Lekko
zdenerwowana wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze, w myślach powtarzając
słowa Ala ,,Za dwadzieścia minut w pokoju wspólnym''. Byłam ubrana w zwiewną,
koronkową sukienkę kończącą się tuż przed kolanem. Miała ona doskonały krój
podkreślający moją talię i wydłużający nogi oraz przepiękny kolor kości
słoniowej. Najchętniej byłabym teraz w czymś wygodniejszym, ale Ellie
najprawdopodobniej pozbawiła by mnie życia, gdybym nie założyła tych ślicznych,
jasnobeżowych baletek. Zresztą, szesnastych urodzin nie obchodzi się
codziennie, więc chyba mogę się pomęczyć przez te kilka godzin. Dopasowałam do
tego krótką, skórzaną kurtkę o kawowej barwie. Stresując się trochę tym, co moi
przyjaciele przygotowywali dla mnie przez kilka ostatnich dni, naiwnie myśląc,
że nie wiem co się dzieje, nerwowo poprawiłam luźny kłos na moim prawym
ramieniu, który pośpiesznie zaplatałam, nie raz myląc się i psując wszystko.
Przez gwałtowny ruch ręką, złota bransoletka umiejscowiona dotychczas na moim
nadgarstku, obsunęła mi się do łokcia, ponieważ nie zdołałam jej mocniej
zapiąć. Poprawiłam ją przyglądając się małemu, uroczemu breloczkowi w kształcie
znicza.
Wyszłam
z łazienki i zerknęłam na zegarek stojący na szafce nocnej. Z ulgą
stwierdziłam, że jak na razie jestem spóźniona dopiero trzy minuty. Sięgnęłam
po różdżkę i wsunęłam ją za podwiązkę, a następnie opuściłam dormitorium.
Gdy schodziłam po schodach targały mną wątpliwości, czy taka zupełna zmiana stylu to na pewno dobry pomysł. Ani moi przyjaciele, ani rodzina, ani nawet ja, nigdy nie widziałam siebie w niewyprostowanych włosach, a co dopiero w warkoczu. Ta pogodna, niemalże biała sukienka też zupełnie nie przypominała ciemnych ubrań i szat, które zazwyczaj noszę. Tak, ta stylizacja bezdyskusyjnie będzie dla nich szokiem, lecz miałam głęboką nadzieję, że pozytywnym.
Gdy schodziłam po schodach targały mną wątpliwości, czy taka zupełna zmiana stylu to na pewno dobry pomysł. Ani moi przyjaciele, ani rodzina, ani nawet ja, nigdy nie widziałam siebie w niewyprostowanych włosach, a co dopiero w warkoczu. Ta pogodna, niemalże biała sukienka też zupełnie nie przypominała ciemnych ubrań i szat, które zazwyczaj noszę. Tak, ta stylizacja bezdyskusyjnie będzie dla nich szokiem, lecz miałam głęboką nadzieję, że pozytywnym.
Gdy
nareszcie dotarłam do pokoju wspólnego, pierwszą osobą którą ujrzałam był Jake.
Miał na sobie rubinową koszulę i czarne dżinsy, a gdy i on mnie zobaczył, jego
żuchwa niebezpiecznie pognała w dół, dając bardzo zabawny efekt. Zachichotałam
zasłaniając usta dłonią i okręciłam się wkoło na jednej nodze, prezentując
swoją stylizację w pełnej okazałości.
–
Jest tak tragicznie, że nawet się nie odezwiesz? –
zapytałam z rozbawieniem, ponieważ Jake nadal wpatrywał się we mnie z
opadniętą szczęką.
Nie
doczekałam się jednak odpowiedzi, ponieważ dołączył do nas Albus. Co dziwne,
zareagował tak samo jak Jake i teraz obaj wpatrywali się we mnie bez słowa.
– Kate,
masz może przy sobie twój akt urodzenia?
– wydusił z siebie w końcu Al.
– A
mogę wiedzieć, po kiego gumochłona, ci on potrzebny? –
zapytałam, zaciekawiona jego niecodziennym pytaniem
– Pewnie chce
sprawdzić, czy nie jesteś co najmniej półwillą. Prawdę mówiąc, gdybym nie znała
cię tak długo, to pewnie sama miałabym teraz wątpliwości –
odpowiedziała za niego Julie, jednocześnie dołączając do tej dziwnej
rozmowy i przytulając mnie na powitanie.
