Siedziałam
na tym dachu już od tak dawna, że nie zauważyłam, kiedy wzeszło słońce, a na
niebie zaczęły tańczyć ptaki, pokrzykując z podniecenia, gdy delikatny zefir
pozwalał im beztrosko szybować w powietrzu. Od strony mieniącego się tysiącami
kolorów jeziora dobiegał szum fal. Z lasu docierał pisk malutkich piskląt,
jeszcze za małych, aby wznieść się w przestworza.
Delikatny
cień tęczy zaczął wschodzić sponad szmaragdowych koron przeszło stuletnich
dębów i zimozielonych sosen, rozciągając się w poprzek budzącego się ze snu
nieba i opadając ku jaśniejącym malachitem błoniom. Jaskrawe pasma jabłkowej
czerwieni, maślanki, moreli, awokado, jaśminu, ostrygowego różu i nocnego
granatu odcinały się na tle szarego nieba. Tak blisko, że chciałam wyciągnąć
rękę i dotknąć tęczowego mostu.
Wzięłam
głęboki wdech. Już kiedy przyprowadził mnie tu James, to miejsce wydało mi się
magiczne i niesamowite, choć tak naprawdę nic nie widziałam. Teraz, gdy poranne
słońce dawało o niebo lepsze warunki do obserwacji niż środek nocy, byłam już
całkowicie pewna, że w życiu nie widziałam nic piękniejszego.
I
pomyśleć, że to wszystko miało miejsce zaledwie miesiąc temu. Tak, byliśmy już
ze sobą od miesiąca i na szczęście zanosiło się na to, że ten stan prędko nie
ulegnie zmianie. Cieszyliśmy się każdą chwilą, którą dane nam było ze sobą
spędzić. Istna sielanka.
Co jest
równie wspaniałą wiadomością, przestały mnie męczyć koszmary, a wilki nie
pokazały się już ani razu. Zero pobudek z krzykiem w nocy, zero wstawania zlana
potem, zero odlotów jak przed ostatnim meczem. Nastała cisza. Miałam tylko
nadzieję, że nie jest to cisza przed burzą.
W ogóle
ostatnio moje życie zaczęło przypominać raj. Miałam idealnego chłopaka,
wspaniałych przyjaciół, na powrót świetnie mi szło w quidditchu i w dodatku
Score wrócił do szkoły.
Właśnie –
Score. Czułam się, jakby ten czas w moim życiu był jakimś doskonałym
mechanizmem. Wszystkie elementy idealnie ze sobą współgrały, wszystko
chodziło – dosłownie
– jak w zegarku, poza jednym,
zbuntowanym kołem zębatym. Tym kołem był mój brat. Okey, może nie najlepsza
metafora, ale inaczej nie potrafię tego ująć.
Po prostu za nic nie mogłam rozgryźć
Scorpiusa. Zachowywał się, jakby się na mnie obraził. Unikał mnie, wymigiwał
się od rozmowy, a nawet jeśli udało mi się go w końcu złapać, nasz dialog
ograniczał się do wymienienia kilku zdań, zazwyczaj o tak prozaicznych tematach
jak pogoda, czy szkoła. Szczerze mówiąc, zaczęłam poważnie niepokoić się o jego
edukację. Może to brzmi dziwnie, że młodsza siostra martwi się o oceny swojego
brata, który daje jej wyraźnie do zrozumienia, że ma ją gdzieś, ale tak właśnie
było. Niedawno udało mi się wyciągnąć z Mike'a, że Score notorycznie opuszcza
lekcje (co, prawdę mówiąc, wcale mnie nie zdziwiło, z uwagi na to, że nie
pojawia się nawet na posiłkach. Czy on w ogóle opuszcza dormitorium!?) i odciął
się od wszystkich swoich znajomych. Nie odzywa się do nikogo poza mną i
Brownem.
I
dlaczego to wszystko? Dlaczego tak się zachowuje? O co miałby mieć do mnie
pretensje? Przecież to on mnie prawie zabił, a nie odwrotnie! Nie... Nie
pomyślałam tego... Ja naprawdę nie mam o to do niego żalu, bo wiem, że to nie
on... a przynajmniej nie w pełni świadomie.
Starałam
się odrzucić od siebie ten temat, ale on powracał jak bumerang. Po co w ogóle
zaczęłam o tym myśleć?! Ehh...
Nagle poczułam przemożną potrzebę
porozmawiania z kimś o tym. W pierwszej chwili pomyślałam o Albusie, co było u
mnie dość naturalnym odruchem, jednak zaraz pojawiły się wątpliwości. Co prawda
pomiędzy mną, a Alem nie było żadnego otwartego konfliktu, ale od kiedy
pojawiła się Madison... Ehh, po prostu rzadziej ze sobą rozmawialiśmy, a już na
pewno nie mówiliśmy sobie o wszystkim... Zresztą teraz sama już nie wiedziałam,
czy kiedykolwiek było tak, że nie ukrywaliśmy przed sobą absolutnie nic.
Ale
wracając do tematu – nie miałam ochoty gadać z Alem, zatem do
głowy przyszedł mi pomysł, żeby porozmawiać z Jamesem.
