Im termin przyjęcia u Slughorna
się zbliżał, tym większe miałam wątpliwości, czy dobrze zrobiłam, zgadzając
się, by iść tam z Jamesem. Właściwie, to byłam niemalże pewna, że mój wybór nie
był najtrafniejszy, ale w końcu wtedy targały mną emocję, co można uznać za
pewne usprawiedliwienie. Dlaczego ja w tamtym momencie nie pomyślałam o tym, że
równie dobrze (a nawet lepiej) mogę zaprosić Ala lub Jake'a? Znowu wykazałam
się dużą bezmyślnością i pochopnością, a teraz przecież się nie wykpię...
Tak właściwie, to wszystko jest
wina tego przygłupa od eliksirów. No dobra, może nie do końca jego, ale mugolaków,
którzy naopowiadali Slughornowi o jakichś mugolskich obrzędach. Podobno 100 dni przed jakimś ważnym
egzaminem, który piszą w wieku 18 lat (matura, czy coś takiego) urządzają
wielki bal, który nazywają studniówką. Robi się tam to samo, co na zwykłym
balu, więc nie wiem co ci mugole widzą w tym specjalnego.
Tak, czy inaczej, Slughornowi
bardzo spodobał się pomysł urządzenia owej imprezy i postanowił go zrealizować.
Tylko, że nie sposób zapomnieć, że nasz świat bardzo różni się od tego nie
magicznego i w przeciwieństwie do mugoli, my mamy dwa ważne egzaminy – SUMy
i OWuTeMy. Dlatego też, genialny opiekun Slytherinu wymyślił w tej swojej starej
łepetynce, że połączy tą całą studniówkę z corocznym przyjęciem
bożonarodzeniowym, zapraszając jedynie uczniów klas piątych i siódmych.
*
Siedziałyśmy z dziewczynami w
dormitorium i zajadałyśmy się śniadaniem. Ellie i Steph wesoło chichotały w
kącie, obgadując wszystkich znanych nam uczniów i zgadując, kto z kim pójdzie
na bal. Prawdę mówiąc, od kilki dni nie gadały o niczym innym... Julie zaciekle dyskutowała o czymś z Alice, a
aspołeczna ja czytałam powieść, co było dotychczas raczej rzadko spotykanym
widokiem. Od kilku dni jednak, przełamałam się i pochłaniałam książki z
zawrotną prędkością, dziwiąc się przy tym, że wcześniej za tym nie przepadałam.
– Widzę, że się nieźle
wciągnęłaś – zagadnęła mnie z uśmiechem Alice siadając na
moim łóżku. Dokończyłam konsumować mojego idealnie posmarowanego malinowym
dżemem tosta i mimo obecności przyjaciółki, nawet na chwilę nie oderwałam się
od lektury. Alice może poczekać, aż skończę rozdział...
– Hej, ziemia do Kate! –
pomachała mi przed twarzą dziewczyna i korzystając z mojego chwilowego
rozproszenia, wyrwała mi tę arcyciekawą powieść z ręki. Poczęstowałam ją
spojrzeniem bazyliszka, na co brunetka jedynie się zaśmiała.
– W co się ubierasz na to
przyjęcie? – jej pytanie uderzyło we mnie jak grom z
jasnego nieba. Tyle myślałam o tym całym balu, że nie zwróciłam uwagi na coś
tak błachego, jak brak sukienki. To już za dwa dni, a ja nie mam w co się
ubrać! Nie przepadałam co prawda za strojeniem się, ale zawsze niezawodne
dżinsy, akurat w tym przypadku mogły się okazać nienajlepszym pomysłem...
– A ty? –
zapytałam siląc się na spokój.
– Nie martw się, ja też jeszcze
nic nie mam – odparła, a jej głos zabrzmiał naprawdę
pokrzepiająco.
– To co zrobimy? – lekko
się zdenerwowałam, lecz po chwili wpadł mi do głowy genialny pomysł –
Wiem, zbieraj się. Idziemy do Slughorna
– oznajmiłam.
*
Obie ubrałyśmy się w zwyczajne
ciuchy, ponieważ w trakcie przerwy świątecznej nie obwiązywały szkolne szaty.