– Tak, posłanie po
ciebie dwóch facetów to zdecydowanie nie był dobry pomysł, tym bardziej, że
przypuszczałyśmy, że zrobisz się na bóstwo. Chyba jednak się pomyliłyśmy, bo
wyszło ci dużo lepiej – dodała Ellie, robiąc to co jej poprzedniczka –
Dobra, Jake. Ocknij się i trzymaj się planu, bo nie mamy całego
dnia –
zwróciła się do oszołomionego chłopaka i klasnęła mu przed twarzą.
Następnie obie
dziewczyny wzięły Ala pod ramię i odeszły.
– Ty...
Jesteś piękna... yyy... Znaczyyy... Zawsze byłaś, ale teraz po prostu... nooo...Wyglądasz
cudownie – wyjąkał Jake i zaoferował mi ramię.
Przyjęłam
je i razem skierowaliśmy się w stronę przepięknie wystrojonego kąta
pomieszczenia. Oświetlały go śnieżnobiałe lampki choinkowe, a na ścianie zawieszony
został napis ,,Wszystkiego najlepszego Kate''. Wokoło roiło się od kolorowych
balonów, a okrągły stół przy którym siedzieli Al, Steph, Julie, Ellie, Alice i
Mike w całości pokryty był przez butelki z piwem kremowym i szampanem, a także
przez talerze z wyśmienitymi potrawami.
–
Dziękuję – to jedyne słowo, na które potrafiłam się
zdobyć.
*
–
Widzieliście gdzieś Kate Malfoy? – zapytał nas jakiś ciemnowłosy
czwartoklasista, przerywając wybuch śmiechu spowodowany poprzednim żartem
Ellie.
–
Patrzysz na nią, bystrzaku – uświadomiła go Julie, przez co wszyscy
ponownie się zaśmiali, a nieznajomy uczeń, który faktycznie nie odrywał ode
mnie wzroku, się zarumienił.
– Miałem tylko przekazać, że
jakiś chłopak z siódmego roku stoi z kwiatami przed wejściem do salonu i czeka
na ciebie – oznajmił, a następnie zniknął równie
niespodziewanie jak się pojawił.
Mimo,
że przez całe popołudnie świetnie się bawiłam w towarzystwie przyjaciół, to ta
informacja była zdecydowanie najwspanialszą i najbardziej wyczekiwaną . Cały
dzień się zastanawiałam, czy James wie, że mam dziś urodziny i czy zamierza
złożyć mi z tej okazji życzenia, a teraz się dowiaduję, że nie dość, że wie, to
jeszcze kupił mi kwiaty!
–
Dziękuję wam za to, co dla mnie przygotowaliście i dziękuję za wszystkie
prezenty, no ale... sami rozumiecie...
– zaczęłam wstając od stołu.
– Nie
ma sprawy. Leć i nie każ Jamesowi za długo na siebie czekać, bo się jeszcze
chłopak rozmyśli! – poleciła mi pogodnie Alice.
– Na
pewno nie będzie wam to przeszkadzać?
– dopytywałam czując wyrzuty
sumienia, a jednocześnie mając ogromną chęć natychmiast wybiec z pokoju
wspólnego i skoczyć Jamesowi w ramiona. Nie... Nie pomyślałam tego...
–
Skądże! Tylko potem będziesz musiała nam zdać dokładną relację z przebiegu tego
spotkanie! – zapewniła mnie Ellie.
– Jeśli
mogę wtrącić moje zdanie, to mi to akurat będzie bardzo przeszkadzać –
zakomunikował Jake.
– Ohhh,
Jake... To piwo kremowe, które dla nas... które dla mnie załatwiłeś było
naprawdę obłędne i jestem ci za to bardzo wdzięczna, no ale... –
starałam się wytłumaczyć przytulając chłopaka.
–
Ehhh... No dobra... Ale musisz mi obiecać, że kiedyś się jeszcze tak ubierzesz,
bo kilka godzin na podziwianie czegoś tak pięknego to stanowczo za krótko – burknął
niemrawo.
–
Jeszcze raz wam dziękuję i przepraszam
– rzuciłam na odchodne i posłałam
Jake'owi przepraszające spojrzenie.
