niedziela, 11 września 2016

Rozdział dwudziesty trzeci

                Siedziałam na tym dachu już od tak dawna, że nie zauważyłam, kiedy wzeszło słońce, a na niebie zaczęły tańczyć ptaki, pokrzykując z podniecenia, gdy delikatny zefir pozwalał im beztrosko szybować w powietrzu. Od strony mieniącego się tysiącami kolorów jeziora dobiegał szum fal. Z lasu docierał pisk malutkich piskląt, jeszcze za małych, aby wznieść się w przestworza.
                Delikatny cień tęczy zaczął wschodzić sponad szmaragdowych koron przeszło stuletnich dębów i zimozielonych sosen, rozciągając się w poprzek budzącego się ze snu nieba i opadając ku jaśniejącym malachitem błoniom. Jaskrawe pasma jabłkowej czerwieni, maślanki, moreli, awokado, jaśminu, ostrygowego różu i nocnego granatu odcinały się na tle szarego nieba. Tak blisko, że chciałam wyciągnąć rękę i dotknąć tęczowego mostu.
                Wzięłam głęboki wdech. Już kiedy przyprowadził mnie tu James, to miejsce wydało mi się magiczne i niesamowite, choć tak naprawdę nic nie widziałam. Teraz, gdy poranne słońce dawało o niebo lepsze warunki do obserwacji niż środek nocy, byłam już całkowicie pewna, że w życiu nie widziałam nic piękniejszego.
                I pomyśleć, że to wszystko miało miejsce zaledwie miesiąc temu. Tak, byliśmy już ze sobą od miesiąca i na szczęście zanosiło się na to, że ten stan prędko nie ulegnie zmianie. Cieszyliśmy się każdą chwilą, którą dane nam było ze sobą spędzić. Istna sielanka.
                Co jest równie wspaniałą wiadomością, przestały mnie męczyć koszmary, a wilki nie pokazały się już ani razu. Zero pobudek z krzykiem w nocy, zero wstawania zlana potem, zero odlotów jak przed ostatnim meczem. Nastała cisza. Miałam tylko nadzieję, że nie jest to cisza przed burzą.
                W ogóle ostatnio moje życie zaczęło przypominać raj. Miałam idealnego chłopaka, wspaniałych przyjaciół, na powrót świetnie mi szło w quidditchu i w dodatku Score wrócił do szkoły.
                Właśnie  –  Score. Czułam się, jakby ten czas w moim życiu był jakimś doskonałym mechanizmem. Wszystkie elementy idealnie ze sobą współgrały, wszystko chodziło  –  dosłownie  –  jak w zegarku, poza jednym, zbuntowanym kołem zębatym. Tym kołem był mój brat. Okey, może nie najlepsza metafora, ale inaczej nie potrafię tego ująć.
                 Po prostu za nic nie mogłam rozgryźć Scorpiusa. Zachowywał się, jakby się na mnie obraził. Unikał mnie, wymigiwał się od rozmowy, a nawet jeśli udało mi się go w końcu złapać, nasz dialog ograniczał się do wymienienia kilku zdań, zazwyczaj o tak prozaicznych tematach jak pogoda, czy szkoła. Szczerze mówiąc, zaczęłam poważnie niepokoić się o jego edukację. Może to brzmi dziwnie, że młodsza siostra martwi się o oceny swojego brata, który daje jej wyraźnie do zrozumienia, że ma ją gdzieś, ale tak właśnie było. Niedawno udało mi się wyciągnąć z Mike'a, że Score notorycznie opuszcza lekcje (co, prawdę mówiąc, wcale mnie nie zdziwiło, z uwagi na to, że nie pojawia się nawet na posiłkach. Czy on w ogóle opuszcza dormitorium!?) i odciął się od wszystkich swoich znajomych. Nie odzywa się do nikogo poza mną i Brownem.
                I dlaczego to wszystko? Dlaczego tak się zachowuje? O co miałby mieć do mnie pretensje? Przecież to on mnie prawie zabił, a nie odwrotnie! Nie... Nie pomyślałam tego... Ja naprawdę nie mam o to do niego żalu, bo wiem, że to nie on... a przynajmniej nie w pełni świadomie.
                Starałam się odrzucić od siebie ten temat, ale on powracał jak bumerang. Po co w ogóle zaczęłam o tym myśleć?! Ehh...
                Nagle poczułam przemożną potrzebę porozmawiania z kimś o tym. W pierwszej chwili pomyślałam o Albusie, co było u mnie dość naturalnym odruchem, jednak zaraz pojawiły się wątpliwości. Co prawda pomiędzy mną, a Alem nie było żadnego otwartego konfliktu, ale od kiedy pojawiła się Madison... Ehh, po prostu rzadziej ze sobą rozmawialiśmy, a już na pewno nie mówiliśmy sobie o wszystkim... Zresztą teraz sama już nie wiedziałam, czy kiedykolwiek było tak, że nie ukrywaliśmy przed sobą absolutnie nic.
                Ale wracając do tematu  –  nie miałam ochoty gadać z Alem, zatem do głowy przyszedł mi pomysł, żeby porozmawiać z Jamesem.
                Nigdy nie wysyłałam wiadomości patronusem, więc nie byłam pewna jak to się robi, a mimo to wyjęłam różdżkę, pomyślałam o ostatnim moim pobycie z Jamesem na tym dachu i wyszeptałam formułę. Z różdżki wystrzelił obłok srebrzystobiałej pary, która po chwili przybrała kształt wilka.