Ja włożyłam jasne dżinsy i białą bluzkę ze srebrnymi zdobieniami. Jeszcze tylko
delikatny makijaż i bezładny kok, a po chwili stałyśmy przed gabinetem
nauczyciela eliksirów. W czasie drogi zdążyłam wytłumaczyć Alice mój idealny
plan.
– Dzień dobry, profesorze –
powitałyśmy go chórem.
– O, dzień dobry! Panna Malfoy,
panna Lofthouse! Zapraszam! – powiedział otwierając szerzej drzwi i
zapraszając nas gestem do środka.
Chyba żaden z profesorów, nie ma
tak bogato wystrojonego gabinetu. Gdzie nie spojrzeć, można było dostrzec
ogromne ilości złotych i srebrnych wykończeń, a także drogich kamieni
szlachetnych. Było to bardzo gustownie urządzone pomieszczenie, a w powietrzu
czuć było przyjemny zapach. Najwyraźniej profesor właśnie przyrządzał jakiś
eliksir. Zdziwiło mnie tylko, że robi to tutaj, a nie w swojej pracowni.
– Czym zasłużyłem sobie, na
wizytę moich ulubionych uczennic? – zapytał nauczyciel.
– Przyszłyśmy do pana z pewną
prośbą – wyjaśniła Alice z uśmiechem.
– W takim razie zamieniam się w
słuch –
odparł Mistrz Eliksirów, wracając do mieszania zawartości kociołka.
– Jak chyba wszyscy uczniowie,
na zbliżającym się wspaniałym balu, chciałybyśmy wypaść jak najlepiej. Jednak,
przez nasze roztrzepanie, podczas ostatniego pobytu w Hogsmeade nie zdołałyśmy
zakupić odpowiednich, do tego typu przyjęcia kreacji. Dlatego, zwracamy się do
profesora z przeogromną prośbą, aby dał nam, pan profesor, zgodę, na
kilkugodzinny wypad do wioski – tłumaczyłam, starannie dobierając słowa i
akcentując odpowiednie wyrazy. Starałam się mówić powoli i wyraźnie, ponieważ
wiedziałam, że jedno omsknięcie mogłoby skutecznie zmniejszyć nasze szanse na
powodzenie.
Nauczyciel spojrzał na nas
niepewnie, jakby oceniając, czy aby na pewno czegoś nie knujemy, lecz po chwili
na twarzy Mistrza Eliksirów z powrotem zagościł jego firmowy uśmiech.
– Dobrze, oczywiście zgadzam
się. Przecież na tak prestiżowe przyjęcie nie można założyć byle jakiej
spódnicy – zaśmiał się, więc i my uczyniłyśmy to samo,
by nie sprawiać mu przykrości.
– Ile potrzebujecie? Trzy
godziny wystarczą? – zagadnął wyjmując z szafki pergamin.
– W zupełności, sir –
przytaknęła Alice.
Slughorn po chwili wręczył mi pergamin,
z pisemną zgodą, na wypadek, gdyby ktoś pytał się o nasze wyjście do wioski.
– A jak idzie przygotowywanie
dekoracji na ten niezwykły wieczór, panno Lofthouse? Poprosiłem paru innych
uczniów, aby dziś po południu pani pomogli
– zagadnął Slughorn, gdy byłyśmy
już przy drzwiach.
– Wybornie, sir. Nie zawiedzie
się pan – oznajmiła Alice i obie opuściłyśmy gabinet.
*
– Nie zauważyłam, żebyś ostatnio
zajmowała się przygotowywaniem jakichś dekoracji –
nagabnęłam, gdy przemierzałyśmy pięknie ośnieżoną drogę do Hogsmeade.
Już kiedy pokonywaliśmy ją w powozach, wydawała mi się za długa, a co dopiero
na piechotę.
– Oh, daj spokój. Muszę się za
to w końcu wziąć, zanim ten zwariowany staruszek złoi mi skórę... –
odparła niechętnie Alice.
– To po jaką cholerę się
zgadzałaś, kiedy cię o to poprosił? Mało masz wymówek? –
zdziwiłam się.