Nigdy
nie wysyłałam wiadomości patronusem, więc nie byłam pewna jak to się robi, a
mimo to wyjęłam różdżkę, pomyślałam o ostatnim moim pobycie z Jamesem na tym
dachu i wyszeptałam formułę. Z różdżki wystrzelił obłok srebrzystobiałej pary,
która po chwili przybrała kształt wilka.
–
Cześć, mogłabyś... – tu się na chwilę zawahałam. W końcu skąd
miałam wiedzieć, jaką płeć ma mój patronus?! Coś mi jednak mówiło, że to wadera,
dlatego też takiej formy użyłam –
zanieść dla mnie jedną wiadomość do Jamesa Pottera?
Trudno
mi opisać, jak dziwnie się czułam gadając z chmurą. Owy obłok był jednak
całkiem pojętny, bo choć nie odpowiedział (a raczej odpowiedziała) mi ludzkim
głosem (dzięki Merlinowi!), to pokiwała głową, na znak zgody. Powiedziałam więc
gdzie jestem i że bardzo chciałabym z nim teraz pogadać. Gdy wilczyca pognała w
powietrzu w dół wieży, moją głową znowu zawładnęły myśli.
Tym
razem wybiegłam w przyszłość. Jeśli chodzi o szkołę, to czekały mnie SUMy, do
których nawet jeszcze nie zaczęłam się przygotowywać. Quidditch. Został nam
ostatni mecz w tym sezonie. Z Gryffindorem. Z jednej strony, byłam
podekscytowana możliwością rywalizacji z Jamesem, a z drugiej wiedziałam, że to
spotkanie nie będzie się zaliczało do najprostszych. Bynajmniej.
Postanowiłam
jednak nie zadręczać się dłużej tymi myślami i przeszłam dalej.
Te
wszelkie sprawy związane z tym co będzie przytłaczały mnie bardziej niż
cokolwiek co się już wydarzyło. Może to dlatego, że nic nie było pewne?
Wszystko mogło się zdarzyć, lub nie. Choćby nie wiem ile się o niej myślało,
czy starało ją jakoś zaplanować, przyszłość wciąż pozostawała niewiadomą.
Na
szczęście James zjawił się nadspodziewanie szybko i oderwał mnie od tych
wszystkich ponurych myśli. Początkowo byłam tak zaabsorbowana rozmyślaniem, że
nawet go nie zauważyłam. Spostrzegłam go dopiero gdy podszedł bliżej i usiadł
obok mnie na szaro-czarnych dachówkach. Na powitanie pocałował mnie w policzek.
–
Cześć, piękna – Na jego twarzy jak zwykle widniał szeroki
uśmiech.
–
Cześć, James – Na końcu języka miałam zdanie ,,Prosiłam cię,
żebyś mnie tak nie nazywał'', ale w gruncie rzeczy lubiłam gdy to robił. To
było bardzo w jego stylu.
–
Wcześnie cię z łóżka wyrwało. Nie mogłaś spać?
– Nie,
spało mi się świetnie. Po prostu muszę z kimś pogadać –
Wolałam nie mówić mu o tym, że siedzę tu od dobrych kilku godzin.
– Coś
się stało? – zainteresował się.
Odetchnęłam
głęboko. Przysunęłam się bliżej, oparłam głowę o jego ramię i zaczęłam mówić.
Biło od niego przyjemne ciepło, które poczułam gdy objął mnie w talii. Nie
przerywał mi dopóki nie skończyłam dzielić się z nim swoim zmartwieniem. Co jak
co, ale słuchaczem to James był naprawdę dobrym.
– Wiesz
co, Kate, jak tego słucham to cieszę się, że największy konflikt jaki ja miałem z bratem polegał na tym, kto
pierwszy ma iść do łazienki, kiedy obaj byliśmy umówieni na randkę –
podsumował.
Parsknęłam śmiechem.
Parsknęłam śmiechem.
– A tak
poważnie, to dałbym mu czas. Znaczy... Odpuście sobie. Dawno go tu nie było, a
w tym czasie co nieco się pozmieniało. Musi się do tego przyzwyczaić, z
powrotem zaaklimatyzować.
– Łał,
James, nie wiedziałam, że ty znasz takie trudne słowa! ,,Zaaklimatyzować'' ma
aż siedem sylab, szalejesz!
Zaśmialiśmy
się oboje.
Mogłam
sobie z niego szydzić dowoli, ale prawda była taka, że James umiał idealnie
postępować z ludźmi. Wyczuł, że to wszystko zaczęło mnie przytłaczać, więc na
początku zażartował, żeby mnie rozśmieszyć. Kiedy już poprawił mi humor mógł
odpowiedzieć poważnie, udzielając dobrej rady. Chyba już zawsze będę mu
zazdrościć tego wyczucia, umiejętności dobrej oceny sytuacji i charyzmy. Na brodę Merlina, czy on naprawdę musi być
we wszystkim taki idealny?
– No
nie wiem... Nie chcę go zostawiać ze wszystkim samego. Chcę, żeby czuł, że
jestem przy nim.
– Kate,
on na prawdę nie jest już małym chłopcem. Zresztą, jest tu dopiero od dwóch
tygodni. Przyzwyczai się, tylko daj mu czas.