                – Cześć, mogłabyś...  –  tu się na chwilę zawahałam. W końcu skąd miałam wiedzieć, jaką płeć ma mój patronus?! Coś mi jednak mówiło, że to wadera, dlatego też takiej formy użyłam  – zanieść dla mnie jedną wiadomość do Jamesa Pottera?
                Trudno mi opisać, jak dziwnie się czułam gadając z chmurą. Owy obłok był jednak całkiem pojętny, bo choć nie odpowiedział (a raczej odpowiedziała) mi ludzkim głosem (dzięki Merlinowi!), to pokiwała głową, na znak zgody. Powiedziałam więc gdzie jestem i że bardzo chciałabym z nim teraz pogadać. Gdy wilczyca pognała w powietrzu w dół wieży, moją głową znowu zawładnęły myśli.
                Tym razem wybiegłam w przyszłość. Jeśli chodzi o szkołę, to czekały mnie SUMy, do których nawet jeszcze nie zaczęłam się przygotowywać. Quidditch. Został nam ostatni mecz w tym sezonie. Z Gryffindorem. Z jednej strony, byłam podekscytowana możliwością rywalizacji z Jamesem, a z drugiej wiedziałam, że to spotkanie nie będzie się zaliczało do najprostszych. Bynajmniej.
                Postanowiłam jednak nie zadręczać się dłużej tymi myślami i przeszłam dalej.
                Te wszelkie sprawy związane z tym co będzie przytłaczały mnie bardziej niż cokolwiek co się już wydarzyło. Może to dlatego, że nic nie było pewne? Wszystko mogło się zdarzyć, lub nie. Choćby nie wiem ile się o niej myślało, czy starało ją jakoś zaplanować, przyszłość wciąż pozostawała niewiadomą.
                Na szczęście James zjawił się nadspodziewanie szybko i oderwał mnie od tych wszystkich ponurych myśli. Początkowo byłam tak zaabsorbowana rozmyślaniem, że nawet go nie zauważyłam. Spostrzegłam go dopiero gdy podszedł bliżej i usiadł obok mnie na szaro-czarnych dachówkach. Na powitanie pocałował mnie w policzek.
                – Cześć, piękna  –  Na jego twarzy jak zwykle widniał szeroki uśmiech.
                – Cześć, James  –  Na końcu języka miałam zdanie ,,Prosiłam cię, żebyś mnie tak nie nazywał'', ale w gruncie rzeczy lubiłam gdy to robił. To było bardzo w jego stylu.           
                – Wcześnie cię z łóżka wyrwało. Nie mogłaś spać?
                – Nie, spało mi się świetnie. Po prostu muszę z kimś pogadać  –  Wolałam nie mówić mu o tym, że siedzę tu od dobrych kilku godzin.  
                – Coś się stało?  –  zainteresował się.
                Odetchnęłam głęboko. Przysunęłam się bliżej, oparłam głowę o jego ramię i zaczęłam mówić. Biło od niego przyjemne ciepło, które poczułam gdy objął mnie w talii. Nie przerywał mi dopóki nie skończyłam dzielić się z nim swoim zmartwieniem. Co jak co, ale słuchaczem to James był naprawdę dobrym.
                – Wiesz co, Kate, jak tego słucham to cieszę się, że największy konflikt jaki ja miałem z bratem polegał na tym, kto pierwszy ma iść do łazienki, kiedy obaj byliśmy umówieni na randkę  –  podsumował.
                Parsknęłam śmiechem.
                – A tak poważnie, to dałbym mu czas. Znaczy... Odpuście sobie. Dawno go tu nie było, a w tym czasie co nieco się pozmieniało. Musi się do tego przyzwyczaić, z powrotem zaaklimatyzować.
                – Łał, James, nie wiedziałam, że ty znasz takie trudne słowa! ,,Zaaklimatyzować'' ma aż siedem sylab, szalejesz!
                Zaśmialiśmy się oboje.
                Mogłam sobie z niego szydzić dowoli, ale prawda była taka, że James umiał idealnie postępować z ludźmi. Wyczuł, że to wszystko zaczęło mnie przytłaczać, więc na początku zażartował, żeby mnie rozśmieszyć. Kiedy już poprawił mi humor mógł odpowiedzieć poważnie, udzielając dobrej rady. Chyba już zawsze będę mu zazdrościć tego wyczucia, umiejętności dobrej oceny sytuacji i charyzmy. Na brodę Merlina, czy on naprawdę musi być we wszystkim taki idealny?   
                – No nie wiem... Nie chcę go zostawiać ze wszystkim samego. Chcę, żeby czuł, że jestem przy nim.
                – Kate, on na prawdę nie jest już małym chłopcem. Zresztą, jest tu dopiero od dwóch tygodni. Przyzwyczai się, tylko daj mu czas.
                Słowa Jamesa nieco podniosły mnie na duchu. Postanowiłam nie ciągnąć tematu, żeby nie wyjść na histeryczkę. Czułam jednak, że to nie jest takie proste. Coś między mną, a moim bratem się zepsuło i miałam przeczucie, że sam czas tego nie naprawi