– Żartujesz sobie? Sama się
zgłosiłam! – ofuknęła mnie brunetka.
No tak. Już prawie
sama zapomniałam z kim rozmawiam. Ja chyba nigdy nie ogarnę jej toku
rozumowania...
Przez chwilę szłyśmy w ciszy,
rozkoszując się pięknym widokiem rozłożystych drzew, pokrytych delikatnym,
białym puchem. Taflę jeziora pokrywała cienka warstwa lodu, który emanował
mnóstwem kolorów, skrząc się w zimowym słońcu. Pod nogami skrzypiał bielusieńki
śnieg, a wokoło panowała przyjemna, świąteczna aura. Obie pogrążyłyśmy się we własnych,
zawiłych myślach.
Po jakimś czasie, gdy na
horyzoncie pojawiły się już dachy znajomych budynków, w mojej głowie pojawiło
się pytanie, które po prostu musiałam zadać przyjaciółce.
– A z kim ty właściwie idziesz
na ten bal?
Dziewczyna mruknęła coś pod
nosem, lecz nijak nie można było tego w żaden sposób zinterpretować.
– Co ty tam bełkoczesz? –
ciągnęłam.
– Z Mike'iem –
powiedziała, a na jej twarz wypłynęły krwiste rumieńce.
Chwilę zajęło mi domyślenie się,
o jakiego Mike'a jej chodzi, a gdy nareszcie się zorientowałam, to byłam pewna,
że się przesłyszałam. Ona i Michael Brown? Ona, wieczna kujonka i kapitan drużyny
quidditcha? Ona, jedna z moich najlepszych przyjaciółek i najlepszy przyjaciel
mojego brata? Nijak nie potrafiłam znaleźć żadnego podobieństwa, które mogło
łączyć tę parę... No, może poza kolorem włosów i odrobinę zbliżoną karnacją.
Ale... ale... jak to?
– Ale... Wy chyba nie jesteście
razem? –
mimo ciągłego zaskoczenia udało mi się wreszcie zdobyć na to pytanie.
– A miałabyś coś przeciwko? –
spojrzała na mnie skonsternowana, a jej twarz kolorem przypominała
dorodnego pomidora.
– Nie, no co ty. Po prostu
zastanawiam się...Co ty w nim widzisz?
–
Jest miły, zabawny, przystojny, no i... Świetnie się dogadujemy...
– A jakieś wspólne
zainteresowania? – wypytywałam, dalej nie mogąc uwierzyć.
– On lubi patrzeć jak się uczę,
czasami daję mu takie mini korki, a ja z kolei coraz częściej odwiedzam wasze
treningi...
– To dziwne, bo jakoś nigdy cię
na żadnym nie widziałam... – dogadałam jej, zanim zdążyłam ugryźć się w
język.
– Mówi ci coś Zaklęcie
Kameleona? – nie pozostawała mi dłużna brunetka.
Już miałam jej coś odburknąć o
tym, że jeszcze nie poznaliśmy tego uroku, jednak w porę zorientowałam się, że
przecież rozmawiam z Alice, a ona zapewne materiał zaplanowany na następne dwa
lata skończyła w te wakacje.
– Czyli co... Jesteście parą? – mój
mózg, z niewiadomych przyczyn, bardzo powoli przetwarzał tę informację.
– Zapytał mnie o to ostatnio...
No wiesz, czy chcę z nim być już tak ,,oficjalnie'', ale ja... Sama nie wiem
czego chcę... – widziałam, że moja przyjaciółka jest bardzo
przejęta tą trudną sytuacją.
– Przepraszam cię, ale wiesz, że
ja nie mam w tych sprawach większego stażu niż ty... Prawdę mówiąc, to staż nas
obu jest praktycznie zerowy więc... Nie mam pojęcia co ci mam doradzić...
Po tych słowach Alice oparła się
na moim barku a ja objęłam przyjaciółkę ramieniem.
*
W
końcu dotarłyśmy do Hogsmeade, gdzie od razu skierowałyśmy się do celu naszej podróży,
czyli do sklepu odzieżowego Gladraga. Był on puściutki, ponieważ poza nami nie
było w wiosce żadnych uczniów, a większość dorosłych o tej porze pracowała.