Słowa
Jamesa nieco podniosły mnie na duchu. Postanowiłam nie ciągnąć tematu, żeby nie
wyjść na histeryczkę. Czułam jednak, że to nie jest takie proste. Coś między
mną, a moim bratem się zepsuło i miałam przeczucie, że sam czas tego nie
naprawi
Z
drugiej strony rozumiałam podejście mojego chłopaka. Nikt, kto patrzyłby na to
z boku by tego nie zrozumiał. Dlaczego to Score ma być tym pokrzywdzonym, skoro
to również on rzucił zaklęcie? Czy to nie mój brat powinien teraz starać się,
żebym nie była na niego wściekła? Skoro jest starszy, to chyba on powinien się
o mnie troszczyć, nie? Te pytania wydają się naturalne dla wszystkich oprócz
mnie. To naprawdę nie jest takie
proste, na jakie wygląda.
,,A
może właśnie jest?'' – odezwał się cichy głosik z tyłu głowy – ,,A ja tylko wmawiam sobie, że jest
inaczej, żeby usprawiedliwić swoje zamartwianie się, tęsknotę i nieumiejętność
zrozumienia sytuacji?''.
– Hej,
Ziemia do Kate! Jesteś tam jeszcze?
– ponownie wyrwał mnie z
rozmyśleń James, za co miałam ochotę mu podziękować.
–
Jestem, jestem. Przepraszam, zamyśliłam się.
– Od
rana masz taki melancholijny humor?
– Tak.
Chociaż... Nie. Wcześniej, gdy nie myślałam o Scorpiusie, a o całej reszcie
mojego życia, byłam szczęśliwa. Nie uważasz, że ostatnio układa nam się jak w
raju?
– To
prawda. Chciałbym, żeby to się już nie zmieniało. Ale wiesz, na naszym idealnym
życiu jest jeszcze jedna rysa.
–
Czyżby? – postanowiłam przemilczeć, że niezbyt
spodobało mi się porównanie Score'a do rysy. Wolałam gdy był kołem zębatym.
– Ano.
I ta rysa nazywa się Jacob Zabini. Możesz mi powiedzieć, co zamierzasz z nią
zrobić?
– Aha. Ta rysa. Jeszcze jedno irytujące kółko
zębate, które nie chce się kręcić w tą stronę co potrzeba... –
mruknęłam.
–
Dokładnie. To znaczy... Co?! Jakie znowu kółko zębate? – ponownie
parsknęłam śmiechem na widok miny Jamesa.
Ale
faktycznie – sprawa Jake również pozostawała dotąd
nierozwiązana. Aż się zdziwiłam, że wcześniej o nim nie pomyślałam.
– Nie
ważne. A co do pytania: nie wiem, James. Nie chciałabym tracić kogoś takiego
jak Jake, ale z nim rozmawia się jeszcze ciężej niż z moim bratem. Wszystko
obraca w żart, zasłania się sarkazmem, nie da się z nim porozmawiać poważnie.
Unika sytuacji, w których bylibyśmy sami i wreszcie moglibyśmy pogadać. Ja...
Nie wiem, czy jest sens ratować tę przyjaźń. Albo inaczej: czy jest szansa, żeby ją jeszcze uratować.
James
dłuższą chwilę zwlekał z odpowiedzią. W tym czasie zdążyłam przyłapać się na
tym, że mu się przyglądam.
Już na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie
chłopaka, który lubi pakować się w kłopoty. Jego włosy wyglądały niechlujnie, a
jednak przyjemnie, jakby tą fryzurą chciał powiedzieć ,,Nie chciało mi się
czesać po wstaniu z łóżka, ale i tak wyglądam wspaniale''. Miał na sobie
fioletową koszulkę i dżinsy. Majestatycznie wpatrywał się w dal, a promienie
słońca nadawały jego zwykle dosyć bladej skórze przyjemnej barwy karmelu. A on
wciąż siedział spokojnie, najprawdopodobniej nie zdając sobie sprawy, jak
niesamowicie wygląda.
– Wiesz
co, Kate, dużo opowiadałaś mi o swoich przyjaciołach. Przyjemnie było posłuchać
o twoich przygodach z Julie, czy z moim bratem, naprawdę. Dobrze wiesz, że nie
raz rozbawiałaś mnie tym niemal do łez. Ale... Kiedy mówiłaś o Jake'u, wszystko
schodziło na dalszy plan. Słuchając o nim tych wszystkich historii, w mojej
głowie pojawiał się pewien obraz. Obraz osoby, której nie mogłoby zabraknąć w
twoim życiu. Czy to nie on ratował cię od nudy w każde wakacje? Czy to nie jego
znasz jak nikt inny? Czy to nie z nim przyjaźnisz się od dziecka? Kate, ja sam
mogłem tylko pomarzyć o takiej
przyjaźni. Owszem, miałem Ryana i Freda, ale... to zupełnie co innego. Więc
myślę że: tak, jest sens ratować tę przyjaźń.
– Och,
James...
Pocałowałam
go. Chciałam mu tym podziękować, za to co właśnie powiedział. Nie był głupio
zazdrosny, mimo że mówił o swoim potencjalnym rywalu, bo i tak wiedział, że nie
ma do tego powodu. Zamiast tego zrobił coś o wiele lepszego.