Nienaturalnie
szybko pokonałam odległość dzielącą mnie od wyjścia z pokoju wspólnego i
przystanęłam dopiero, gdy już się tam znalazłam. Ochłonęłam trochę, poprawiłam
fryzurę, przygładziłam sukienkę i głęboko odetchnęłam. Opuściłam pomieszczenie,
gotowa rzucić się w objęcia Jamesa i...
–
Teddy?! – mojemu zdziwieniu nie było końca.
Stał
przede mną Teddy Lupin, trzymając bukiet szkarłatnoczerwonych róż. Jego włosy
przybrały barwę jaskrawego fioletu, a szeroki uśmiech ukazywał linię równych
zębów.
– Co ty
tu robisz?! – zaskoczenie powoli przeradzało się w złość.
Jak on śmiał tu przyjść?! I dlaczego on nie jest Jamesem?! Gdzie jest w takim razie James?!
Jak on śmiał tu przyjść?! I dlaczego on nie jest Jamesem?! Gdzie jest w takim razie James?!
–
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
– powiedział radośnie wręczając
mi kwiaty – Masz może chwilę, żeby pogadać?
–
Właściwie to nie... – byłam pewna, że tak łatwo się nie wymigam,
ale kto nie próbuje, ten nie wygrywa. Ostatnie na co miałam ochotę w tym
wspaniałym dniu to rozmowa z tym palantem. Tak, nadal mi nie przeszło.
– Na
pewno znajdziesz parę minut dla starego znajomego... No proszę, w imię dawnej
przyjaźni – jeszcze bardziej się wyszczerzył.
Już ty
mi przyjaźni nie wypominaj! Zabieraj stąd te twoje badyle i się tu więcej nie
pokazuj!
– No
dobra, masz kwadrans i ani minuty dłużej
– nie wiem jakim cudem
powstrzymałam dwa poprzednie zdania które cisnęły mi się na język i wypowiedziałam
to jedno, w którym nie było ani odrobiny zgryźliwości, a jedynie niechęć.
–
Świetnie! To może krótki spacer po zamku?
– zaproponował wesoło Teddy.
Wdech,
wydech. Wdech, wydech. Jeszcze raz się tak wyszczerzysz, a przysięgam, że
pożałujesz, że się urodziłeś!
– Skoro
nalegasz... – zgodziłam się i za pomocą zaklęcia odesłałam
kwiaty do wazonu w dormitorium.
Teddy
zaproponował mi ramię, lecz je odrzuciłam. W ciszy pokonaliśmy schody.
– No to
ten... Na początku chciałem ci powiedzieć, że wyglądasz cudownie –
przerwał milczenie chłopak. Mimo, że cisza była wyjątkowo niezręczna, to
jednak wolałam, kiedy się nie odzywał.
Merlinie!
Jak ja wcześniej znosiłam ten jego skrzeczący głos?!
–
Dzięki –
mruknęłam nie najgrzeczniej.
Nie zamierzałam mu nic ułatwiać. Co on sobie myśli?!
Najpierw może bezkarnie łamać mi serce, a teraz jak gdyby nigdy nic wręczać mi
kwiaty i komplementować?! Chociaż z drugiej strony, dobrze. Niech widzi co
stracił!
– Nadal
się dąsasz? O Roweno! Myślałem, że już ci przeszło...
– Jak
widzisz, trochę się pomyliłeś – ledwo nad sobą panowałam.
– Kate,
ja naprawdę nie chcę mieć w tobie wroga...
– jego ton trochę stracił na
pewności siebie.
– Co?!
Więc o to chodzi?! Ty się mnie zwyczajnie boisz! –
wykrzyknęłam.
– No...
Nie tyle co ciebie... Twojego brata
– wyjawił –
Wiesz, zdecydowałem się pojechać na święta do Victorii, – Czy
jemu życie nie miłe, że wymawia przy mnie jej imię?! – no i
wróciłem tydzień temu i dowiedziałem się, co się stało... Przepraszam.
–
Dobrze ci radzę, zejdź mi z oczu! Te twoje kiczowate kwiaty odeślę ci jeszcze
dzisiaj – oznajmiłam lodowato – Sową,
żeby nie musieć oglądać twojej szpetnej twarzy.
– Czyli
nie przyjmujesz przeprosin? – zapytał z rezygnacją robiąc minę al'á zbity
pies.