Tak więc, bez konieczności
stania w kolejce, od razu wyjaśniłyśmy młodej, bardzo miłej sprzedawczyni, na
czym polega nasz problem. Ona, zastanowiła się chwilę, po czym poradziła nam,
byśmy zdały się na nią. Nie mając specjalnie wyboru, zgodziłyśmy się, po czym
pokrótce opowiedziałyśmy kobiecie, jak mniej więcej mają wyglądać nasze kreacje.
Następnie ekspedientka zmierzyła nas i zapowiedziała, że suknie prześle pocztą
i trafią do nas, nie później, niż w wigilijny poranek. Podziękowałyśmy jej i z
góry zapłaciłyśmy, mając nadzieję, że sprzedawczyni faktycznie wyrobi się z
realizację zamówienia w tak krótkim czasie. To, że nie mogłyśmy wcześniej
zobaczyć naszych sukienek, a ponadto miały one do nas trafić na ostatnią
chwilę, nie było zbyt komfortowe, jednak nie miałyśmy wyboru. W końcu to nasza
wina, że dopiero teraz przypomniało nam się o odpowiednim ubraniu.
*
Usiadłam przy stoliku w Pubie
pod Trzema Miotłami i czekałam na Alice, która poszła po coś do picia.
Zamówienie sukienek zajęło nam tylko lekko ponad pół godziny, a skoro męczyłyśmy
się tyle czasu z dotarciem do wioski, to tak szybki powrót nie miał by sensu i
dlatego właśnie postanowiłyśmy wpaść na małe piwo kremowe.
Po chwili moja towarzyszka wróciła
do stolika i podała mi jeden z przyniesionych przez siebie kufli. Ledwie słodki
napój dotknął moich ust, a poczułam jak w całym moim ciele rozchodzi się
przyjemne ciepło.
– No, to teraz twoja kolej. Kto
cię zaprosił na przyjęcie u Slughorna?
– zapytała Alice biorąc kolejnego
łyka pysznego napoju.
– James Potter –
odparłam zgodnie z prawdą, siląc się, by mój głos był całkowicie
beznamiętny.
Ledwo wypowiedziałam ostatnie
słowo, a cała zawartość buzi mojej przyjaciółki, znalazła się na stole, a sama
Alice zaczęła się dławić. Patrzyłam na to zabawne widowisko, aż w końcu
wyciągnęłam różdżkę i na brunetkę rzuciłam zaklęcie ułatwiające oddychanie, a
na stół, czyszczące.
– Na rany Krwawego Barona, Kate!
Piłaś coś?! – niemalże krzyknęła, w momencie, w którym
odzyskała zdolność mowy.
– Co ty pleciesz? Cały dzień jestem
z tobą –
oburzyłam się.
– Nie dzisiaj! Czy piłaś coś od
niego, kiedy cię zapraszał? – doprecyzowała brunetka, przyciszonym tonem.
– Żartujesz sobie?! Ja miałabym
cokolwiek od niego wziąć?! Dobrze wiedzieć, że uważasz, że jestem aż tak głupia
i naiwna! – syknęłam.
– Nie uważam, że jesteś głupia
lub naiwna. Po prostu zawsze myślałam, że to, że umówisz się z Potterem
całkowicie trzeźwa, jest równie prawdopodobne, jak to, że przez te drzwi zaraz
wleci McGonagall w krwistoczerwonym bikini i włosach przefarbowanych na różowo!
Po jej słowach obie wybuchłyśmy
szczerym śmiechem. Faktycznie, połączenie Malfoy i Potter było nieco
niedorzeczne, ale nie chciałam jej pokazywać, że teraz żałuję, że się na to
zgodziłam.
– A poza tym, co z Teddym? Było
dla mnie oczywiste, że to z nim pójdziesz...
– zagadnęła przyjaciółka,
wyraźnie ciekawa i nadal zaskoczona.
– Nawet nie wymawiaj przy mnie
tego imienia – odparłam tonem nie wyrażającym żadnych uczuć.
– Pokłóciliście się? Nie
przejmuj się! Na pewno niedługo cię przeprosi i do siebie wrócicie! Byliście
tacy idea...