– Więc
myślisz, że powinnam...
– Z nim
porozmawiać. Tak. I to jak najszybciej
– dokończył za mnie – Z
tego co wiem, to nie gadacie ze sobą od ponad miesiąca, więc jeszcze trochę, a
żadne z was nie będzie potrafiło schować dumy do kieszeni i się pogodzić.
Odwróciłam
na chwilę wzrok, żeby po raz ostatni dzisiaj nasycić oczy tym pięknym widokiem.
–
Dzisiaj mamy piątek, nie? – zagadnęłam pogodnie.
– No
tak, a co?
–Myślisz,
że zdążyłabym jeszcze przed śniadaniem...
– nie zdążyłam dokończyć, bo
James zamknął mi usta pocałunkiem.
–
Leć –
powiedział – Leć, tylko nie zapomnij, że ja też cię
kocham. No i nie baw się za dobrze, bo będę zazdrosny!
Posłałam
mu najbardziej wdzięczny uśmiech, na jaki było mnie stać, po czym wstałam i
przeszłam przez dziurę w dachu. Zbiegłam po schodach, potem po następnych i nie
zatrzymywałam się aż do momentu, kiedy znalazłam się w pokoju wspólnym.
W końcu stanęłam przed
drzwiami, które zdobiła srebrna plakietka o treści: Potter Albus i Zabini Jacob. Przez chwilę się wahałam, ale w końcu
wzięłam głęboki wdech i zapukałam trzykrotnie.
Na chwilę ogarnęła
mnie panika. Miałam ochotę stamtąd uciec, zniknąć na schodach nim ktokolwiek
zdąży mnie zauważyć. Wiedziałam jednak, że muszę walczyć z tym pragnieniem. W
innym wypadku nigdy bym tu nie wróciła.
W końcu usłyszałam
odgłos kroków i po chwili w drzwiach stanął Jake.
Z początku na jego
twarzy malowało się zaskoczenie, potem zainteresowanie, ale w końcu zastąpił je
wyraz obojętności i znudzenia. Miałam wręcz wrażenie, że jest nieco zirytowany
moim widokiem.
– Cześć, Jake – usiłowałam nie tracić rezonu, choć jego wzrok
wydawał się mówić coś w stylu ,,A, to tylko ty. Po co tym razem zawracasz mi głowę?''
– Masz ochotę zjeść ze mną
śniadanie?
Dopiero gdy to
powiedziałam zdałam sobie sprawę z tego jak: a) bardzo źle sformułowałam to
pytanie, b) głupio to zabrzmiało. Logiczne było, że nie ma ochoty jeść ze mną
śniadania, skoro od miesiąca nie naszła go ochota, żeby się chociażby do mnie
odezwać.
– Śniadanie. –
powtórzył – Ty chcesz zjeść ze mną śniadanie.
– No. Widzisz w tym
coś dziwnego?
– Nie, nie.
Absolutnie! No, może poza tym, że całkiem niedawno dosyć dobitnie dałaś wszystkim do zrozumienia z kim chcesz jadać
śniadania. O ile mnie pamięć nie myli, nie byłem to ja. Co jest, Potter się już
tobą znudził, czy jak?
Auć.
Tymi słowami nie tylko
mnie uraził, ale i wkurzył, a w dodatku do tego stopnia, że miałam ochotę
trzasnąć go w twarz i odejść. Ale on mnie ubiegł.
Jak tylko to
powiedział, rzucił mi szyderczy uśmiech, odwrócił się na pięcie i wrócił do
dormitorium.
Kiedy on się stał taki wredny?
– zapytałam w myślach samą
siebie.
Zgaduję, że mniej więcej wtedy, kiedy złamałaś mu serce. Ale to tylko
wolna sugestia – odparł cichutki głosik z tyłu głowy. Czy sumienie zawsze jest takie
bezpośrednie?
A, no tak. Już prawie zapomniałam. Dzięki. –
odpowiedziałam i powróciłam do rzeczywistości, bo gadanie z głosami w
swojej głowie to chyba nie jest przejaw pełnego zdrowia psychicznego
Jake nie stał już w
drzwiach, ale zostawił je otwarte. Pomyślałam, że to niezła metafora. Dał mi
wybór. Mogłam stchórzyć i uciec, co byłoby równoznaczne z zerwaniem raz na
zawsze naszej przyjaźni. Ale mogłam też pójść za nim, choć nie czekało mnie tam
nic prostego ani miłego, co dał mi do zrozumienia odwracając się.
Ale jak to często
bywa, złość na to jak mnie potraktował, zadziałała bardziej motywująco niż
cokolwiek innego. Nawet jeśli bym się z nim nie pogodziła, to miałam ochotę po
prostu na niego nakrzyczeć. W dodatku spodziewałam się, że myślał, że odejdę,
dlatego postanowiłam zostać, chociażby z przekory.
Dlatego wzięłam
głęboki oddech, uśmiechnęłam się pod nosem i przeszłam przez próg.