Byłam
gotowa sięgnąć po różdżkę, gdy zza rogu wyszła dobrze znana mi postać. Postać,
którą obecnie pragnęłam zobaczyć najbardziej. James widząc mnie przystanął,
rozchylił lekko usta, lustrując mnie od stóp do głów, po czym uśmiechnął się
zawadiacko.
– Czy
ty mnie czasem nie zdradzasz, skarbie? Bo minę masz, jakbyś chciała się na
kogoś rzucić... Tylko tego mi brakowało, żebyś szlajała się po składzikach z moją
prawie-rodziną, kiedy ja szukam cię od rana. Teddy, czy zauważyłeś, że moja
dziewczyna wygląda dziś wybitnie olśniewająco? Prawie mi dorównuje! –
zagadnął energicznie brunet.
– Wy...
Jesteście razem?! – wykrztusił Teddy.
– No
jasne! –
odparł entuzjastycznie James nim zdążyłam zaprzeczyć i objął mnie jedną
ręką w talii – Ktoś tu jest chyba nie na czasie... A tak w
ogóle, jak się czuje moja ulubiona kuzynka Victoria?
– Czuła
by się lepiej, gdybyś nie włamał się do jej dormitorium i nie wylał na jej
papier toaletowy hektolitrów eliksiru powodującego świąd –
warknął Teddy, co najprawdopodobniej miało być uznane za groźne, ale coś
mu nie wyszło, bo wywołało to tylko moje parsknięcie śmiechem
– Skąd
pomysł, że to byłem ja? – żachnął się Potter z miną niewiniątka –
Zresztą wybacz, stary, ale czas nas goni. Koniecznie przekaż mojej
ulubionej kuzynce pozdrowienia! – dodał i wciąż obejmując mnie w talii ruszył
korytarzem.
Gdy
zniknęliśmy z pola widzenia Teddy'ego James wepchnął mnie do jednej z klas, a
następnie wszedł za mną.
–
Naprawdę jej to zrobiłeś?! – zdążyłam zapytać nim wybuchłam histerycznym
śmiechem.
–
Zawsze skuteczne. Żałuj, że nie widziałaś Flitwicka, gdy na drugim roku to jego
spotkał taki los – odparł chłopak dumnie wypinając pierś.
– Co ci
strzeliło do głowy, żeby nazwać mnie swoją dziewczyną? –
ocierając łzy szczęścia, zadałam kolejne pytanie, choć to, że mnie tak
nazwał, nie przeszkadzało mi nawet w najmniejszym stopniu.
Chłopak
nie odpowiedział, tylko podszedł bliżej i zasłonił mi swoimi dłońmi oczy.
Następnie obrócił mnie o 180 stopni, zbliżył się tak, że czułam na swoich
plecach jego oddech, a w nosie cudowny zapach jego wody kolońskiej, wyszeptał
prosto do ucha ,,Wszystkiego najlepszego, księżniczko'' i odsłonił mi oczy.
Zamiast
surowej, zwyczajnej sali lekcyjnej zobaczyłam nieprawdopodobnie pięknie i
ciepło urządzone pomieszczenie. Podłogą były jasnobrązowe panele drewniane,
chociaż prawie całkowicie niewidoczne, bo w całości przykryte białym dywanem
tak miłym w dotyku, że ciężko to sobie wyobrazić, jeżeli nigdy się czego
takiego nie doznało. Ściany miały przepiękny groszkowy kolor, bardziej
wyrazisty niż łąka po deszczu. Zasłony pokrywała idealna biel, a całości uroku
dodawały unoszące się w powietrzu, pachnące kokosem świece o tej samej barwie.
Na środku pomieszczenia stał malutki stolik do kawy, pełen truskawek, borówek,
malin i innych przepysznych owoców. Na jego środku stała czekoladowa fontanna,
a obok, w niewielkiej miseczce chłodził się szampan.
Nie
wierzyłam w to co widzę. Nie wierzyłam w to, że on to dla mnie przyszykował.
Nie potrafiłam uwierzyć w swoje szczęście, które teraz całkowicie mnie
wypełniło.