                Z drugiej strony rozumiałam podejście mojego chłopaka. Nikt, kto patrzyłby na to z boku by tego nie zrozumiał. Dlaczego to Score ma być tym pokrzywdzonym, skoro to również on rzucił zaklęcie? Czy to nie mój brat powinien teraz starać się, żebym nie była na niego wściekła? Skoro jest starszy, to chyba on powinien się o mnie troszczyć, nie? Te pytania wydają się naturalne dla wszystkich oprócz mnie. To naprawdę nie jest takie proste, na jakie wygląda.
                ,,A może właśnie jest?''  –  odezwał się cichy głosik z tyłu głowy  – ,,A ja tylko wmawiam sobie, że jest inaczej, żeby usprawiedliwić swoje zamartwianie się, tęsknotę i nieumiejętność zrozumienia sytuacji?''.
                – Hej, Ziemia do Kate! Jesteś tam jeszcze?  –  ponownie wyrwał mnie z rozmyśleń James, za co miałam ochotę mu podziękować.
                – Jestem, jestem. Przepraszam, zamyśliłam się.
                – Od rana masz taki melancholijny humor? 
                – Tak. Chociaż... Nie. Wcześniej, gdy nie myślałam o Scorpiusie, a o całej reszcie mojego życia, byłam szczęśliwa. Nie uważasz, że ostatnio układa nam się jak w raju?
                – To prawda. Chciałbym, żeby to się już nie zmieniało. Ale wiesz, na naszym idealnym życiu jest jeszcze jedna rysa.
                – Czyżby?  –  postanowiłam przemilczeć, że niezbyt spodobało mi się porównanie Score'a do rysy. Wolałam gdy był kołem zębatym.
                – Ano. I ta rysa nazywa się Jacob Zabini. Możesz mi powiedzieć, co zamierzasz z nią zrobić?
                – Aha. Ta rysa. Jeszcze jedno irytujące kółko zębate, które nie chce się kręcić w tą stronę co potrzeba...  –  mruknęłam.
                – Dokładnie. To znaczy... Co?! Jakie znowu kółko zębate?  –  ponownie parsknęłam śmiechem na widok miny Jamesa.              
                Ale faktycznie  –  sprawa Jake również pozostawała dotąd nierozwiązana. Aż się zdziwiłam, że wcześniej o nim nie pomyślałam.
                – Nie ważne. A co do pytania: nie wiem, James. Nie chciałabym tracić kogoś takiego jak Jake, ale z nim rozmawia się jeszcze ciężej niż z moim bratem. Wszystko obraca w żart, zasłania się sarkazmem, nie da się z nim porozmawiać poważnie. Unika sytuacji, w których bylibyśmy sami i wreszcie moglibyśmy pogadać. Ja... Nie wiem, czy jest sens ratować tę przyjaźń. Albo inaczej: czy jest szansa, żeby ją jeszcze uratować. 
                James dłuższą chwilę zwlekał z odpowiedzią. W tym czasie zdążyłam przyłapać się na tym, że mu się przyglądam.
                 Już na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie chłopaka, który lubi pakować się w kłopoty. Jego włosy wyglądały niechlujnie, a jednak przyjemnie, jakby tą fryzurą chciał powiedzieć ,,Nie chciało mi się czesać po wstaniu z łóżka, ale i tak wyglądam wspaniale''. Miał na sobie fioletową koszulkę i dżinsy. Majestatycznie wpatrywał się w dal, a promienie słońca nadawały jego zwykle dosyć bladej skórze przyjemnej barwy karmelu. A on wciąż siedział spokojnie, najprawdopodobniej nie zdając sobie sprawy, jak niesamowicie wygląda.
                – Wiesz co, Kate, dużo opowiadałaś mi o swoich przyjaciołach. Przyjemnie było posłuchać o twoich przygodach z Julie, czy z moim bratem, naprawdę. Dobrze wiesz, że nie raz rozbawiałaś mnie tym niemal do łez. Ale... Kiedy mówiłaś o Jake'u, wszystko schodziło na dalszy plan. Słuchając o nim tych wszystkich historii, w mojej głowie pojawiał się pewien obraz. Obraz osoby, której nie mogłoby zabraknąć w twoim życiu. Czy to nie on ratował cię od nudy w każde wakacje? Czy to nie jego znasz jak nikt inny? Czy to nie z nim przyjaźnisz się od dziecka? Kate, ja sam mogłem tylko pomarzyć o takiej przyjaźni. Owszem, miałem Ryana i Freda, ale... to zupełnie co innego. Więc myślę że: tak, jest sens ratować tę przyjaźń.
                – Och, James...
                Pocałowałam go. Chciałam mu tym podziękować, za to co właśnie powiedział. Nie był głupio zazdrosny, mimo że mówił o swoim potencjalnym rywalu, bo i tak wiedział, że nie ma do tego powodu. Zamiast tego zrobił coś o wiele lepszego.
                – Więc myślisz, że powinnam...
                – Z nim porozmawiać. Tak. I to jak najszybciej  –  dokończył za mnie  –  Z tego co wiem, to nie gadacie ze sobą od ponad miesiąca, więc jeszcze trochę, a żadne z was nie będzie potrafiło schować dumy do kieszeni i się pogodzić.
                Odwróciłam na chwilę wzrok, żeby po raz ostatni dzisiaj nasycić oczy tym pięknym widokiem.