Moim oczom ukazało się zwyczajne, dwuosobowe dormitorium, w którym zresztą już kilka razy byłam. Dwa łóżka o szmaragdowej pościeli ustawione pod ścianami, mały regalik na książki i proste, drewniane biurko. Nic szczególnego
Moim oczom ukazało się zwyczajne, dwuosobowe dormitorium, w którym zresztą już kilka razy byłam. Dwa łóżka o szmaragdowej pościeli ustawione pod ścianami, mały regalik na książki i proste, drewniane biurko. Nic szczególnego
Jake zdążył się już
rozłożyć na łóżku i leżał teraz na plecach z rękami pod głową. Wpatrywał się w
sufit. Z łazienki dobiegał szum wody.
Nie miałam pomysłu jak
zacząć rozmowę, a i Jake się do niego nie kwapił, więc po prostu zaczęłam
przechadzać się po pokoju. Na biurku znalazłam parę magazynów sportowych i ulotek
reklamowych oraz kilka plakatów znanych drużyn. Wśród takich liderów jak Młoty
z Haileybury, czy Zjednoczeni z Puddlemere znalazły się też zespoły mniej
znane, na przykład Komety z Innsbrock czy Niezłomni z Villach. Obie te nazwy
nic mi nie mówiły, co mnie zdziwiło, bo interesowałam się światem quidditcha.
Uznałam to za dobry temat na początek rozmowy.
– Co to za zespoły? Nigdy nie słyszałam o Kometach z Innsbrock,
ani o Niezłomnych z Villach...
– Austriackie –
mruknął niechętnie Jake.
– Lubisz ich? –
ciągnęłam, ciesząc się w duchu, że udało mi się z nim nawiązać chociaż
cienką nić rozmowy.
– Nawet. Są nieźli.
Odłożyłam karteczki
reklamujące te drużyny z powrotem na biurko. Ciszę jaka zapanowała mącił
jedynie dochodzący z łazienki szum wody. Gdy spojrzałam na Jake'a zobaczyłam,
że już nie leży, a siedzi na łóżku.
– Jak ci się układa z
Potterem?
To pytanie uderzyło we
mnie jak grom z jasnego nieba. Zupełnie nie spodziewałam się usłyszeć tych słów
z ust Jake'a. O dziwo zachowałam jednak spokój.
– Jest cudownie. Nigdy
nie byłam taka szczęśliwa – powiedziałam lakonicznie.
– To świetnie.
Jake wypowiedział te
słowa w taki sposób, że zabrzmiały prawie szczerze, ale za długo go znałam żeby
nie wiedzieć, że musiał się bardzo postarać, żeby nie wycedzić ich przez zęby.
– Może jednak
przejdziemy się na to śniadanie? Dawno nie jadłam w towarzystwie przyjaciela.
– Jasne! – iskierka nadziei – Twój
przyjaciel, Albus, jest pod prysznicem. Wróć później – ojej,
właśnie zgasła.
Westchnęłam.
– Aleś ty ostatnio
zabawny...
– No wiem. A ty za to
strasznie drętwa i znerwicowana.
– Doprawdy?
Jake wstał z łóżka.
– Owszem. Ale ja mam
pewną teorię na ten temat. Po prostu James za słabo całuje.
Parsknęłam śmiechem.
– Na pewno lepiej niż
ty.
Tym razem to Jake się
roześmiał.
– Oh, tak?
– Tak. Dokładnie. Jest
też przystojniejszy, inteligentniejszy...
– zaczęłam wymieniać ze
zgryźliwością połączoną z rozbawieniem.
– A no tak! Prawie
zapomniałem, że w niczym nie mógłbym równać się ze Szkolnym Królem
Wspaniałości.
Z każdej jego
wypowiedzi wręcz wylewała się ironia
– No wiesz, z tym
mózgiem wielkości orzeszka...
– Chyba kokosowego!
– Ha! Chciałbyś.
Kiedy zakończyła się
ta szybka wymiana zdań czułam radość, ponieważ od dawna nie udało nam się
utrzymać rozmowy tak długo. Owszem, droczyliśmy się, ale chyba żadna strona nie
starała się jakoś szczególnie dopiec drugiej osobie. Wiedziałam jednak, że
muszę to wykorzystać, bo kolejna szansa na wdrożenie bardziej poważnych tematów
mogła się już nie nadarzyć.
– Wiesz co, Jake? Jest
jedna cecha, której naprawdę mógłbyś się od niego nauczyć.
Parsknął sarkastycznym
śmiechem.
– Ooo, a to ciekawe.
Czekaj, zgadnę! Na pewno chodzi ci o... skromność! Tak, zdecydowanie wszyscy
napuszeni pozerzy powinni się jej od niego uczyć! A ile w nim skruchy!
– Nie. Chodzi mi
o... –
ledwo zdążyłam to powiedzieć, a znowu mi przerwał.
– Nie? – Jake
udawał szczerze zaskoczonego – A, no tak! To musi być... Wierność i stałość
w uczuciach! Bezapelacyjnie to jego największa cnota!
– Czepiasz się go, że
kiedyś był taki, a nie inny, a tym czasem sam miałeś dziewczynę, choć podobno
już wtedy kochałeś mnie...