– Ma dziewczynę –
oznajmiłam lodowato, nie pozwalając jej skończyć.
– Co?! – tak
się zdziwiła, że prawie ponownie zrzuciła ze stołu kubek z piwem kremowym.
– To co słyszałaś. To wszystko
było jedną wielką pomyłką. Ale nie gadajmy już o tym –
skończyłam sucho dopijając napój. Na prawdę nie miałam ochoty na dalszą
rozmowę na ten temat.
*
Całą drogę do Hogwartu Alice
niemalże błagała mnie, żebym pomogła jej z tym dekoracjami, więc w końcu byłam
zmuszona się zgodzić.
Gdy nareszcie dotarłyśmy do
sali, gdzie organizowane były spotkania Klubu Ślimaka, pod jej drzwiami zastaliśmy
dużą grupkę uczniów.
– No nareszcie! –
wykrzyknął ktoś z tłumu.
– Co ,,nareszcie''? Co wy tu
wszyscy robicie? – nie ukrywała zdumienia Alice.
– Większość została poproszona
przez Slughorna, żeby wam pomogła – odparł Tommy Brainwood wychodząc z tłumu. Był
to Ślizgon z tego samego roku.
Alice spojrzała na otaczających
nas blisko trzydziestu uczniów, po czym westchnęła ciężko i otworzyła drzwi
specjalnym kluczem, którzy widzieli jedynie nieliczni. Po wejściu do sali brunetka
rozdzieliła zadania i zabraliśmy się do pracy.
*
Dzięki różdżkom i grupce
Gryfonów, która sypała żartami na prawo i lewo, ozdabianie pomieszczenia stało
się proste, szybkie i przyjemne. Po blisko godzinie, całe pomieszczenie lśniło
w błękitnych barwach, nadających zimowy klimat. Pod ścianami ustawiliśmy kilka
barków i stołów bankietowych, jednak zdecydowanie najwięcej miejsca zajmował
parkiet do tańca. W końcu to bal.
Z drugiej części pomieszczenia
zdecydowaliśmy zrobić ,,strefę odpoczynku''. Stało tam kilka kanap, foteli oraz
stolików z krzesłami.
Niezwykle podobało mi się efekt,
jaki uzyskaliśmy. Chociaż zawsze podziwiałam potencjał tego pomieszczenia, to
jeszcze nigdy nie wydawało mi się ono tak piękne. Całość zachowana była w
błękicie i bieli, co nadawało eleganckiej, a zarazem niezwykle przyjemnej
atmosfery. Kąty zdobiło kilka klimatycznych choinek, a z sufitu zlatywały
wirujące śnieżynki, które rozpływały się tuż nad głowami. Ściany pokrywał przepiękny,
odcień i te boskie zasłony... Tylko dlaczego jedna z nich ułożyła się tak
nierówno?
Nie chcąc przypadkowo
czegokolwiek zepsuć, postanowiłam nie używać do tego różdżki, tylko poprawić to
ręcznie. Przywołałam do siebie jakiś dosyć wysoki stołek i wspięłam się na
niego. Dzięki mojemu nieprzeciętnemu wzrostowi bez trudu dosięgłam zasłony i
delikatnie ją przesunęłam. Byłam w nią tak zapatrzona i całkowicie pochłonięta,
że zapomniałam o fakcie, że stoję na stołku i cofnęłam się nieco, żeby zobaczyć
efekt. Zaczęłam spadać, lecz po chwili, zamiast zimnej podłogi, poczułam silny,
męski uścisk i otworzyłam oczy, które uprzednio lekko zmrużyłam. Znajdowałam
się w ramionach Jamesa Pottera, który najwidoczniej uchronił mnie przed
bolesnym spotkaniem z parkietem.
Jednym zwinnym ruchem
wyskoczyłam z jego objęć i zauważyłam za nim jego dwóch chichoczących
przyjaciół.
– Skąd ty się tu wziąłeś,
Potter? – zapytałam, walcząc z rumieńcem zakłopotania,
który usilnie próbował wedrzeć się na moją twarz.