                – Dzisiaj mamy piątek, nie?  –  zagadnęłam pogodnie.
                – No tak, a co?
                –Myślisz, że zdążyłabym jeszcze przed śniadaniem...  –  nie zdążyłam dokończyć, bo James zamknął mi usta pocałunkiem.
                – Leć  –  powiedział  –  Leć, tylko nie zapomnij, że ja też cię kocham. No i nie baw się za dobrze, bo będę zazdrosny!
                Posłałam mu najbardziej wdzięczny uśmiech, na jaki było mnie stać, po czym wstałam i przeszłam przez dziurę w dachu. Zbiegłam po schodach, potem po następnych i nie zatrzymywałam się aż do momentu, kiedy znalazłam się w pokoju wspólnym.
                W końcu stanęłam przed drzwiami, które zdobiła srebrna plakietka o treści: Potter Albus i Zabini Jacob. Przez chwilę się wahałam, ale w końcu wzięłam głęboki wdech i zapukałam trzykrotnie.
                Na chwilę ogarnęła mnie panika. Miałam ochotę stamtąd uciec, zniknąć na schodach nim ktokolwiek zdąży mnie zauważyć. Wiedziałam jednak, że muszę walczyć z tym pragnieniem. W innym wypadku nigdy bym tu nie wróciła.
                W końcu usłyszałam odgłos kroków i po chwili w drzwiach stanął Jake.
                Z początku na jego twarzy malowało się zaskoczenie, potem zainteresowanie, ale w końcu zastąpił je wyraz obojętności i znudzenia. Miałam wręcz wrażenie, że jest nieco zirytowany moim widokiem.
                – Cześć, Jake   –  usiłowałam nie tracić rezonu, choć jego wzrok wydawał się mówić coś w stylu ,,A, to tylko ty. Po co tym razem zawracasz mi głowę?''  –  Masz ochotę zjeść ze mną śniadanie?
                Dopiero gdy to powiedziałam zdałam sobie sprawę z tego jak: a) bardzo źle sformułowałam to pytanie, b) głupio to zabrzmiało. Logiczne było, że nie ma ochoty jeść ze mną śniadania, skoro od miesiąca nie naszła go ochota, żeby się chociażby do mnie odezwać.
                – Śniadanie.  –  powtórzył  –  Ty chcesz zjeść ze mną śniadanie.
                – No. Widzisz w tym coś dziwnego?
                – Nie, nie. Absolutnie! No, może poza tym, że całkiem niedawno dosyć dobitnie dałaś wszystkim do zrozumienia z kim chcesz jadać śniadania. O ile mnie pamięć nie myli, nie byłem to ja. Co jest, Potter się już tobą znudził, czy jak?
                Auć.
                Tymi słowami nie tylko mnie uraził, ale i wkurzył, a w dodatku do tego stopnia, że miałam ochotę trzasnąć go w twarz i odejść. Ale on mnie ubiegł.
                Jak tylko to powiedział, rzucił mi szyderczy uśmiech, odwrócił się na pięcie i wrócił do dormitorium.
                Kiedy on się stał taki wredny?  –  zapytałam w myślach samą siebie.
                Zgaduję, że mniej więcej wtedy, kiedy złamałaś mu serce. Ale to tylko wolna sugestia  –  odparł cichutki głosik z tyłu głowy. Czy sumienie zawsze jest takie bezpośrednie?
                A, no tak. Już prawie zapomniałam. Dzięki.  –  odpowiedziałam i powróciłam do rzeczywistości, bo gadanie z głosami w swojej głowie to chyba nie jest przejaw pełnego zdrowia psychicznego
                Jake nie stał już w drzwiach, ale zostawił je otwarte. Pomyślałam, że to niezła metafora. Dał mi wybór. Mogłam stchórzyć i uciec, co byłoby równoznaczne z zerwaniem raz na zawsze naszej przyjaźni. Ale mogłam też pójść za nim, choć nie czekało mnie tam nic prostego ani miłego, co dał mi do zrozumienia odwracając się.
                Ale jak to często bywa, złość na to jak mnie potraktował, zadziałała bardziej motywująco niż cokolwiek innego. Nawet jeśli bym się z nim nie pogodziła, to miałam ochotę po prostu na niego nakrzyczeć. W dodatku spodziewałam się, że myślał, że odejdę, dlatego postanowiłam zostać, chociażby z przekory.
                Dlatego wzięłam głęboki oddech, uśmiechnęłam się pod nosem i przeszłam przez próg.
                Moim oczom ukazało się zwyczajne, dwuosobowe dormitorium, w którym zresztą już kilka razy byłam. Dwa łóżka o szmaragdowej pościeli ustawione pod ścianami, mały regalik na książki i proste, drewniane biurko. Nic szczególnego
                Jake zdążył się już rozłożyć na łóżku i leżał teraz na plecach z rękami pod głową. Wpatrywał się w sufit. Z łazienki dobiegał szum wody.
