, a usłyszałam stłumiony chichot
Julie. Zaraz potem dołączyła do niej Alice oraz Steph i po chwili wszystkie śmiałyśmy się z
głupoty Ellie.
– Co ją
ugryzło? – spytała w końcu Steph.
–
Spotkałyśmy się ostatnio na Pokątnej i miałyśmy... drobne spięcie... –
wytłumaczyłam – ale spoko, przecież to zwykłe żarty! – dodałam pospiesznie widząc oskarżycielski
wzrok Alice.
– Bierzemy dzisiaj śniadanie do
pokoju, czy idziemy do Wielkiej Sali?
– zapytała Julie zmieniając
temat.
– Chyba musimy iść, w końcu
teraz rozdają plany lekcji —
postanowiłam.
Wszystkie wzięłyśmy prysznic,
ubrałyśmy, uczesałyśmy się i zrobiłyśmy makijaż, a potem nareszcie wyszłyśmy z
dormitorium. Gdy weszłyśmy do Wielkiej Sali śniadanie właśnie się kończyło.
Zajęłyśmy miejsca i zabrałyśmy się za jedzenie.
– Już myślałem, że się nie
wygrzebiecie z tego pokoju – zagadnął Jake.
– Macie plany lekcji? –
zapytała Julie.
– Nie, rozdają je prefekci, a że
jednego z nich nie było, więc... – zaczął Zabini, jednak nie udało mu się
dokończyć, ponieważ w połowie zdania od stołu jak poparzona odleciała Alice.
Podbiegł do chyba jedynego rudego w Slytherinie, czyli Finna Adelsona, którego nikt nie lubi i zaaferowana zaczęła z nim rozmawiać. Kiedy wyjął z torby plany lekcji, domyśliłam się, że jest drugim prefektem. Niedługo potem Alice odbiegła od niego, dziękując mu uprzednio i zaczęła rozdawać otrzymane od chłopaka kartki. Większość z naszej paczki miała takie same lekcje, poza Alice, która miała ich dużo więcej i Ellie, która wybrała ich mniej. Dzisiejszy dzień, czyli środę, rozpoczynaliśmy jedną godziną eliksirów, potem była transmutacja, następnie dwie godziny zaklęć i na koniec obrona przed czarną magią. Nie mogłam uwierzyć, że wszystkie moje ulubione przedmioty miałam jednego dnia. No... może poza transmutacją. Nie jest to najgorsza lekcja, ale też nie najlepsza.
Podbiegł do chyba jedynego rudego w Slytherinie, czyli Finna Adelsona, którego nikt nie lubi i zaaferowana zaczęła z nim rozmawiać. Kiedy wyjął z torby plany lekcji, domyśliłam się, że jest drugim prefektem. Niedługo potem Alice odbiegła od niego, dziękując mu uprzednio i zaczęła rozdawać otrzymane od chłopaka kartki. Większość z naszej paczki miała takie same lekcje, poza Alice, która miała ich dużo więcej i Ellie, która wybrała ich mniej. Dzisiejszy dzień, czyli środę, rozpoczynaliśmy jedną godziną eliksirów, potem była transmutacja, następnie dwie godziny zaklęć i na koniec obrona przed czarną magią. Nie mogłam uwierzyć, że wszystkie moje ulubione przedmioty miałam jednego dnia. No... może poza transmutacją. Nie jest to najgorsza lekcja, ale też nie najlepsza.
W końcu skończyliśmy śniadanie i
poszliśmy na zajęcia.
*
– Malfoy! –
usłyszałam wracając razem z Alice z kolacji.
Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego w naszą stronę Michaela Browna. To wysoki uczeń
siódmego roku z ciemnobrązowymi, kręconymi włosami i piwnymi oczami. Jest nie
tylko najlepszym przyjacielem mojego brata , ale także kapitanem Ślizgońskiej
drużyny quidditcha. Gra na pozycji pałkarza.
– Cześć Mike!