Uwolniłam
stopy od ciasnego obuwia i zanurzyłam je w cudownym dywanie. Podeszłam do
małego stoliczka, usiadłam na dywanie i wybrałam jedną z truskawek, a następnie
zanurzyłam ją w płynnej czekoladzie i ze smakiem zjadłam. Gdyby ktokolwiek
zapytał mnie, jak smakuje ambrozja, bez chwili zastanowienia odparłabym, że
właśnie tak, jak ta truskawka. Określenia ,,przewspaniała'', czy ,,idealna'' to
stanowczo za mało. Gdy się nią delektowałam, czułam serce, które James włożył w
przygotowanie dla mnie tego wszystkiego.
Odchyliłam
się w tył, ułożyłam wygodnie na dywanie i zamknęłam powieki pozwalający by
każdy mój zmysł mógł upajać się tą wspaniałą chwilą. Poczułam, że James położył
się tuż obok mnie i mimo, że go nie widziałam, wiedziałam, że się we mnie
wpatruje.
– I
jak? –
zapytał.
Z
powrotem otworzyłam oczy i rzuciłam mu spojrzenie, w którym dokładnie opisałam
całą błogość, radość, ukojenie, wdzięczność i wiele innych pozytywnych emocji,
których właśnie doświadczałam. Nie pamiętam, by kiedykolwiek było mi tak
dobrze.
Rozmawialiśmy
ze sobą spojrzeniami. Słowa były zbędne. Wiedziałam, że wszystko rozumie.
Czułam to. Leżał na boku, podpierając się łokciem i wbijając we mnie swój
wzrok.
Relaksowaliśmy
się tak, co jakiś czas żartując i podkradając ze stołu owoce o boskim smaku, aż
w końcu James wstał, rzucił zaklęcie i przy ścianie pojawił się gramofon z
którego rozbrzmiała wolna muzyka. Podał mi rękę, a gdy ją przyjęłam, pomógł mi
wstać.
Położyłam
ręce na jego barkach, a on na mojej talii i zaczęliśmy tańczyć. Przychodziło
nam to z niezwykłą lekkością. Dopiero po chwili zorientowałam się, że on także
jest boso.
–
Zawsze miałam za złe mamie, że urodziła mnie akurat dziewiątego stycznia. Jest
tyle pięknych miesięcy pełnych ciepłych, słonecznych dni, a ona akurat wybrała
środek zimy. A wiesz co jest w tym najgorsze? Nigdy na urodzinach nie miałam
truskawek! Ja je tak kocham, a ich nigdy nie było! Więc teraz powiedz mi, skąd
ty wytrzasnąłeś te wszystkie owoce o tej porze roku? –
zapytałam, nie mając pojęcia dlaczego mu o tym opowiadam.
–
Magia –
powiedział jedynie i dalej przyglądał mi się wielkimi, czekoladowymi
oczami.
–
Niesamowite – szepnął po chwili pod nosem.
Przechyliłam
delikatnie głowę i zrobiłam zaciekawioną minę.
–
Niesamowite, że po świecie chodzą tak piękne istoty. Niesamowite, że wcześniej
tego nie zauważyłem. Niesamowite, że właśnie tańczę z najbardziej olśniewającą
dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem. Niesamowite, jest też to, jak ta
dziewczyna słodko marszczy nosek gdy się złości. Niesamowite, że tak
nieskazitelnie się uśmiecha. Niesamowite...
– urwał.
Piosenka
się skończyła, a w sali zapadła całkowita cisza. Wpatrywaliśmy się sobie
nawzajem w oczy i poczułam jego delikatną niczym bawełna dłoń na swoim
policzku, a drugą w talii. Dzielił nas może jeden cal, aż nie zmrużyłam powiek,
a James nie przysunął się bliżej. Nasze usta połączyły się w namiętnym i głębokim,
ale subtelnym pocałunku. Czas się dla nas zatrzymał.
Gdy się
powoli do siebie oddaliliśmy, w ułamku sekundy, najlepsza chwila mojego życia
zmieniła się w najgorszą. Przed oczami zobaczyłam scenę z pierwszego roku,
kiedy James mnie obraził, potem kolejne chwile, kiedy ze mnie żartował,
następnie scenę pocałunku jego i Ellie, dalej pojawiła się ta okropna noc,
podczas której prawie zginęłam od zaklęcia brata, aż w końcu sen z wilkami, a
gdy myślałam, że to się zaraz skończy, pojawiła się zupełnie inna wizja.