                Nie miałam pomysłu jak zacząć rozmowę, a i Jake się do niego nie kwapił, więc po prostu zaczęłam przechadzać się po pokoju. Na biurku znalazłam parę magazynów sportowych i ulotek reklamowych oraz kilka plakatów znanych drużyn. Wśród takich liderów jak Młoty z Haileybury, czy Zjednoczeni z Puddlemere znalazły się też zespoły mniej znane, na przykład Komety z Innsbrock czy Niezłomni z Villach. Obie te nazwy nic mi nie mówiły, co mnie zdziwiło, bo interesowałam się światem quidditcha. Uznałam to za dobry temat na początek rozmowy.
                – Co to za zespoły?  Nigdy nie słyszałam o Kometach z Innsbrock, ani o Niezłomnych z Villach...
                – Austriackie  –  mruknął  niechętnie Jake.
                – Lubisz ich?  –  ciągnęłam, ciesząc się w duchu, że udało mi się z nim nawiązać chociaż cienką nić rozmowy.
                – Nawet. Są nieźli.
                Odłożyłam karteczki reklamujące te drużyny z powrotem na biurko. Ciszę jaka zapanowała mącił jedynie dochodzący z łazienki szum wody. Gdy spojrzałam na Jake'a zobaczyłam, że już nie leży, a siedzi na łóżku.
                – Jak ci się układa z Potterem?
                To pytanie uderzyło we mnie jak grom z jasnego nieba. Zupełnie nie spodziewałam się usłyszeć tych słów z ust Jake'a. O dziwo zachowałam jednak spokój.
                – Jest cudownie. Nigdy nie byłam taka szczęśliwa  –  powiedziałam lakonicznie.
                – To świetnie.
                Jake wypowiedział te słowa w taki sposób, że zabrzmiały prawie szczerze, ale za długo go znałam żeby nie wiedzieć, że musiał się bardzo postarać, żeby nie wycedzić ich przez zęby.
                – Może jednak przejdziemy się na to śniadanie? Dawno nie jadłam w towarzystwie przyjaciela.
                – Jasne!  –  iskierka nadziei  –  Twój przyjaciel, Albus, jest pod prysznicem. Wróć później –  ojej, właśnie zgasła.
                Westchnęłam.
                – Aleś ty ostatnio zabawny...
                – No wiem. A ty za to strasznie drętwa i znerwicowana.
                – Doprawdy?
                Jake wstał z łóżka.
                – Owszem. Ale ja mam pewną teorię na ten temat. Po prostu James za słabo całuje.
                Parsknęłam śmiechem.
                – Na pewno lepiej niż ty.
                Tym razem to Jake się roześmiał.
                – Oh, tak?
                – Tak. Dokładnie. Jest też przystojniejszy, inteligentniejszy...  –  zaczęłam wymieniać ze zgryźliwością połączoną z rozbawieniem.
                – A no tak! Prawie zapomniałem, że w niczym nie mógłbym równać się ze Szkolnym Królem Wspaniałości.
                Z każdej jego wypowiedzi wręcz wylewała się ironia
                – No wiesz, z tym mózgiem wielkości orzeszka...
                – Chyba kokosowego!
                – Ha! Chciałbyś.
                Kiedy zakończyła się ta szybka wymiana zdań czułam radość, ponieważ od dawna nie udało nam się utrzymać rozmowy tak długo. Owszem, droczyliśmy się, ale chyba żadna strona nie starała się jakoś szczególnie dopiec drugiej osobie. Wiedziałam jednak, że muszę to wykorzystać, bo kolejna szansa na wdrożenie bardziej poważnych tematów mogła się już nie nadarzyć.
                – Wiesz co, Jake? Jest jedna cecha, której naprawdę mógłbyś się od niego nauczyć.   
                Parsknął sarkastycznym śmiechem.
                – Ooo, a to ciekawe. Czekaj, zgadnę! Na pewno chodzi ci o... skromność! Tak, zdecydowanie wszyscy napuszeni pozerzy powinni się jej od niego uczyć! A ile w nim skruchy!
                – Nie. Chodzi mi o...  –  ledwo zdążyłam to powiedzieć, a znowu mi przerwał.
                – Nie?  –  Jake udawał szczerze zaskoczonego  –  A, no tak! To musi być... Wierność i stałość w uczuciach! Bezapelacyjnie to jego największa cnota!
                – Czepiasz się go, że kiedyś był taki, a nie inny, a tym czasem sam miałeś dziewczynę, choć podobno już wtedy kochałeś mnie...
                – Nie uważasz, że ,,miałeś dziewczynę'' brzmi minimalnie lepiej niż ,,miałeś trzydzieści dziewczyn''?  
                – Ale James przynajmniej był w tym wszystkim szczery. Otwarcie powiedział mi co czuje i nie musiałam się niczego domyślać.
                – A ja nie byłem szczery?!  Też ci powiedziałem co czuje!
                – Ale po ilu latach, Jake? Sądziłeś, że będę na ciebie czekać, nawet nie wiedząc, że traktujesz mnie jako kogoś więcej niż przyjaciółkę?! A może nie sądziłeś, że ktokolwiek może się mną zainteresować?!
                Udał, że się zakrztusił.
                – No wiesz, z taką twarzą... 
                Zamilkł, kiedy zgromiłam go wzrokiem.
                – Nawet nie próbuj teraz żartować.