– Chciałem ci tylko powiedzieć,
że w następny piątek o siedemnastej, mamy pierwszy w tym sezonie trening. Jak
możesz to przekaż to też Zabiniemu i Steph, bo nie chce mi się za nimi
uganiać – poinformował i nie czekając na
moją odpowiedź zawrócił i odszedł.
Zeszłyśmy po schodach, które jak
zawsze wydawały mi się za długie i podając hasło ,,chytry lis'' weszłyśmy do
salonu. Musiałyśmy jeszcze odrobić lekcję, więc zaproponowałam Alice, że skoczę
do dormitorium po nasze torby. Przy drzwiach minęłam się z Ellie, która
obrzuciła mnie nienawistnym spojrzeniem. Postanowiłam zakończyć ten głupi spór.
– Ellie, zaczekaj! –
powiedziałam łapiąc ją za rękę.
– Czego chcesz? –
syknęła przez zęby – Jestem umówiona –
dodała z wyższością.
– Sory za to w tej lodziarni.
Mogłaś się wtedy na mnie wkurzyć, ale nie ma sensu, żeby reszta dziewczyn
dostawała rykoszetem – może zwykłe ,,sory'' nie jest formą przeprosin
najwyższych lotów, ale na nic innego w stosunku do niej nie było mnie stać.
– Przyjmuje przeprosiny –
oznajmiła wyniośle i pognała w dół po schodach.
,,Chociaż
tyle...'' – pomyślałam, po czym wpadłam
do dormitorium, wzięłam książki i wróciłam na dół.
*
– To kto dzisiaj leci po
śniadanie? – zapytałam zrzucając Zoyę z mojej kosmetyczki.
Ona zawsze musi wybrać sobie takie miejsce do spania...
Już od, mniej więcej, połowy
trzeciej klasy, zamiast chodzić na śniadania, wysyłamy jedną z nas, która
przynosi jedzenie dla reszty.
– Dzisiaj wtorek, więc to twoja
kolej Kate! – oznajmiła Alice.
Świetnie... Jeszcze tego
brakowało... Zasada tygodnia. Wymyśliłyśmy ją w zeszłym roku, a polega ona na
tym, że w poniedziałki chodzi Alice, we wtorki ja, w środy Julie, w czwartki
Steph, a w piątki Ellie. Stworzyliśmy tą regułę dlatego, że wcześniej, gdy jej
nie było robiliśmy to losowo, co nie przynosiło zbyt dobrych rezultatów.
Zazwyczaj któraś próbowała się wymigać. Ale teraz, za pomocą zaklęcia,
ustaliliśmy kolejność i gdy odmówi się wypełnienia obowiązku, na twarzy pojawią się nieusuwalne pryszcze,
które znikną dopiero po tygodniu. Jak na razie to wystarcza, byśmy
przestrzegały ustaleń.
Ogarnęłam się i wyszłam z
dormitorium. Przebyłam schody, pokój wspólny, a potem znowu schody i znalazłam
się na korytarzu. Szłam w stronę Wielkiej Sali, kiedy zauważyłam niczym nie
wyróżniającą się grupkę siódmoklasistów. Moją uwagę przykuł jednak pewien
chłopak o dużych, turkusowych oczach i ciemnobrązowych włosach postawionych na
żel. Miał wyraziste rysy twarzy i wysoką, szczupłą sylwetkę. Był całkowicie
pochłonięty rozmową z przyjaciółmi i na nic innego nie zwracał uwagi. Tuż przed
tym, jak się minęliśmy, miałam wrażenie, że na chwilę na mnie spojrzał.
To co zobaczyłam w jego oczach
zupełnie mnie zamurowało. W ciągu dosłownie chwili przeszły przez nie dosłownie
wszystkie kolory poczynając od niebieskości, przez fiolety, róże, czerwienie,
pomarańcze, żółcie i zielenie, kończąc na ich wydawało się naturalnym,
turkusowym odcieniu. Wyglądało to przepięknie, magicznie, wręcz
nieprawdopodobnie. Nie mogłam uwierzyć, że coś tak wspaniałego, może być
jednocześnie prawdziwe.