– Nie uważasz, że
,,miałeś dziewczynę'' brzmi minimalnie
lepiej niż ,,miałeś trzydzieści dziewczyn''?
– Ale James
przynajmniej był w tym wszystkim szczery. Otwarcie powiedział mi co czuje i nie
musiałam się niczego domyślać.
– A ja nie byłem
szczery?! Też ci powiedziałem co czuje!
– Ale po ilu latach,
Jake? Sądziłeś, że będę na ciebie czekać, nawet nie wiedząc, że traktujesz mnie
jako kogoś więcej niż przyjaciółkę?! A może nie sądziłeś, że ktokolwiek może
się mną zainteresować?!
Udał, że się
zakrztusił.
– No wiesz, z taką
twarzą...
Zamilkł, kiedy
zgromiłam go wzrokiem.
– Nawet nie próbuj
teraz żartować.
– Więc co mam robić,
jaśnie pani?
– Powiedzieć mi,
dlaczego tyle z tym zwlekałeś.
Odwrócił wzrok.
– Wiesz co myślę? Nie
czułeś zagrożenia, gdy na horyzoncie nie miałeś rywali, więc nie zawracałeś
sobie mną głowy. Dopiero kiedy ktoś się pojawił, pofatygowałeś się do mnie i
pocałowałeś, licząc że od tak będę cię kochać. Po prostu nie chciałeś się mną
dzielić, mimo że do tamtego momentu wcale cię nie obchodziłam.
Zrobiłam pauzę.
– Zresztą, to nie
ważne. Zadecydowało co innego: James się o mnie starał.
Spojrzał na mnie, a mi
serce omal nie pękło na pół widząc jego smutny wzrok.
– A ja nie?! Przez
tyle lat się starałem, żebyś zobaczyła we mnie kogoś więcej! W każde wakacje,
codziennie się spotykaliśmy i gdzieś razem chodziliśmy. Wychodziłem z siebie,
żeby cię rozśmieszyć, starałem czasami subtelnie wplatać w to komplementy... A
ty to wszystko konsekwentnie ignorowałaś. Odsuwałaś mnie od siebie, nie
pozwalałaś do siebie zbliżyć...
– Jake, przestań. To
nie tak...
– Nie znam innej
dziewczyny, która na to wszystko pozostawałaby ślepa. Nadal uważasz, że się nie
starałem?
Z trudem
powstrzymywałam drżenie warg.
– Ale dlaczego nie
powiedziałeś mi tego wcześniej? Dlaczego czekałeś, aż było za późno?
– A dlaczego ty nie powiedziałaś Lupinowi co czujesz?
Otworzyłam usta, żeby
coś powiedzieć, ale Jake kontynuował.
– Nie odpowiadaj. Ja
to zrobię: myślałaś, że on czuje to samo. A jeśli nie, to głupio byś się
poczuła, gdybyś wyskoczyła z wyznaniem miłosnym i okazałoby się, że on ma cię
tylko za przyjaciółkę. Nie pytaj skąd wiem. To jest teraz nie ważne.
Zapanowała cisza,
podczas której żałowałam, że nie mam drugiego serca, które mogłabym oddać
Jake'owi.
– W końcu pojawił się
Potter. Od początku wiedziałem, że może być problemem, więc starałem się
jeszcze bardziej. Ale ty już byłaś skupiona na nim. W końcu poczułem
desperację. Nie wiedziałem co robić, więc zebrałem w sobie całą odwagę i
postanowiłem przestać tchórzyć. Powiedziałem ci o wszystkim, dbając o to,
żebyśmy wcześniej miło spędzili czas.
– A ja cię
odepchnęłam – dokończyłam za niego.
– Właśnie. Teraz już
wiesz co siedziało cały czas w mojej głowie, więc możesz wysnuwać wnioski.
Znów zapanowała cisza.
Nie wytrzymałam. Podeszłam do Jake'a i przytuliłam go
– Przepraszam cię,
Jake. Przepraszam, że byłam taka głupia i ślepa.
Poczułam, że chłopak
zaczął odwzajemniać uścisk. Jedną rękę delikatnie wplótł w moje włosy, a drugą
objął mnie w talii. Zganiłam się za myśl, że jego dotyk bardzo przypomina ten
Jamesa.
Nie odzywał się, więc
ja postanowiłam to zrobić.
– Żałuję... Żałuję, że
to wszystko nie potoczyło się inaczej. Gdybym tylko wiedziała...
– Ja też żałuję –
przerwał mi i powoli zaczął się odsuwać
– Ale teraz to już nie ma
znaczenia. Masz Jamesa. Jesteś z nim szczęśliwa. To widać. Ja nie zamierzam wam
tego psuć.
Po tych słowach minął
mnie i ruszył do drzwi. Słyszałam, jak jego buty stukały o posadzkę, a w mojej
głowie trwała burza myśli.
– Nie zepsujesz –
zapewniłam jego, jak i samą siebie
– Tylko nie odchodź –
poprosiłam odwracając się w jego stronę
– Błagam, Jake.
Dopiero po ostatnich
słowach się zatrzymał. Przechylił głowę w prawo, tak że widziałam jego profil.