                – Więc co mam robić, jaśnie pani?
                – Powiedzieć mi, dlaczego tyle z tym zwlekałeś.
                Odwrócił wzrok.
                – Wiesz co myślę? Nie czułeś zagrożenia, gdy na horyzoncie nie miałeś rywali, więc nie zawracałeś sobie mną głowy. Dopiero kiedy ktoś się pojawił, pofatygowałeś się do mnie i pocałowałeś, licząc że od tak będę cię kochać. Po prostu nie chciałeś się mną dzielić, mimo że do tamtego momentu wcale cię nie obchodziłam.
                Zrobiłam pauzę.
                – Zresztą, to nie ważne. Zadecydowało co innego: James się o mnie starał.
                Spojrzał na mnie, a mi serce omal nie pękło na pół widząc jego smutny wzrok.
                – A ja nie?! Przez tyle lat się starałem, żebyś zobaczyła we mnie kogoś więcej! W każde wakacje, codziennie się spotykaliśmy i gdzieś razem chodziliśmy. Wychodziłem z siebie, żeby cię rozśmieszyć, starałem czasami subtelnie wplatać w to komplementy... A ty to wszystko konsekwentnie ignorowałaś. Odsuwałaś mnie od siebie, nie pozwalałaś do siebie zbliżyć...
                – Jake, przestań. To nie tak...
                – Nie znam innej dziewczyny, która na to wszystko pozostawałaby ślepa. Nadal uważasz, że się nie starałem?
                Z trudem powstrzymywałam drżenie warg.
                – Ale dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej? Dlaczego czekałeś, aż było za późno?
                – A dlaczego ty nie powiedziałaś Lupinowi co czujesz?
                Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale Jake kontynuował.
                – Nie odpowiadaj. Ja to zrobię: myślałaś, że on czuje to samo. A jeśli nie, to głupio byś się poczuła, gdybyś wyskoczyła z wyznaniem miłosnym i okazałoby się, że on ma cię tylko za przyjaciółkę. Nie pytaj skąd wiem. To jest teraz nie ważne.
                Zapanowała cisza, podczas której żałowałam, że nie mam drugiego serca, które mogłabym oddać Jake'owi.
                – W końcu pojawił się Potter. Od początku wiedziałem, że może być problemem, więc starałem się jeszcze bardziej. Ale ty już byłaś skupiona na nim. W końcu poczułem desperację. Nie wiedziałem co robić, więc zebrałem w sobie całą odwagę i postanowiłem przestać tchórzyć. Powiedziałem ci o wszystkim, dbając o to, żebyśmy wcześniej miło spędzili czas.
                – A ja cię odepchnęłam  –  dokończyłam za niego.
                – Właśnie. Teraz już wiesz co siedziało cały czas w mojej głowie, więc możesz wysnuwać wnioski.
                Znów zapanowała cisza. Nie wytrzymałam. Podeszłam do Jake'a i przytuliłam go
                – Przepraszam cię, Jake. Przepraszam, że byłam taka głupia i ślepa.
                Poczułam, że chłopak zaczął odwzajemniać uścisk. Jedną rękę delikatnie wplótł w moje włosy, a drugą objął mnie w talii. Zganiłam się za myśl, że jego dotyk bardzo przypomina ten Jamesa.
                Nie odzywał się, więc ja postanowiłam to zrobić.
                – Żałuję... Żałuję, że to wszystko nie potoczyło się inaczej. Gdybym tylko wiedziała... 
                – Ja też żałuję  –  przerwał mi i powoli zaczął się odsuwać  –  Ale teraz to już nie ma znaczenia. Masz Jamesa. Jesteś z nim szczęśliwa. To widać. Ja nie zamierzam wam tego psuć.
                Po tych słowach minął mnie i ruszył do drzwi. Słyszałam, jak jego buty stukały o posadzkę, a w mojej głowie trwała burza myśli.
                – Nie zepsujesz  –  zapewniłam jego, jak i samą siebie  –  Tylko nie odchodź  –  poprosiłam odwracając się w jego stronę  – Błagam, Jake.
                Dopiero po ostatnich słowach się zatrzymał. Przechylił głowę w prawo, tak że widziałam jego profil.
                – Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy w stanie sprawić, by było jak dawniej. Ja w tej chwili na pewno nie jestem gotowy. Ale jeśli ten kretyn, Potter, kiedykolwiek cię skrzywdzi, będę obok.
                Wyszedł.
                Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Kopnęłam z całej siły w nogę łóżka. Wywróciłam regał. Nic jednak nie przynosiło ukojenia.
                W końcu usiadłam na podłodze i oparłam się o zimną ścianę. Dopiero wtedy zauważyłam, że w drzwiach łazienki stoi Albus. Szum wody ustał już dawno. Al spojrzał na mnie z czułością i pokręcił przecząco głową. Następnie usiadł tuż obok, a ja wygodnie oparłam głowę na jego ramieniu. Poczułam bolesne pulsowanie w piszczelu, którym kopnęłam w łóżko.