Znajduję
się w okropnym pomieszczeniu. Rozglądam się wokoło i wszędzie widzę krew, na
ścianach, na podłodze, na suficie. Po chwili na własnej skórze dowiaduję się
czym jest cierpienie. Miliony rozżarzonych igieł wbijają się w każdy mięsień
mojego ciała. Piekielnie ostre żyletki przecinają moje żyły i tętnice, a
olbrzymie młoty gruchoczą kości. Moje ciało wije się po podłodze w
spazmatycznych konwulsjach. Ostatnim widokiem przed śmiercią jest olbrzymi,
czarny, wilczy łeb o szkarłatnych oczach tuż nad moją głową.
Wtedy
się obudziłam. Wciąż stałam w odległości cala od Jamesa, lecz odczuwałam
zupełnie inne emocje niż przed chwilą. Błogość i radość na dobre zniknęły, a
ich miejsce zastąpiło przerażenie, bezsilność i cierpienie.
– Nigdy
więcej tego nie rób – to nie brzmiało jak rozkaz, lecz jak prośba
wypowiedziana w potwornym bólu.
Dopiero po chwili dotarło do mnie co
powiedziałam i zrobiłam. Spojrzałam mu w oczy, a gdy James zobaczył w nich ten
ciężar, te wszystkie okropne emocje zamiast tych, które powinny mi teraz
towarzyszyć, sam się przestraszył. Przestraszył się, że nieumyślnie mnie
skrzywdził i to przez niego się tak czuję. W jego wesołych dotąd ślepiach
zobaczyłam smutek i nienawiść do samego siebie.
Chciałam
wytłumaczyć mu, że to nie jego wina, że on przed chwilą sprawił, że byłam
najszczęśliwszą osobą na Ziemi, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie nawet
słowa. Patrzyłam jak spanikowany wybiega z sali i jedyne co mi pozostawało to
paść na miękki dotąd dywan, który teraz wydawał się ranić bardziej niż
cokolwiek innego i zacząć płakać pogrążając się w rozpaczy.
*
Rozdział jest super! :) Niestety nie mogłam wyobrazić sobie chwili w której Kate je truskawkę, ponieważ nigdy ich nie próbowałam. :( Na tą chwilę z pocałunkiem czekałam od chwili, gdy James zapytał się Kate czy się z nim umówi :D Głupi Teddy! Głupia Victorie! Czy ktoś mi wytłumaczy co to jest świąd? Czekam na następny rozdział :)Ps. Kocham twojego bloga <3
OdpowiedzUsuńDzięki! <3 Mogę zapytać, z jakiego powodu nie jadłaś truskawek? Uczulenie, czy coś? :) Pytam z z czystej ciekawości :D A przywołując definicję prosto z Wikipedii, świąd to nieprzyjemne odczucie pochodzące ze skóry, wywołujące chęć drapania lub pocierania ;) Jeszcze raz dziękuję <3
UsuńNiestety tak, mam uczulenie na truskawki, tak samo jak na orzechy i maliny :( Mogę więc tylko zgadywać jak smakują :'( Dużo weny życzę, bo Twoja historia o Kate jest boska <3
UsuńWspółczuję i dziękuję <3
UsuńWow super
OdpowiedzUsuńAle James tak się postarał o ona to zniszczyła chyba jej nie lubię
Za to Jake i James są the best
Dzięki! :D W sumie to nie była do końca wina Kate, ale tego dowiecie się... w przyszłości :D
UsuńKate mnie coraz bardziej intryguje:) Nie spodobało mi się jej zachowanie, James się stara, ona psuje, nie tego się spodziewałam. No i czekam na cos ze Score'em:)
OdpowiedzUsuńScore na razie siedzi w psychiatryku, więc nie prędko się pojawi xD :P
UsuńJeszcze jedno, wczoraj pierwszy raz zobaczyłam Twojego bloga na laptopie i tekst bardzo zachodzi na prawą stronę:/
UsuńChyba, że to tylko u mnie :")
Wiem, ale niestety nic nie umiem z tym zrobić :/
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDzięki! :D ❤
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, kiedy?🙊😺
UsuńWolę nie pisać, żeby nie zapeszać. Ale cieszy mnie i motywuję, że czekacie :D
UsuńPS: No dobra, właśnie jestem w trakcie pisania ^^
To dobrze^^
Usuń