– Nie wiem, czy
kiedykolwiek będziemy w stanie sprawić, by było jak dawniej. Ja w tej chwili na
pewno nie jestem gotowy. Ale jeśli ten kretyn, Potter, kiedykolwiek cię
skrzywdzi, będę obok.
Wyszedł.
Nie wiedziałam co mam
ze sobą zrobić. Kopnęłam z całej siły w nogę łóżka. Wywróciłam regał. Nic
jednak nie przynosiło ukojenia.
W końcu usiadłam na
podłodze i oparłam się o zimną ścianę. Dopiero wtedy zauważyłam, że w drzwiach
łazienki stoi Albus. Szum wody ustał już dawno. Al spojrzał na mnie z czułością
i pokręcił przecząco głową. Następnie usiadł tuż obok, a ja wygodnie oparłam
głowę na jego ramieniu. Poczułam bolesne pulsowanie w piszczelu, którym
kopnęłam w łóżko.
*
Kilkanaście godzin
później...
PERSPEKTYWA JAKE'A
Siedziałem w pokoju
wspólnym myśląc o porannej rozmowie z Kate. Myśli krążące wokół tych wydarzeń
od początku nie dawały mi spokoju. Heh, zabawne że zdecydowała się na rozmowę
akurat w chwili, gdy zacząłem już sobie wszystko układać. Najwyraźniej nie
chciała, żebym przestał o niej myśleć. Ta, bardzo zabawne.
Ale czy naprawdę tak jej zależało, jak mówiła? Czy rzeczywiście o
niczym nie wiedziała? A może znowu chce sobie po prostu pogrywać?
Jednak w środku byłem
pewien, że ona taka nie była.
Nagle coś się zaczęło
dziać. Podniosłem wzrok znad podręcznika, który niby czytałem, ale byłem zbyt
zajęty rozmyśleniami, by się na nim skupić. Zobaczyłem, że przez grupę stojącą
najbliżej drzwi ktoś się przepycha. Zaraz potem wypadł z niej Al i w kilku
krokach znalazł się obok mnie. Wyglądał świnka morska z przydługą czupryną...
Czyli w sumie jak zawsze. Tym razem jednak, był też nieźle zaaferowany i
zmartwiony. Gdy tylko do mnie dotarł odezwał się bardzo stanowczo.
– Słuchaj, stary, idź
na korytarz na parterze. Tam się spotkamy. Idę po dziewczyny.
Spojrzałem na niego ze
zdziwieniem, ale on nie czekał na odpowiedź, tylko od razu się odwrócił. Takie
zachowanie było do niego zupełnie niepodobne. Coś musiało się stać.
– Al! – zatrzymałem
go –
Co się dzieje?
Odwrócił się i
odpowiedział idąc tyłem w kierunku schodów do dormitorium dziewczyn.
– Kate zniknęła.
Musimy ją znaleźć.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czekam na dużo opinii i konstruktywnej krytyki :D Nowy rozdział już niedługo ;)
Kurczę, ten blog już mi w ogóle nie przypomina tego którym był jakieś pół roku temu... Za mało magii i Hogwartu i ogólnie już brak tego wspaniałego klimatu, który uwielbiałam. Za dużo Jamesa. Na początku: James - wesoły żartowniś, Kate - fajna dziewczyna, sarkazm, quidditch... No tak, quidditch... Może jakiś rozdział o treningu? Już praktycznie zapomniałam o Scorpiusie... Może już wytłumaczysz jego zachowanie, co? Mam nadzieję, że inne rozdziały przypadną mi do gustu, bo... No dobrze, przestaję hejtować, ale dodaj do następnych rozdziałów trochę magii. Proszę... Pozdrawiam... Liczę na więcej... I by było ciekawiej... Anonim...
OdpowiedzUsuńMasz rację. Wcześniej przy pisaniu ceniłam sobie to, że potrafiłam prowadzić jednocześnie wiele wątków i dużo więcej się działo. No i faktycznie wtedy bardziej koncentrowałam się na samej szkole, magii itd. A teraz... Zdecydowanie za bardzo skupiłam się na wątku miłosnym. Za dużo opisów emocji, a za mało przygód, czy interesujących wydarzeń. Wiem, że w pewnym momencie popełniłam błąd i teraz bardzo tego żałuję, jednak jest to moje pierwsze, dłuższe opowiadanie, dlatego zdaję sobie sprawę, że ono nigdy nie będzie idealne.Co do quidditcha, to: a)w zasadzie każdy trening wygląda bardzo podobnie, dlatego nie chcę wprowadzać monotonii, b)na horyzoncie nie było żadnych meczy, dlatego ilość treningów w szkole ograniczyła się do minimum (co niedługo się zmieni). Natomiast wyjaśnienie sprawy Scorpiusa będzie po części w przyszłym rozdziale, ale do pełnego rozwiązania musisz jeszcze trochę poczekać.
UsuńBardzo, bardzo dziękuję Ci za ten komentarz. Dzięki niemu wiem co poprawić i czego mi ostatnio brakowało w tym opowiadaniu. Postaram się zastosować do Twoich rad. Pozdrawiam, Anonimku i miło mi, że jesteś ze mną od tak dawna :D
Hej, hej.
OdpowiedzUsuńZ góry mówię, że rozdziału jeszcze nie przeczytałam, bo dopiero co mi laptopa z naprawy oddali, ale widzę komentarz u góry.
Osobiście uważam, że Kate, James i reszta wyrośli już z przygód, a po co pisać kolejnego Pottera? Przecież to fanfiction.:) Co do qudditcha — po jaka cholerę pisać po pierdyliard to samo? Uważam, że Jamesa jest tyle, ile ma być.
Reasumując, jest dobrze. Opowiadanie bardzo mi się podoba, jest tak łatwe do czytania, wesołe i po tak ciężkim dniu, jak dzisiaj miałam — jest idealne.
Pozdrawiam cię bardzo serdecznie,
lady Delphie:3
Okej. Przeczytałam.
OdpowiedzUsuńI nie mam siły na jakiś odpowiedni komentarz, bo czuję się, jakbym zaraz miała umrzeć XD
Rozdział świetny. Po prostu.
Dużo Kate i Jamesa, pojawił się Jake, trochę brakuje mi Score'a. To tak w skrócie XD
Może później uda mi się wymodzić jakiś dłuższy komentarz, ale to później.
Pozdrawiam cieplutko,
lady Delphie:3
Lady Delphie:3, cieszę się, że tak uważasz. Bardzo miło mi jest czytać takie komentarze, ale... czy naprawdę niczego Ci tu nie brakuję? Kiedyś, jeszcze pod pseudonimem Lady Misty Mistery (to byłaś ty, prawda? XD) napisałaś, że chciałabyś przeczytać coś w stylu akcji ze śmierciożercami, która pojawiła się w prologu. Zmieniłaś zdanie? Wolisz czytać o wątku miłosnym?
OdpowiedzUsuńNo i cóż mam zrobić z takimi skrajnie różnymi zdaniami moich czytelników? Chyba muszę się postarać posłuchać obu komentarzy, tak żeby to jakoś zrównoważyć i wszystkich zadowolić. A przy okazji nie pogubić się we własnej wizji tego fanfiction...
Również pozdrawiam i dziękuję, że jesteś i piszesz <3
A najlepiej i wątek miłosny, i coś w rodzaju śmierciożerów xD Taki melodramat XD
OdpowiedzUsuńAle pisz jak uważasz, to twój fanfik, lepiej ci niczego nie narzucać.:D
Kiedy można się spodziewać następnego rozdziału?
OdpowiedzUsuńKurczę nie wiem czy już powinnam ci wierzyć. Piszesz: Nowy rozdział już niedługo. Czyli kiedy masz na myśli? Za miesiąc? Heloł kobieto mamy już październik a ty nic na bloga nie dodałaś od 11. W sumie bardziej blog mi się podobał, gdy nie chodziła z Jamesem. Teraz będzie tak nudno i idealnie, co? Jake lepszy. Albo Katie z nim będzie, albo go zabij, bo nie widzę sensu by dalej był w fanfiku. Możesz też zabić Scorpiusa lub wysłać znowu do Munga by nie musieć o nim pisać. Może zrobisz Katie wroga co? Przecież tytuł opowiadania to "Córka Wroga" a ja nadal nie ogarniam dlaczego taki hejt spada na Dracona, jako wroga. Zmień najlepiej tytuł. Mam pomysł: blogktoregoautorkadodajecosraznamiesiac.pl lub dodupyfanfik.pl Fajne co nie? Bardziej podoba mi się jednak lubiepisacmamnatoczasaleniebededodawacnicnablogaprzezmiesiacchocbysiewalilo.dupa I tylko spróbuj nie zezwolić na publikację tego postu. Znam twoje imię i nazw
OdpowiedzUsuńPozwolisz, że to ja będę decydować, jaki będzie tytuł bloga, wokół kogo będzie się koncentrować akcja i jak potoczą cię losy bohaterów? Dzięki, miło z twojej strony ;)
UsuńDobra nie zezwalaj na publikacje postu ok?
OdpowiedzUsuńWłaśnie, kiedy rozdział?:)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Was wszystkich, że musicie tak długo czekać, ale w następnym rozdziale chciałam napisać coś o tematyce z którą rzadko kiedy mam do czynienia. Poprawka. Nigdy czegoś takiego nie pisałam/czytałam/oglądałam. Dlatego to tyle zajmuję! Wierzcie mi lub nie, ale następny rozdział już napisałam. Siedem razy. I za każdym podejściem czegoś mi w nim brakuje, wydaje się nie naturalny itd. Wiem, kiedy coś czytam też nie lubię długo czekać na kolejny fragment opowieści, ale musicie mnie zrozumieć. Nie chcę tu wrzucać syfu. Muszę coś o tym poczytać, pooglądać i dopiero wtedy postaram się to zrozumieć. Wzięłam na siebie coś, czemu nie jestem w stanie tak od razu podołać. Ale dam radę. Dlatego na razie mogę Was jedynie prosić o cierpliwość i wyrozumiałość.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
Hedwiga
Hejtem naprawdę nie należy się przejmować.:)
OdpowiedzUsuńA tak btw, to gdzie ja bym mogła zareklamować swojego bloga?^^
OdpowiedzUsuń