środa, 3 lutego 2016

Rozdział dziesiąty

                Kilka dni później leżałam na kanapie w pokoju wspólnym. Nie mogłam oderwać się od książki pożyczonej od Alice, choć czułam się już senna. Zegar wskazywał jedenastą wieczorem. Był to piątek, podczas którego wszyscy, którzy postanowili nie zostać na przerwę świąteczną wracali do domu, a więc salon Slytherinu wyglądał jeszcze puściej niż zwykle. W kącie siedział jakiś chłopak w pelerynie i od godziny coś notował, na przeciwległej kanapie drzemała brązowowłosa szóstoklasistka, a przy stoliku cicho rozmawiali trzej czwartoklasiści.
                Monotonną ciszę przerwało skrzypienie otwieranych drzwi. Wszedł przez nie rudowłosy prefekt Slytherinu i oznajmił, że od godziny trwa cisza nocna i już dawno powinniśmy być w dormitoriach. Pogroził nam punktami i ustawił się przy drzwiach, czekając aż wszyscy pójdziemy do swoich sypialni.
                To było takie żałosne... Czy on naprawdę uważa, że jesteśmy małymi dziećmi i ktoś taki jak on, będzie nam mówił co mamy robić?! Może niech nas jeszcze za rączkę odprowadzi i poczyta do snu?! Postanowiłam jednak nie reagować i obserwować jak rozwinie się sytuacja.
                Zaspana brunetka posłała rudzielcowi nienawistne spojrzenie, za to że ktokolwiek śmiał ją obudzić, prychnęła jak rozjuszona kocica i zniknęła na schodach do dormitoriów dziewcząt. Troje uczniów też po chwili się zebrało i skierowało w stronę sypialni.
                Ledwo zniknęli wszyscy poza mną, prefektem i tajemniczym chłopakiem w pelerynie, ten ostatni podniósł się i podszedł do drzwi, które konsekwentnie zastawiał mu piegowaty Finn Adelson. Enigmatyczny uczeń powiedział coś przyciszonym tonem, lecz prefekt tylko wyprostował się i wydął klatkę piersiową sugerując, że nie ustąpi. Poza ta, w jego wykonaniu, wyglądała komicznie. Młodzieniec w płaszczu popchnął lekko rudzielca i nim ten zdążył zareagować, wyjął różdżkę i wyszeptał zaklęcie. Spodziewałam się, że Finn zaraz upadnie pozbawiony świadomości, jednak chłopak wciąż stał i jedynie coś dziwnego działo się z jego twarzą. Wyglądał, jakby odpłynął i miał zaraz zemdleć, ale nie zrobił tego. Odsunął się grzecznie od drzwi, nie utrudniając dłużej przejścia. Nim to się jednak stało, kaptur drugiego z obecnych lekko opadł, odsłaniając idealnie ułożone, platynowe włosy. Od razu domyśliłam się, że należą one do Score'a. Co on znowu kombinuje...
                Podbiegłam do drzwi za którymi zniknął mój brat i ja również przez nie przeszłam. Przeszło mi przez myśl, że szlajanie się w nocy po szkole nie jest zbyt rozsądne, jednak ciekawość wzięła górę. Zresztą Alice coś wspominała, że dziś w nocy korytarze patrolować ma właśnie Finn i ktoś tam jeszcze, ale skoro rudy dostał jakimś dziwnym zaklęciem, to już jest 50% mniej szans na złapanie.
                A właściwie co to był za czar, który mój brat rzucił na Adelsona? Nigdy nie widziałam czegoś o podobnym działaniu...
                Śledziłam Score'a przez dłuższy czas i wszystko wskazywało na to, że zmierza on do wyjścia ze szkoły. Miałam dziwne przeczucie, że z niewiadomych przyczyn wybiera się on do Zakazanego Lasu.
                Od Sali Wejściowej dzielił nas już tylko jeden korytarz. Gdy chłopak go pokonywał, ja ukryłam się za winklem, a gdy tylko koniec jego długiej, czarnej peleryny zniknął za rogiem, szybkim tempem rzuciłam się przed siebie, by nie stracić go z oczu. Nagle, gdy znajdowałam się już prawie przy końcu, wielka, drewniana szafa stojąca bardzo blisko przewróciła się i gdybym w porę nie zrobiła szybkiego uniku to leżałabym teraz rozpłaszczona na podłodze.
                Zaklęłam pod nosem i rozejrzałam się, szukając powodu, dla którego ten mebel prawie zrobił ze mnie krwisty placek.