*

Kilkanaście godzin później...
PERSPEKTYWA JAKE'A
                Siedziałem w pokoju wspólnym myśląc o porannej rozmowie z Kate. Myśli krążące wokół tych wydarzeń od początku nie dawały mi spokoju. Heh, zabawne że zdecydowała się na rozmowę akurat w chwili, gdy zacząłem już sobie wszystko układać. Najwyraźniej nie chciała, żebym przestał o niej myśleć. Ta, bardzo zabawne.
                Ale czy naprawdę tak jej zależało, jak mówiła? Czy rzeczywiście o niczym nie wiedziała? A może znowu chce sobie po prostu pogrywać?
                Jednak w środku byłem pewien, że ona taka nie była.
                Nagle coś się zaczęło dziać. Podniosłem wzrok znad podręcznika, który niby czytałem, ale byłem zbyt zajęty rozmyśleniami, by się na nim skupić. Zobaczyłem, że przez grupę stojącą najbliżej drzwi ktoś się przepycha. Zaraz potem wypadł z niej Al i w kilku krokach znalazł się obok mnie. Wyglądał świnka morska z przydługą czupryną... Czyli w sumie jak zawsze. Tym razem jednak, był też nieźle zaaferowany i zmartwiony. Gdy tylko do mnie dotarł odezwał się bardzo stanowczo.
                – Słuchaj, stary, idź na korytarz na parterze. Tam się spotkamy. Idę po dziewczyny.
                Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, ale on nie czekał na odpowiedź, tylko od razu się odwrócił. Takie zachowanie było do niego zupełnie niepodobne. Coś musiało się stać.
                – Al!  –  zatrzymałem go  –  Co się dzieje?
                Odwrócił się i odpowiedział idąc tyłem w kierunku schodów do dormitorium dziewczyn.
                – Kate zniknęła. Musimy ją znaleźć. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czekam na dużo opinii i konstruktywnej krytyki :D Nowy rozdział już niedługo ;)

14 komentarzy:

  1. Kurczę, ten blog już mi w ogóle nie przypomina tego którym był jakieś pół roku temu... Za mało magii i Hogwartu i ogólnie już brak tego wspaniałego klimatu, który uwielbiałam. Za dużo Jamesa. Na początku: James - wesoły żartowniś, Kate - fajna dziewczyna, sarkazm, quidditch... No tak, quidditch... Może jakiś rozdział o treningu? Już praktycznie zapomniałam o Scorpiusie... Może już wytłumaczysz jego zachowanie, co? Mam nadzieję, że inne rozdziały przypadną mi do gustu, bo... No dobrze, przestaję hejtować, ale dodaj do następnych rozdziałów trochę magii. Proszę... Pozdrawiam... Liczę na więcej... I by było ciekawiej... Anonim...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Wcześniej przy pisaniu ceniłam sobie to, że potrafiłam prowadzić jednocześnie wiele wątków i dużo więcej się działo. No i faktycznie wtedy bardziej koncentrowałam się na samej szkole, magii itd. A teraz... Zdecydowanie za bardzo skupiłam się na wątku miłosnym. Za dużo opisów emocji, a za mało przygód, czy interesujących wydarzeń. Wiem, że w pewnym momencie popełniłam błąd i teraz bardzo tego żałuję, jednak jest to moje pierwsze, dłuższe opowiadanie, dlatego zdaję sobie sprawę, że ono nigdy nie będzie idealne.Co do quidditcha, to: a)w zasadzie każdy trening wygląda bardzo podobnie, dlatego nie chcę wprowadzać monotonii, b)na horyzoncie nie było żadnych meczy, dlatego ilość treningów w szkole ograniczyła się do minimum (co niedługo się zmieni). Natomiast wyjaśnienie sprawy Scorpiusa będzie po części w przyszłym rozdziale, ale do pełnego rozwiązania musisz jeszcze trochę poczekać.
      Bardzo, bardzo dziękuję Ci za ten komentarz. Dzięki niemu wiem co poprawić i czego mi ostatnio brakowało w tym opowiadaniu. Postaram się zastosować do Twoich rad. Pozdrawiam, Anonimku i miło mi, że jesteś ze mną od tak dawna :D

      Usuń
  2. Hej, hej.