– Za ten ostatni pokaz fajerwerków McSztywna postanowiła nas uraczyć szlabanem, więc wysłała nas do Slughorna. Ten, jako że nas lubi poprosił, żebyśmy przyszli tu, więc jesteśmy – wyjaśnił chłopak. Ledwo stłumiłam śmiech, gdy nazwał profesor McGonagall ,,McSztywną", lecz stojącej obok mnie Alice się to nie udało i wybuchła głośnym śmiechem.
– Za ten ostatni pokaz fajerwerków McSztywna postanowiła nas uraczyć szlabanem, więc wysłała nas do Slughorna. Ten, jako że nas lubi poprosił, żebyśmy przyszli tu, więc jesteśmy – wyjaśnił chłopak. Ledwo stłumiłam śmiech, gdy nazwał profesor McGonagall ,,McSztywną", lecz stojącej obok mnie Alice się to nie udało i wybuchła głośnym śmiechem.
– To się trochę spóźniliście, bo
jak widzisz właśnie skończyliśmy – odparłam, po czym ponownie przyzwałam do
siebie stołek. Znowu na nim stanęłam.
– Dziękujemy wszystkim za pomoc,
bez was nie wyszło by tak świetnie. Możecie wracać do dormitoriów –
oznajmiłam donośnym głosem, a następnie z wdziękiem zeskoczyłam z mebla,
nie zważając na wydurniającego się Pottera, który teatralnie wysunął ramiona,
by mnie złapać.
Z tłumu kierującego się do drzwi
dało się kilkukrotnie słyszeć coś w stylu ,,nie ma za co'', a po chwili na sali
zostaliśmy tylko ja, Alice, Potter i jego dwójka przyjaciół.
– Zamierzacie tu nocować? – zapytała
brunetka, gdy czekaliśmy przy wyjściu, aż i oni opuszczą pomieszczenie.
– Proszę cię, Kate, na ten bal
wyglądaj na tyle znośnie, żebym nie wstydził się z tobą pokazać – szydził James, szeptem, który tylko ja
mogłam dosłyszeć.
Gdyby spojrzeniem dało się
zabić, to James najpewniej właśnie konał by pod moimi stopami. Ledwie Alice
zamknęła drzwi, chwyciłam ją za rękę i bez słowa ruszyłyśmy w stronę lochów.
Ten głupi Potter jeszcze zobaczy!
Ten głupi Potter jeszcze zobaczy!
*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOna? Po moim (a raczej jej) trupie! :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńSuper rozdział :) To było takie romantyczne, gdy James złapał Kate <3 Weny życzę :)
OdpowiedzUsuńDzięki! ;D
UsuńSuper rozdział ah ten James
OdpowiedzUsuńAlbo mi się wydaje albo będzie tak jak Lily i Jamesem śr. Że ona będzie niedostępna on będzie ją zapraszał i wyznawał miłość i na samum końcu będą razem?
A nie wiem, nie wiem :D Możliwe :D
UsuńO mój boże! Pochłonęłam cały twój blog w jeden wieczór.. Dziewczyno!
OdpowiedzUsuńTo jest genialne, postacie są barwne i akcja zajebiście się toczy!
Chcę już widzieć minę Jamesa jak Kate przyjdzie ubrana jak jakaś dzika kocica!
Znaczy bardziej shipuję ją z Albusem... ALE JA JUŻ CHCĘ KOLEJNY ROZDZIAŁ KOBIETO!
~Lily~
Hah! :D Cieszę się, że tak bardzo Ci się podoba ;) Rozdział zbliża się wielkimi krokami i myślę, że się nie zawiedziesz =D
UsuńEhh, ten James...
OdpowiedzUsuńTo ostatnie zdanie najlepsze. James taki podobny do swojego imiennika. Tak sobie go wyobrażałam po przeczytaniu epilogu Insygni.
Rozdział jak zwykle cudowny. I taka słodka scena^^
Ale brakuje mi jednego. Takiej akcji jak że Śmierciożerami z pierwszego roku Kate. I jakbym mogła poprosić, to chciałabym więcej Draco, Astorii...
Czekam na następny *-*
Obiecuję, że podobna akcja się pojawi, ale musisz się wyposażyć w cierpliwość :D
Usuń