*
O niezwykłym chłopaku
rozmyślałam przez następne kilka dni. Nie mogłam zapomnieć tego cudownego
wzroku. W czwartek po lekcjach wybrałam się do biblioteki, aby rozwikłać
gnębiącą mnie tajemnice zagadkowych oczu. Właśnie odkładałam na półkę kolejną,
chyba już czwartą opasłą publikację, kiedy zauważyłam, że o sąsiedni regał
nonszalancko opiera się nie kto inny, jak właśnie owy chłopak o nieziemskim
spojrzeniu.
– Cześć –
powiedziałam nieśmiało. Nie wiem co się ze mną stało, ale w tym momencie
straciłam całą pewność siebie.
– Cześć – odparł z uśmiechem.
– Jak ty to zrobiłeś? –
wypaliłam zanim zdążyłam się powstrzymać.
Chłopak
roześmiał się, lecz po chwili wyjaśnił:
– Jestem metamorfomagiem. To
bardzo rzadka cecha, dlatego często zaskakuję nią ludzi.
– Przepraszam, nie powinnam być
taka wścibska... – czy ja właśnie
powiedziałam przepraszam? Co się ze mną dzieje...
– Ślizgonka za coś przeprasza? I
to jeszcze Malfoy? Uszczypnijcie mnie bo nie uwierzę – zaśmiał się chłopak. Od razu wiedziałam, że
on też to wyłapie – Ale tak właściwie, to nie masz za co.
Zarumieniłam się trochę i
zaczęłam zastanawiać, skąd on właściwie wie kim jestem. Chłopak chyba zauważył
moje zmieszanie, bo w ciągu chwili jego włosy zmieniły kolor na tęczowy, a
następnie wróciły do swojego naturalnego wyglądu, poza pasemkami które
pozostały turkusowe, tak jak oczy.
Zaśmiałam
się, po czym nieznajomy przedstawił się dla rozluźnienia atmosfery:
– Jestem Teddy Lupin z
Ravenclawu.
– Ja nazywam się Kate Ma... –
zaczęłam, jednak Teddy mi przerwał.
– Kate Malfoy i jesteś ze
Slytherinu – dokończył.
– Skąd to wiesz?
– Wiesz... Przez siedem lat
nauki tutaj dowiedziałem się tego i owego
– wyjaśnił chłopak, po czym zaśmialiśmy się oboje.
Rozmowa dalej sama się potoczyła
i nie ukrywam, że popołudnie i wieczór spędzony w towarzystwie nowopoznanego
Krukona upłynął bardzo miło. Teddy okazał się naprawdę świetnym, zabawnym i
bardzo błyskotliwym chłopakiem. Nim się obejrzałam, było już późno i staliśmy
przy schodach prowadzących do lochów.
– Może chcesz się jutro
spotkać? – spytał Teddy.
– Z przyjemnością, ale akurat
jutro mam trening, więc może kiedy indziej
– odparłam.
– To może w niedziele?
– W bibliotecę?
– To jesteśmy umówieni – oznajmił chłopak po czym odszedł.
Zeszłam po schodach, przeszłam
przez pokój wspólny, po czym po cichu weszłam do dormitorium. Wszystkie
dziewczyny już spały. Przebrałam się w piżamę i wskoczyłam do łóżka. W końcu i
ja zasnęłam rozmyślając o niezwykłym Teddy'm.
*
– Chodź szybciej! Chyba nie
chcesz się spóźnić na pierwszy trening?
– poganiał mnie Jake, gdy
przemierzaliśmy błonia. Pogoda pozostawiała wiele do życzenia - było pochmurno,
zimno i wszystko wskazywało na to, że zaraz zacznie padać.