    Z góry mówię, że rozdziału jeszcze nie przeczytałam, bo dopiero co mi laptopa z naprawy oddali, ale widzę komentarz u góry.
    Osobiście uważam, że Kate, James i reszta wyrośli już z przygód, a po co pisać kolejnego Pottera? Przecież to fanfiction.:) Co do qudditcha — po jaka cholerę pisać po pierdyliard to samo? Uważam, że Jamesa jest tyle, ile ma być.

    Reasumując, jest dobrze. Opowiadanie bardzo mi się podoba, jest tak łatwe do czytania, wesołe i po tak ciężkim dniu, jak dzisiaj miałam — jest idealne.

    Pozdrawiam cię bardzo serdecznie,
    lady Delphie:3

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej. Przeczytałam.
    I nie mam siły na jakiś odpowiedni komentarz, bo czuję się, jakbym zaraz miała umrzeć XD
    Rozdział świetny. Po prostu.
    Dużo Kate i Jamesa, pojawił się Jake, trochę brakuje mi Score'a. To tak w skrócie XD
    Może później uda mi się wymodzić jakiś dłuższy komentarz, ale to później.
    Pozdrawiam cieplutko,
    lady Delphie:3

    OdpowiedzUsuń
  4. Lady Delphie:3, cieszę się, że tak uważasz. Bardzo miło mi jest czytać takie komentarze, ale... czy naprawdę niczego Ci tu nie brakuję? Kiedyś, jeszcze pod pseudonimem Lady Misty Mistery (to byłaś ty, prawda? XD) napisałaś, że chciałabyś przeczytać coś w stylu akcji ze śmierciożercami, która pojawiła się w prologu. Zmieniłaś zdanie? Wolisz czytać o wątku miłosnym?
    No i cóż mam zrobić z takimi skrajnie różnymi zdaniami moich czytelników? Chyba muszę się postarać posłuchać obu komentarzy, tak żeby to jakoś zrównoważyć i wszystkich zadowolić. A przy okazji nie pogubić się we własnej wizji tego fanfiction...
    Również pozdrawiam i dziękuję, że jesteś i piszesz <3

    OdpowiedzUsuń
  5. A najlepiej i wątek miłosny, i coś w rodzaju śmierciożerów xD Taki melodramat XD
    Ale pisz jak uważasz, to twój fanfik, lepiej ci niczego nie narzucać.:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy można się spodziewać następnego rozdziału?

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurczę nie wiem czy już powinnam ci wierzyć. Piszesz: Nowy rozdział już niedługo. Czyli kiedy masz na myśli? Za miesiąc? Heloł kobieto mamy już październik a ty nic na bloga nie dodałaś od 11. W sumie bardziej blog mi się podobał, gdy nie chodziła z Jamesem. Teraz będzie tak nudno i idealnie, co? Jake lepszy. Albo Katie z nim będzie, albo go zabij, bo nie widzę sensu by dalej był w fanfiku. Możesz też zabić Scorpiusa lub wysłać znowu do Munga by nie musieć o nim pisać. Może zrobisz Katie wroga co? Przecież tytuł opowiadania to "Córka Wroga" a ja nadal nie ogarniam dlaczego taki hejt spada na Dracona, jako wroga. Zmień najlepiej tytuł. Mam pomysł: blogktoregoautorkadodajecosraznamiesiac.pl lub dodupyfanfik.pl Fajne co nie? Bardziej podoba mi się jednak lubiepisacmamnatoczasaleniebededodawacnicnablogaprzezmiesiacchocbysiewalilo.dupa I tylko spróbuj nie zezwolić na publikację tego postu. Znam twoje imię i nazw

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolisz, że to ja będę decydować, jaki będzie tytuł bloga, wokół kogo będzie się koncentrować akcja i jak potoczą cię losy bohaterów? Dzięki, miło z twojej strony ;)

      Usuń
  8. Dobra nie zezwalaj na publikacje postu ok?

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam Was wszystkich, że musicie tak długo czekać, ale w następnym rozdziale chciałam napisać coś o tematyce z którą rzadko kiedy mam do czynienia. Poprawka. Nigdy czegoś takiego nie pisałam/czytałam/oglądałam. Dlatego to tyle zajmuję! Wierzcie mi lub nie, ale następny rozdział już napisałam. Siedem razy. I za każdym podejściem czegoś mi w nim brakuje, wydaje się nie naturalny itd. Wiem, kiedy coś czytam też nie lubię długo czekać na kolejny fragment opowieści, ale musicie mnie zrozumieć. Nie chcę tu wrzucać syfu. Muszę coś o tym poczytać, pooglądać i dopiero wtedy postaram się to zrozumieć. Wzięłam na siebie coś, czemu nie jestem w stanie tak od razu podołać. Ale dam radę. Dlatego na razie mogę Was jedynie prosić o cierpliwość i wyrozumiałość.
    Pozdrawiam cieplutko,
    Hedwiga

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejtem naprawdę nie należy się przejmować.:)

    OdpowiedzUsuń
  11. A tak btw, to gdzie ja bym mogła zareklamować swojego bloga?^^

    OdpowiedzUsuń