                – Irytek! Mogłeś mnie zabić!  – syknęłam na widok tego małego, wkurzającego ducha. Może  zrobiłam to trochę za głośno...
                – Chyba nikt by za tobą szczególnie nie płakał, Malfoy!  –  zakpiła jedna z tych osób, która do tego momentu zajmowała zaszczytne drugie miejsce, w rankingu ,,Czego najbardziej nie lubię w Hogwarcie''. Pierwszy był Potter, choć teraz byłam gotowa oddać triumfalny środek podium właśnie Irytkowi.
                – A czy ty nie powinnaś czasem słodko lulać w swoim łóżeczku, pełzające słoneczko?  –  zapytał ze sztuczną troską poltergeist.
                – Nie ośmielisz się... 
                – Uczniowie nie są w łóżkach! Ktoś wybrał się na nocny spacerek! Pewna niewiasta postanowiła pozwiedzać szkołę w świetle księżyca!  –  rozległ się krzyk ducha, latającego teraz w tą i z powrotem.
                No i się ośmielił... Posłałam w jego stronę kilka dorodnych przekleństw, po czym lekko spanikowana zaczęłam zastanawiać się, w którą stronę uciekać. Rzuciłam się w kierunku lochów, lecz ledwo zdążyłam dobiec do końca korytarza, poczułam na swoim ramieniu silny, męski uścisk. Obróciłam się w tamtą stronę i oślepiło mnie niezwykle jasne światło, płynące z czyjejś różdżki.
                Przetarłam zaćmione oczy i ujrzałam twarz, której wolałabym już nigdy nie widzieć. Nienawidziłam go bardziej, niż przed chwilą Irytka . Stał przede mną Teddy Lupin, a jego bujna czupryna mieniła się w blasku księżyca jaskrawym fioletem.
                Otworzyłam usta, aby... sama nie wiem... Miałam na niego nakrzyczeć? Coś mu powiedzieć? Dopiec mu? Jednak nim zdążyłam wydusić z siebie choć jedno słowo, on zatkał mi usta ręką i machnął w moją stronę różdżką. Ledwie mnie puścił, tuż obok pojawił się Filch. Wyszedł prosto z korytarza, w który miałam zamiar skręcić. Dziękowałam w duchu Merlinowi, że jednak pojawił się Teddy... Chociaż, nie... Jak można za coś takiego dziękować?! Ja go teraz N-I-E-N-A-W-I-D-Z-Ę i muszę się do tego przyzwyczaić. Nie mniej jednak, natknięcie się na Filcha w środku nocy na korytarzu, nie było w tamtej chwili szczytem moich marzeń.
                – Złapałeś ją?  –  burknął stary, brzydki mężczyzna trzymając w ręku latarnie. Wydawał się nie zwracać na mnie najmniejszej uwagi.
                – Niestety nie. Wszystko wskazuje na to, że Irytek zwariował na stare lata  –  odrzekł pewnie chłopak.
                – Uważaj na słowa, szczeniaku! Ten poltergeist jest młodszy ode mnie!  –  warknął groźnie Filch  – A nienormalny jest od zawsze!  –  dodał, po czym rozejrzał się i powolnie, jak przystało na osobę w sędziwym wieku, powlókł się przed siebie, znikając w końcu za rogiem.
                Zarówno ja, jak i Teddy odprowadzaliśmy go wzrokiem. Gdy straciliśmy woźnego z oczu, chłopak stojący obok mnie ponownie machnął różdżką (jak się domyśliłam, by zdjąć Zaklęcie Kameleona), po czym znowu dotkliwie chwycił mnie za ramię i wepchnął do najbliższej klasy, uprzednio otwierając ją zaklęciem.  
                – Na intelekt Roweny! Spodziewałem się po tobie trochę więcej rozumu, Kate! Co cię napadło?! Nie mogłaś się wybrać na spacer o normalnej porze?!  –  nakrzyczał na mnie.
                Zastanawiałam się, czy naprawdę jest na tyle głupi, żeby wydzierać się w środku nocy i budzić całą szkołę, lecz po chwili zorientowałam się, że zapewne zabezpieczył klasę zaklęciem przeciw podsłuchiwaniu.
                – A co ciebie to niby obchodzi?!  –  syknęłam wypluwając owe ,,ciebie'' jak najgorszą odrazę.
                – Hmmm... No nie wiem... Może to, że mogłem cię wydać Filchowi, a jakby umknęło to twojej uwadze, to tego nie zrobiłem?!  –  gorączkował się Teddy wydeptując ścieżkę w dywanie.
                – Ohhh, dziękuję wielmożny panie! Mam się od dzisiaj przed paniczem kłaniać? A może od razu będę oddawała panu cześć z podłogi?!  –  ironizowałam.
                – Daj spokój, Kate! Zwykłe ,,dziękuję'' albo chociaż ,,dzięki'' by w zupełności wystarczyło... A tak  w ogóle... Nie chciałabyś się ze mną wybrać na te przyjęcie u Slughorna?
                Że co proszę?! Miarka się przebrała. Nie potrafiłam się dłużej kontrolować.
                – Jak śmiesz?! A co na to twoja Victoria?! Zgodziła się, czy może zaproponowałeś jej trójkącik?!
                – Skąd ty...
                – Nie ośmieszaj się! Obrażasz moją inteligencję sądząc, że się nie domyślę!  Zresztą, nie musiałam zbyt dużo nad tym główkować, skoro obściskiwałeś się z nią na każdym kroku!  –  powiedziałam dobitnie, a mój głos miał temperaturę zera absolutnego . Cieszyłam się, że jednak udało mi się nad sobą zapanować i nie rozkleiłam się emocjonalnie. Miałam ochotę go uderzyć, ale... Zaraz, zaraz. Jestem przecież Ślizgonką, a uczniowie domu Salazara Slytherina nie używają siły bez potrzeby. Wystarczy im to, że są sprytni i działają tak, by uderzyć w najczulszy punkt ofiary.
                – Oj, Kate, to już był cios poniżej pasa... Chciałem ci powiedzieć, ale...
                – Ale, co?
                – Myślałem, że wiesz, że jesteśmy tylko przyjaciółmi...
                – Dlaczego miałabym to wiedzieć?! Dlaczego wy wszyscy każecie mi się wszystkiego domyślać, zamiast powiedzieć wprost?!  –  wykrzyknęłam, lecz mój głos się mimowolnie załamał.
                – Jacy ,,wy''? Rozmawiasz tylko ze mną...
                – Nie zmieniaj tematu! Tym, że sądziłeś, że się nie dowiem, pokazałeś tylko, że nie masz szacunku ani do mnie, ani do tej twojej zawszonej dziewuchy  –  fuknęłam, po czym odwróciłam się na pięcie i chwyciłam za klamkę.
                – Kate, no weź nie strój fochów! Ona o tobie wiedziała! Kate!  –  oznajmił proszącym, lekko zrezygnowanym tonem. Wypowiadając jako ostatnie moje imię, ujął moją dłoń i spojrzał mi w oczy.
                W głębi jego wzroku ujrzałam to, co zobaczyłam, gdy pierwszy raz go dojrzałam. Przez jego wielkie ślepia, przebiegła feeria barw. Kolory tęczy zaczęły wirować, błyszczeć, a nawet miejscami świecić, jednak nie robiło to na mnie takiego wrażenia jak kiedyś. Poprawka. Nie robiło to na mnie żadnego wrażenia.
                — Jesteś żałosny  –  rzekłam sucho, wpatrując się w te durne wariacje w jego oczach.
 Mój ton był lodowaty, a wzrok wyrażał jedynie pogardę i nienawiść.
                Opuściłam klasę i ruszyłam prosto do dormitorium. Udało się. Zachowałam przed nim twarz i honor. Krocząc po schodach prowadzących do lochów, przyrzekłam samej sobie, że zachowam reputację zimnej, nadętej, upartej zołzy. Cieszyłam się nią od dawna i teraz miałam pewność, że wolę, żeby tak pozostało. Jaka jestem naprawdę, mogą wiedzieć tylko moi przyjaciele, a Teddy do tego grona się już na pewno nie zalicza.

*


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzięki za ogrom komentarzy w ostatnim czasie! Czekam na więcej, bo odpisywanie na nie, stało się moim ulubionym zajęciem (no, może tuż za samym pisaniem :P)! :D

8 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ostatnie były za długie! :D Mam nadzieję, że niebawem dam radę Wam to wynagrodzić ;)

      Usuń
  2. Tylko czekałam na to, aż wygarnie Teddy'emu co o nim myśli. :D Świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No no no powiem że super... Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam wrażenie, że Score kombinuje coś nie całkiem legalnego...
    I dobrze, że Kate wygarnęła wszystko Teddy'emu
    :)

    OdpowiedzUsuń