– Nareszcie jesteście! Już
myślałem, że nie zaszczycicie nas swoją obecnością – ochrzanił nas Brown, gdy pojawiliśmy się w namiocie. Wcisnął nam do rąk
jakieś kartki. Po przyjrzeniu się im zauważyłam, że jest to roczny plan
rozgrywek. Wyczytałam z niego, że najbliższe spotkanie pomiędzy Puchami a Gryfonami
odbędzie się w następny weekend. Kolejny mecz gramy my z tymi pierwszymi w połowie października. Później, w styczniu czeka nas starcie z Krukonami, a
sezon kończymy w maju, podczas rozgrywki Slytherin - Gryffindor.
– Przebierajcie się i zaczynamy –
oznajmił kapitan, po czym wyszedł na boisko.
Razem z pozostałymi dziewczynami
w drużynie wzięłyśmy miotły i torby, a następnie udałyśmy się do damskiej
szatni. Było tu bardzo zimno, ponieważ pomieszczenie miało liczne dziury po
tłuczkach.
Oprócz mnie, w reprezentacji
Slytherinu grają dwie dziewczyny. Jedna z nich to Steph, czyli nasza szukająca.
Druga natomiast nazywa się Megan Smith i jest lewą ścigającą. Byłaby całkiem
dobrym zawodnikiem, gdyby czasami podawała komukolwiek kafla... Od roku
chodzi z Mike'iem, chociaż przynajmniej raz w miesiącu ze sobą zrywają, lecz po
chwili znowu do siebie wracają. Chyba nigdy nie ogarnę ich relacji...
Po kilku minutach związałam
włosy w kucyk i gotowa, w stroju do gry weszłam na murawę boiska. Właśnie
kończył się trening Gryfonów. W latającej na miotłach grupie wyróżniał się
chłopak w okularach. Miał bujną, czarną czuprynę i wysoką, dobrze zbudowaną
sylwetkę. Jak zwykle, gdy tylko zobaczył jakąś dziewczynę, w tym przypadku
mnie, od razu zaczął się popisywać. Olał złoty znicz, który już prawie chwycił,
by najpierw zanurkować, a potem polecieć pionowo do góry. Następnie zrobił parę
beczek, pętli i korkociągów jednak nie wywarło to na mnie żadnego wrażenia.
Szczerze mówiąc, to trochę mnie denerwuje te jego ciągłe afiszowanie się
wyglądem i zdolnościami.
Wkrótce James Potter i reszta
Gryfońskiej drużyny wylądowała i zeszła z mioteł. Ich wiecznie napuszony
kapitan jak zwykle zmierzwił czarną czuprynę.
– Malfoy, umówisz się ze
mną? –
krzyknął chłopak dziarskim tonem, choć brzmiało to bardziej jak
stwierdzenie, a nie pytanie.
– A co, Potter? Nagle
zagustowałeś w Ślizgonkach, czy skończyły ci się dziewczyny w innych
domach? – zakpiłam. Od zawsze wiadomo, że James Potter,
to największy kobieciarz w tej szkole. Chyba jeszcze żadna mu się nie oparła,
choć zawsze raczej wybierał Gryfonki, Puchonki i Krukonki.
– To jesteśmy umówieni? –
znowu miałam problem z odróżnieniem twierdzenia od pytania.
– Chyba w snach, Potter. I nie
przypominam sobie, żebyśmy przechodzili na ty
– odparłam chłodno.
Chłopak, najwyraźniej zaskoczony
odmową, bez słowa ruszył do szatni, a za nim reszta jego drużyny. Zobaczyłam,
że na boisku jest już gotowy cały nasz zespół, więc rozpoczęliśmy trening.
*
,,Jak on śmiał?! Jak on mógł w ogóle
się mnie o to zapytać?! I niby jakiej odpowiedzi oczekiwał?! Jeżeli myśli, że
będę kolejną jego zdobyczą lub trofeum, to się grubo myli! Głupi Potter... Na
szczęście Hogwart za rok będzie piękniejszy, bo ten debil się stąd
wyniesie...'' - myślałam leżąc późnym wieczorem na łóżku w dormitorium. Jak
zwykle nie mogłam zasnąć. ,,No i ten Lupin... Ahh..."
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz