Kilka
dni później leżałam na kanapie w pokoju wspólnym. Nie mogłam oderwać się od
książki pożyczonej od Alice, choć czułam się już senna. Zegar wskazywał
jedenastą wieczorem. Był to piątek, podczas którego wszyscy, którzy postanowili
nie zostać na przerwę świąteczną wracali do domu, a więc salon Slytherinu
wyglądał jeszcze puściej niż zwykle. W kącie siedział jakiś chłopak w pelerynie
i od godziny coś notował, na przeciwległej kanapie drzemała brązowowłosa
szóstoklasistka, a przy stoliku cicho rozmawiali trzej czwartoklasiści.
Monotonną
ciszę przerwało skrzypienie otwieranych drzwi. Wszedł przez nie rudowłosy
prefekt Slytherinu i oznajmił, że od godziny trwa cisza nocna i już dawno
powinniśmy być w dormitoriach. Pogroził nam punktami i ustawił się przy
drzwiach, czekając aż wszyscy pójdziemy do swoich sypialni.
To było
takie żałosne... Czy on naprawdę uważa, że jesteśmy małymi dziećmi i ktoś taki
jak on, będzie nam mówił co mamy robić?! Może niech nas jeszcze za rączkę
odprowadzi i poczyta do snu?! Postanowiłam jednak nie reagować i obserwować jak
rozwinie się sytuacja.
Zaspana
brunetka posłała rudzielcowi nienawistne spojrzenie, za to że ktokolwiek śmiał
ją obudzić, prychnęła jak rozjuszona kocica i zniknęła na schodach do
dormitoriów dziewcząt. Troje uczniów też po chwili się zebrało i skierowało w
stronę sypialni.
Ledwo
zniknęli wszyscy poza mną, prefektem i tajemniczym chłopakiem w pelerynie, ten
ostatni podniósł się i podszedł do drzwi, które konsekwentnie zastawiał mu piegowaty
Finn Adelson. Enigmatyczny uczeń powiedział coś przyciszonym tonem, lecz
prefekt tylko wyprostował się i wydął klatkę piersiową sugerując, że nie
ustąpi. Poza ta, w jego wykonaniu, wyglądała komicznie. Młodzieniec w płaszczu
popchnął lekko rudzielca i nim ten zdążył zareagować, wyjął różdżkę i wyszeptał
zaklęcie. Spodziewałam się, że Finn zaraz upadnie pozbawiony świadomości,
jednak chłopak wciąż stał i jedynie coś dziwnego działo się z jego twarzą.
Wyglądał, jakby odpłynął i miał zaraz zemdleć, ale nie zrobił tego. Odsunął się
grzecznie od drzwi, nie utrudniając dłużej przejścia. Nim to się jednak stało,
kaptur drugiego z obecnych lekko opadł, odsłaniając idealnie ułożone, platynowe
włosy. Od razu domyśliłam się, że należą one do Score'a. Co on znowu
kombinuje...
Podbiegłam
do drzwi za którymi zniknął mój brat i ja również przez nie przeszłam. Przeszło
mi przez myśl, że szlajanie się w nocy po szkole nie jest zbyt rozsądne, jednak
ciekawość wzięła górę. Zresztą Alice coś wspominała, że dziś w nocy korytarze
patrolować ma właśnie Finn i ktoś tam jeszcze, ale skoro rudy dostał jakimś
dziwnym zaklęciem, to już jest 50% mniej szans na złapanie.
A
właściwie co to był za czar, który mój brat rzucił na Adelsona? Nigdy nie
widziałam czegoś o podobnym działaniu...
Śledziłam
Score'a przez dłuższy czas i wszystko wskazywało na to, że zmierza on do
wyjścia ze szkoły. Miałam dziwne przeczucie, że z niewiadomych przyczyn wybiera
się on do Zakazanego Lasu.
Od Sali
Wejściowej dzielił nas już tylko jeden korytarz. Gdy chłopak go pokonywał, ja
ukryłam się za winklem, a gdy tylko koniec jego długiej, czarnej peleryny
zniknął za rogiem, szybkim tempem rzuciłam się przed siebie, by nie stracić go
z oczu. Nagle, gdy znajdowałam się już prawie przy końcu, wielka, drewniana
szafa stojąca bardzo blisko przewróciła się i gdybym w porę nie zrobiła
szybkiego uniku to leżałabym teraz rozpłaszczona na podłodze.
Zaklęłam
pod nosem i rozejrzałam się, szukając powodu, dla którego ten mebel prawie
zrobił ze mnie krwisty placek.
–
Irytek! Mogłeś mnie zabić! – syknęłam na
widok tego małego, wkurzającego ducha. Może
zrobiłam to trochę za głośno...
– Chyba
nikt by za tobą szczególnie nie płakał, Malfoy!
– zakpiła jedna z tych osób,
która do tego momentu zajmowała zaszczytne drugie miejsce, w rankingu ,,Czego
najbardziej nie lubię w Hogwarcie''. Pierwszy był Potter, choć teraz byłam
gotowa oddać triumfalny środek podium właśnie Irytkowi.
– A czy
ty nie powinnaś czasem słodko lulać w swoim łóżeczku, pełzające słoneczko? –
zapytał ze sztuczną troską poltergeist.
– Nie
ośmielisz się...
–
Uczniowie nie są w łóżkach! Ktoś wybrał się na nocny spacerek! Pewna niewiasta
postanowiła pozwiedzać szkołę w świetle księżyca! –
rozległ się krzyk ducha, latającego teraz w tą i z powrotem.
No i
się ośmielił... Posłałam w jego stronę kilka dorodnych przekleństw, po czym
lekko spanikowana zaczęłam zastanawiać się, w którą stronę uciekać. Rzuciłam
się w kierunku lochów, lecz ledwo zdążyłam dobiec do końca korytarza, poczułam
na swoim ramieniu silny, męski uścisk. Obróciłam się w tamtą stronę i oślepiło
mnie niezwykle jasne światło, płynące z czyjejś różdżki.
Przetarłam
zaćmione oczy i ujrzałam twarz, której wolałabym już nigdy nie widzieć.
Nienawidziłam go bardziej, niż przed chwilą Irytka . Stał przede mną Teddy
Lupin, a jego bujna czupryna mieniła się w blasku księżyca jaskrawym fioletem.
Otworzyłam
usta, aby... sama nie wiem... Miałam na niego nakrzyczeć? Coś mu powiedzieć? Dopiec
mu? Jednak nim zdążyłam wydusić z siebie choć jedno słowo, on zatkał mi usta
ręką i machnął w moją stronę różdżką. Ledwie mnie puścił, tuż obok pojawił się
Filch. Wyszedł prosto z korytarza, w który miałam zamiar skręcić. Dziękowałam w
duchu Merlinowi, że jednak pojawił się Teddy... Chociaż, nie... Jak można za
coś takiego dziękować?! Ja go teraz N-I-E-N-A-W-I-D-Z-Ę i muszę się do tego
przyzwyczaić. Nie mniej jednak, natknięcie się na Filcha w środku nocy na
korytarzu, nie było w tamtej chwili szczytem moich marzeń.
–
Złapałeś ją? – burknął stary, brzydki mężczyzna trzymając w
ręku latarnie. Wydawał się nie zwracać na mnie najmniejszej uwagi.
–
Niestety nie. Wszystko wskazuje na to, że Irytek zwariował na stare lata –
odrzekł pewnie chłopak.
–
Uważaj na słowa, szczeniaku! Ten poltergeist jest młodszy ode mnie! –
warknął groźnie Filch – A
nienormalny jest od zawsze! – dodał, po czym rozejrzał się i powolnie, jak
przystało na osobę w sędziwym wieku, powlókł się przed siebie, znikając w końcu
za rogiem.
Zarówno
ja, jak i Teddy odprowadzaliśmy go wzrokiem. Gdy straciliśmy woźnego z oczu,
chłopak stojący obok mnie ponownie machnął różdżką (jak się domyśliłam, by
zdjąć Zaklęcie Kameleona), po czym znowu dotkliwie chwycił mnie za ramię i
wepchnął do najbliższej klasy, uprzednio otwierając ją zaklęciem.
– Na intelekt
Roweny! Spodziewałem się po tobie trochę więcej rozumu, Kate! Co cię napadło?!
Nie mogłaś się wybrać na spacer o normalnej porze?! –
nakrzyczał na mnie.
Zastanawiałam
się, czy naprawdę jest na tyle głupi, żeby wydzierać się w środku nocy i budzić
całą szkołę, lecz po chwili zorientowałam się, że zapewne zabezpieczył klasę
zaklęciem przeciw podsłuchiwaniu.
– A co
ciebie to niby obchodzi?! – syknęłam wypluwając owe ,,ciebie'' jak
najgorszą odrazę.
–
Hmmm... No nie wiem... Może to, że mogłem cię wydać Filchowi, a jakby umknęło
to twojej uwadze, to tego nie zrobiłem?!
– gorączkował się Teddy
wydeptując ścieżkę w dywanie.
– Ohhh,
dziękuję wielmożny panie! Mam się od dzisiaj przed paniczem kłaniać? A może od
razu będę oddawała panu cześć z podłogi?!
– ironizowałam.
– Daj
spokój, Kate! Zwykłe ,,dziękuję'' albo chociaż ,,dzięki'' by w zupełności
wystarczyło... A tak w ogóle... Nie
chciałabyś się ze mną wybrać na te przyjęcie u Slughorna?
Że co
proszę?! Miarka się przebrała. Nie potrafiłam się dłużej kontrolować.
– Jak
śmiesz?! A co na to twoja Victoria?! Zgodziła się, czy może zaproponowałeś jej
trójkącik?!
– Skąd
ty...
– Nie
ośmieszaj się! Obrażasz moją inteligencję sądząc, że się nie domyślę! Zresztą, nie musiałam zbyt dużo nad tym
główkować, skoro obściskiwałeś się z nią na każdym kroku! –
powiedziałam dobitnie, a mój głos miał temperaturę zera absolutnego .
Cieszyłam się, że jednak udało mi się nad sobą zapanować i nie rozkleiłam się
emocjonalnie. Miałam ochotę go uderzyć, ale... Zaraz, zaraz. Jestem przecież
Ślizgonką, a uczniowie domu Salazara Slytherina nie używają siły bez potrzeby.
Wystarczy im to, że są sprytni i działają tak, by uderzyć w najczulszy punkt
ofiary.
– Oj,
Kate, to już był cios poniżej pasa... Chciałem ci powiedzieć, ale...
– Ale,
co?
– Myślałem, że wiesz, że jesteśmy
tylko przyjaciółmi...
–
Dlaczego miałabym to wiedzieć?! Dlaczego wy wszyscy każecie mi się wszystkiego
domyślać, zamiast powiedzieć wprost?!
– wykrzyknęłam, lecz mój głos się
mimowolnie załamał.
– Jacy
,,wy''? Rozmawiasz tylko ze mną...
– Nie
zmieniaj tematu! Tym, że sądziłeś, że się nie dowiem, pokazałeś tylko, że nie
masz szacunku ani do mnie, ani do tej twojej zawszonej dziewuchy –
fuknęłam, po czym odwróciłam się na pięcie i chwyciłam za klamkę.
– Kate,
no weź nie strój fochów! Ona o tobie wiedziała! Kate! – oznajmił
proszącym, lekko zrezygnowanym tonem. Wypowiadając jako ostatnie moje imię,
ujął moją dłoń i spojrzał mi w oczy.
W głębi
jego wzroku ujrzałam to, co zobaczyłam, gdy pierwszy raz go dojrzałam. Przez
jego wielkie ślepia, przebiegła feeria barw. Kolory tęczy zaczęły wirować,
błyszczeć, a nawet miejscami świecić, jednak nie robiło to na mnie takiego
wrażenia jak kiedyś. Poprawka. Nie robiło to na mnie żadnego wrażenia.
—
Jesteś żałosny – rzekłam sucho, wpatrując się w te durne
wariacje w jego oczach.
Mój ton był lodowaty,
a wzrok wyrażał jedynie pogardę i nienawiść.
Opuściłam
klasę i ruszyłam prosto do dormitorium. Udało się. Zachowałam przed nim twarz i
honor. Krocząc po schodach prowadzących do lochów, przyrzekłam samej sobie, że
zachowam reputację zimnej, nadętej, upartej zołzy. Cieszyłam się nią od dawna i
teraz miałam pewność, że wolę, żeby tak pozostało. Jaka jestem naprawdę, mogą
wiedzieć tylko moi przyjaciele, a Teddy do tego grona się już na pewno nie
zalicza.
*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo ostatnie były za długie! :D Mam nadzieję, że niebawem dam radę Wam to wynagrodzić ;)
UsuńTylko czekałam na to, aż wygarnie Teddy'emu co o nim myśli. :D Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńHah, dzięki ;)
UsuńNo no no powiem że super... Czekam na next
OdpowiedzUsuń:D
UsuńMam wrażenie, że Score kombinuje coś nie całkiem legalnego...
OdpowiedzUsuńI dobrze, że Kate wygarnęła wszystko Teddy'emu
:)
Masz słuszne wrażenie :D
Usuń